Joanna Guze i Madamka

Zmarła Joanna Guze, jedna z najlepszych polskich tłumaczek z języka francuskiego. Także autorka książek o historii sztuki.

       Jestem miłośniczką kultury i literatury francuskiej. I choć Joanna Guze jest twórczą postacią polskiej kultury, myślę, że jej śmierć opłakuje także kultura francuska.  Pierwszy raz o Joannie Guze usłyszałam od nauczycielki języka francuskiego – kochanej Madamki, która podobnie, jak Joanna Guze, miała w czasach PRL kontakty z polską kulturą na emigracji. W tym samym czasie też były na stypendium we Francji. Potem chyba nigdy się nie spotkały.

Na lekcjach języka francuskiego „Madamka” polecała literaturę francuską właśnie w przekładzie Joanny Guze, ceniąc ją za przekłady literackie, a nie dosłowne, jak czynili to niektórzy tłumacze – rzemieślnicy. Zaszczepiała uczniów literaturą francuską także korzystając z książek przerabianych specjalnie dla osób uczących się języka francuskiego. Były to książki francuskich pisarzy – nie przetłumaczone na język polski, ale uproszczone językowo i gramatycznie, z mniejszą ilością czasów. Miały dawać poczucie dumy, że książkę czyta się w ojczystym języku jej autora. Oczywiście też uczyć francuskiego. Nie pamiętam, czy one były dziełem Joanny Guze, czy może z jej inicjatywy albo dzięki jej pomysłowi powstawały.

     Madamka dzieła francuskie czytała w oryginale. Nie potrzebowała przekładów. Twierdziła, że „deformują”.  Ale kiedy przeczytała  „Dżumę” Alberta Camusa  w przekładzie Joanny Guze, to po prostu, jak określiła, dech jej zaparło, bo nie przypuszczała, że tłumacz tak może wejść w duszę autora.

Obie Panie teraz się spotkały…
Ciekawe, czy rozpoznały w sobie stypendystki z paryskiej dzielnicy i z całonocnych kolejek na wystawy. Tak! Tak! Z kolejek, bo wielki był głód kultury w powojennych latach czterdziestych.

A ja? Cóż ja…
Dzięki jednej kochanej Pani, pokochałam drugą Panią, literaturę oraz impresjonistów.

22 uwagi do wpisu “Joanna Guze i Madamka

  1. Napewno się spotkały i braknie im wieczności na rozmowy….. Piękne jest to,że niektórzy nauczuciele tak potrafią zapalić młodzież do swoich pasji…ale taki sukces jest rzadko przez nich odczuwany.Czasem ujawnia się po wielu,wielu latach…a czasem dopiero „pośmiertnie”. Cóz na tym polega urok a może raczej nieszczęście tego zawodu.Ale jest to piękne jednak,że się zdarza.Też mam taką jedną „Panią od polskiego” którą doceniłam dopiero wiele lat po skończeniu szkoły.

    • Bet, Madamka, o której wspominam należała do grona tych wielkich nauczycieli, którzy wdzięcznością, docenianiem i sympatią uczniów cieszyli się na bieżąco. Także jej siostra – nauczycielka historii i dyrektorka szkoły, także poloniści i jeszcze paru innych nauczycieli z liceum.

  2. A…dzięki literatko, gdyby nie Twoja notka i wspomnienia, nigdy bym nawet o Paniach nie usłyszała.To ważne, że na świecie są ludzie pasjonaci, którzy potrafią coś ważnego do naszego życia ”wnieść”Pozdrowionka.Konkurs zaczyna się o 15tej, dobrze, że zajrzałam bo zupełnie, o tym zapomniałam.

    • Bożenko, myślę, że słyszałaś, a raczej czytałaś książki w przekładzie Joanny Guze. Po prostu pewnie nie zwróciłaś uwagi na nazwisko tłumaczki.

