O azotoksie przy kominkach już dziś się nie rozmawia. A ja mam do przedyskutowania swoją teorię na temat pokolenia azotoksu. Zauważyłam, że tego pokolenia żadne zarazy się nie imają. Z salmonellą i ptasią grypą włącznie. Nawet lekarze na pacjentów w słusznym wieku, jeśli już trafią do szpitala, mawiają: wyliże się, bo z dobrego materiału zbudowany/zbudowana. Kobiety dodatkowo są silne, długo piękne i młode. Gdy Amerykanie zrzucili stonkę /powtarzam obiegową ongiś „definicję” pojawienia się stonki z tej strony żelaznej kurtyny/, to kobiety uzbrojone w azotoks poszły w pola ziemniaczane ze stonką walczyć, podczas gdy mężczyźni o bar się opierali i siły tracili popijając trunek sporządzany według przepisu „1410”. Z dumą przy tym dodawali, że to rok Bitwy pod Grunwaldem i dlatego przepis jest łatwy do zapamiętania, a napój wyśmienity. Dzięki zachowaniu podczas „nastawiania” proporcji 1:4:10 powala każdego z siłą 34 tysięcy żołnierzy Władysława Jagiełły.
Azotoks – „konserwant” z przymrużeniem oka
Po powrocie z wojny ze stonką, kobiety obierały te zatrute ziemniaczki, myły je, wygotowywały z azotoksu, często podczas gotowania kilkakrotnie odlewając wodę i takie ‚odazotoksowane’ mężczyznom podawały. Błąd! Mężczyźni – nie konserwowani azotoksem – słabli, a słaba płeć kobieca rosła w siłę i słabą tylko z nazwy się ostała.
witam, nie wiem czy mamy w sobie azotoks, ale czytając nasze blogi takie odnoszę wrażenie, tryskamy humorem, wiedzą, ciętym języczkiem. „konserwant” działa hi hi hi hi
… a może tajemnica wiecznej duchowej młodości tkwi w poczuciu humoru?
Witaj alEllo, z tym azotoksem to dowcipnie wymyślilaś. Fakt,kobiety sa na ogół bardziej elastyczne. Pozdrawiam
Witaj Mario Dora 🙂 Skoro twierdzisz, że dowcipnie, to wierzę, że tak jest i cieszę się, że mi to powiedziałaś, bo bardzo cenię Twoje zdanie. Czasami człowiek sili się na dowcip, a wiesz, co z tego wychodzi…
Blog wspaniały. Widać w nim wszystko: porządek – wiadomo, kobieta – układ, ładne fotki, a przede wszystkim bardzo ciekawe tematy. No i jak jeszcze pisane ! Super nad supery; jestem po prostu zachwycony. Nie piszesz o takich duperelach, jak widziałem niedawno w jednym blogu, przez dwa dni ukazującym się na pierwszej stronie : ” Co ugotować…”, czy coś w tym rodzaju. Chociaż o tym też z pewnością byś też ciekawie napisała. A wszedłem na twój blog po twoim komentarzu u mnie. I wcale tego nie żałuję. A mój blog, w stosunku do twojego taki prosty, jakiś ubogi. Tylko treść, a przy tym niekiedy chaotyczna, nawet niektórzy mówią, że wulgarna. Ale taki jestem. Odkrywam się, co zaznaczyłem w nagłówku bloga, jestem niecierpliwy… Kiedy coś zawierci w moim łbie, natychmiast chciałbym to wypowiedzieć i ogłosić, nawet dobrze nie sprawdzając. Nie wszystkim to się podoba. A mnie jest wszystko jedno. Otwieram moje wnętrze i każdemu nowo spotkanemu pokazuję uśmiech. Koniec, bo to nie wygląda już na komentarz.
Witaj Heny:) Miło, że mnie odwiedziłeś. Od Twoich pochwał cała jestem w pąsach;)Pozwolisz jednak, że nie zgodzę się z Tobą. Zupełnie inne zdanie mam na temat Twojego bloga, niż ty sam. To fakt, że piszesz spontanicznie, ale w tym cały urok. Na dodatek masz bardzo lekkie pióro, bez patetycznych „wzlotów”, które mnie się zdarzają , a ja bardzo lubię taki lekki sposób pisania. Blog nie musi być udekorowany ozdóbkami i mieć albumy. Silną stroną fotoblogów są zdjęcia, Twojego bloga słowo ze swą tematyką, a u mnie wszystkiego po trochę. Każdy na swój sposób „przędzie”, jak w życiu…
Twoje wzloty mi się bardzo podobają. Piszesz wspaniale. Ja też niekiedy próbuję piórem się unieść, przenieść się, zapomnieć o teraźniejszości. W utopię marzeń się przenieść. Ale marzenia i teraźniejszość wcale do siebie nie pasują. Dlatego buntuję się i piszę niekiedy ze złością, katuję się, próbując przeprowadzić własną wiwisekcję bez znieczulenia. To jest moje wycie, protest i apel do teraźniejszego świata.
„Wyj”… „wyj”… Heny, protestuj i apeluj. Jeśli jest choć jeden czytelnik, to naprawdę warto! A masz nie mnie jedną, która chodzi na Twój blog i Ciebie słucha.Cieszę się, że moja pisanina Ci się podoba, bardzo dziękuję za miłe słowa. Człowiek już taki jest, że czasami potrzebuje, by ktoś pochwalił – to motywuje. Chociaż i surowej krytyki się nie boję, pod warunkiem, że jest konstruktywna. Pozdrawiam serdecznie:)
Facetów konserwuje 1410. Używam go na wsi i w zimie nie miałem nawet kataru.
No,no,no…Antoni…….ciekawa jestem kto jeszcze pamięta o tej historycznej dacie?
Bet, Ty także pamiętasz tę datę? :)))
Wierzę, bo mój sąsiad, który tej „szczepionki” używał, w dobrym zdrowiu dożył prawie setki.
Hi, hi, hi… pamietam czasy, gdy z butelczynami ruszaliśmy w pole by pozbierać stonki bez zatruwania swodowiska azotoksem, a tu taka wiadomośc po latach, nie mogłaś tego wszem i wobec wcześniej objawić ,że to konserwant?. Nie musiałabym nabijać kilometrówki zmęczonym nogom po ziemniaczanym polu.Pozdrowionka
Witaj Kalia 🙂 Sądząc po Twoich nóżkach, które tyle kilometrów „nabijają” w poszukiwaniu tak pięknych tematów do zdjęć /widać to na Twoim blogu/, to te wędrówki za stonką wyszły Ci na dobre. Pozdrawiam serdecznie:)
Pamiętam z dzieciństwa nazwę „Azotoks”, tylko nie wiem czy jeszcze był to nawóz wychwalany czy juz wycofywany.
Wróć! Nie nawóz tylko oprysk.
Ja pamiętam azotoks jako proszek do posypywania, w małych kartonowych walcach z dziurkami. Podobnie zapakowany, jak zasypka na rany, lub dla dzieci (młode mamy to nie widziały takiej zasypki). Czasami gospodynie na wsi sypały Azotoks na rozpaloną blachę kuchenną i polewały go wodą, dzięki czemu padały muchy.
Konserwantem z tej samej pólki jest też jeszcze będąca obecnie w zdecydowanym odwrocie naftalina. Pozdrawiam wspomnieniowo.
Pamiętam bardzo silny zapach naftaliny. Kiedy ludzie jesienią powkładali palta, ten zapach był wszechobecny.
Pingback: Tytuły publikacji – lista alfabetyczna | alE blogowanie