Każdy na swój sposób przeżywa tragedie… Śmierć przywołuje pamięć o bliskich, którzy są po Tamtej Stronie…
Katastrofa samolotu CASA, w której zginęli żołnierze – elita polskiego lotnictwa przywołała we mnie wspomnienia o lotniku wujku Władku – pułkowniku oblatywaczu nowych maszyn. Wujek miał szczęście, dosłużył się emerytury, a w wieku sześćdziesięciu lat doczekał się syna, który przyszedł na świat dokładnie w dniu 60 urodzin wujka.
Pamiętam, jak moja mama zawsze drżała o Władka – swojego brata, gdy ten wyjeżdżał na jakieś niezrozumiałe nam misje do Moskwy i do Djakarty. Wujek mówił, że testuje tam samoloty w różnych warunkach atmosferycznych.
Czy ktoś wie coś na temat misji polskich lotników w Djakarcie w latach sześćdziesiątych /Polish Commercial Office. Djl. Palem-1.Djakarta. Indonesia/?
Pamiętam opowieść wujka o awaryjnym lądowaniu na drodze. Jako dziecko, nie pojęłam, dlaczego ratował maszynę, narażając własne życie.
Pamiętam piękny w kolorze stali mundur wujka.
Pamiętam gabardynę, wełnianą tkaninę z przędzy czesankowej, o takim skośnym splocie, z której mundur był uszyty.
Pamiętam, jak wujek przywoził kupony gabardyny, a mama szyła nam płaszcze, garsonki, spódnice.
Pamiętam, że tak pięknie, jak wujek nie prezentowaliśmy się w tych stalowych ubraniach na tle dzieci ubranych bardziej kolorowo.
Pamiętam, jak wujek przywiózł nam sarnę na Boże Narodzenie, która wpadła mu pod koła samochodu. Mówił, że pierwszy raz w życiu wtedy przestraszył się. Żal mu było zabitej sarenki, ale to później… Wcześniej całe życie przeleciało mu przed oczami…
– Bezpieczniej czuję się w przestworzach, nad chmurami – mawiał.
Dla wujka niebo było łaskawe? A może w owych czasach nie było miejsca na nonszalancję, wskazywaną dzisiaj jako jedną z przyczyn katastrofy Casy ?
Pamiętam opowieść babci Jadzi o moim ojcu, który w czasie wojny wyciągnął lotnika z płonącego samolotu. Za ten wyczyn otrzymał od dowództwa w nagrodę pozwolenie na ślub z mamą i spadochron na suknię ślubną. Zdjęcie – mama w sukni ze spadochronu i tata w pożyczonym garniturze – to najcenniejsza pamiątka po rodzicach.
Pamiętam tylko ze zdjęć i opowieści babci, stryja Stefana, klarnecistę wojskowej orkiestry. Zaginął, jak wielu jego kolegów – muzyków, w noc po koncercie w Krzemieńcu, na którym zagrali Warszawiankę. Zapłacili za to najwyższą cenę…
Według oficjalnej wiadomości, jaką babcia otrzymała z Czerwonego Krzyża, zmarł umęczony w Oświęcimiu. Zachowały się dwa listy od stryja, z tajemniczego „łagiernego jaszczika” P.34/14 – Kalinin. W listach tych chwali, jak jest tam dobrze, jak smaczne jedzenie i jak dużo dostają chleba…
Dziś wiadomo, że internowani przebywali w skrajnie ciężkich warunkach, w przepełnionych barakach, piwnicach prawosławnych monastyrów, bez dostępu do wody, w fatalnych warunkach higienicznych. Zmuszano ich do niewolniczej pracy… Chorowali na tyfus, gruźlicę, dyzenterię… Umierali także z wycieńczenia i głodu… Tego babcia nie mogła wiedzieć…
Bardzo cenna dokumentacja. Tego typu dokumenty stanowią swego rodzaju relikwie rodzinne. Ps. faktycznie interesująca panorama Krzemieńca widziana od ruin zamku Bony. Pozdrawiam serdecznie.
Bogusławie, dziękuję za odwiedziny tutaj. Nie wiedziałam, że to jest panorama Krzemieńca od tej strony.
Pingback: Tytuły publikacji – lista alfabetyczna | alE blogowanie