  3. Również myślę Elu, że obie panie się spotkały, no bo jakże mogłoby być inaczej ? Wyobrażam sobie, że tych, których kochamy tu na ziemi, będziemy kochać również tam, gdzie się po życiu znajdziemy. A jeżeli chodzi o tłumaczenie literatury, to już dawno temu spotkałam się ze złymi tłumaczeniami, nawet zawierającymi rażące błędy. Kiedyś, miałam wielka ochotę napisać do tłumacza jakiejś książki, nie pamiętam już nawet jej autora i tytułu, ale nie miałam jeszcze wtedy internetu i wyszukanie adresu wydawnictwa, a tym bardziej tłumacza nie było takie proste. Dałam więc sobie spokój. Każdy chyba zauważa, że niektóre książki „ciężko” się czyta, a to z winy tłumacza. Klasyka jest chyba przetłumaczona bez zarzutu, niektóre książki wręcz po mistrzowsku, ale inne, mniej znaczące pozycje, szczególnie nowości – to różnie z tym bywa.Pozdrawiam. :)))

    • Rozyna,wydaje mi się, że nie każdy kto czyta książki zwraca uwagę na to. Ja sama czasami nawet nie patrzę, w czyim tłumaczeniu jest książka. Niewielu jest tłumaczy takich, których można nazwać równorzędnymi z autorem twórcami dzieła. Do takich należy właśnie Joanna Guze.

  4. Każdy z nas kiedyś odejdzie, tylko nie wiadomo kiedy. Odeszła świetna tłumaczka, a pisarką też była. Ciekaw jestem, czy tam, gdzie się teraz znalazła, znajomość francuskiego pomoże jej w kontaktach. Bo mówi się, że iloma językami mówisz, tyle razy jesteś człowiekiem. Tam chyba jest jeden język, albo wcale go nie ma. A francuski bardzo mi się podoba; cudownie brzmii. Sam nim nie władam, a uczyć się go, dla mnie jest za późno.

    • Heny, ładnie to ująłeś. Wiem, że kto czyta, żyje wielokrotnie. Ale o tym, że „iloma językami mówisz, tyle razy jesteś człowiekiem” – nie wiedziałam. Znam osoby władające kilkoma językami i trudno o nich powiedzieć, że są chociaż jednym człowiekiem, bo brakuje im cech człowieczych.

      • „Vieviel Sprachen du sprichts, so oft bist du ein Mensch” – Johan Wolfgang Von Goethe. Goethe wypowiadając to, miał na myśli chyba tylko możliwość porozumiewania się. Masz rację, że ktoś może mówić wieloma językami i łotrem, zerem człowieczym być. Pozdrowienia z krainy, gdzie nawet żadnym poprawnym językiem większość nie mówi. Możnaby takich nazywać półczłowiekiem ? Chyba nie, bo jako ludzie wcale nie są źli. Oni mówią : „Wir koennen alles, ausser hochdeutsch” /my umiemy wszystko, oprócz literackiego niemieckiego/.

        • Heny, słyszałam, czy może czytałam, że są gdzieś w świecie osoby wśród Polonii, które zapomniały język polski, a używanego tam gdzie są języka – nie nauczyły się. Zastanawiam się, ile w tym prawdy i czy to w ogóle możliwe? Pomijam oczywiście osoby dotknięte chorobami neurologicznymi czy urazami. Ale taki zwykły, zdrowy, przeciętny człowiek. To możliwe?

          • I dobrze słyszałaś. Znam takich wielu. Po przyjeździe do Niemiec – to środowisko najlepiej znam – po otrzymaniu dowodu, „stają” się Niemcami. Na siłę starają się zapomnieć ojczystego języka, a nowego trudno im się nauczyć. Najgorsze w tym to, że tak samo wychowują dzieci, które po przyjeździe do dziadków w Polsce nie mogą się z nimi porozumiewać. Nie jest to regułą. Są też „normalni”, w których żyłach płynie polska krew, a serce bije im też po naszemu. Najgorsze jest jednak to, że nie możemy się tu wzajemnie wspierać, pomagać sobie. Jest taka jakaś nasza, też polska zazdrość i zawiść. Inne nacje widać tu pod tym względem korzystniej. Bo z nami jest tak, jak polskim piekłem : – „Lucyfer kontroluje swoje gospodarstwo i widzi, że przy jednym piekielnym kotle siedzą grzesznicy i ich nikt nie pilnuje. Dlaczego ich nie kontrolujesz – zwraca uwagę jednemu z diabłów. – Ich nie trzeba wcale kontrolować, bo to Polacy, którzy się sami pilnują, żeby któremuś z nich nie udało się z kotła wyskoczyć”.

          • Oj Heny, nie przesadzasz z tym „kotłem”?Znam środowiska polonijne, w których bardzo się wszyscy wspierają, spotykają, pielęgnują tradycje, nawet wieczory poezji polskiej sobie organizują.

  5. Dziękuję:) A moja babcia była rodowita Francuzką -Paryżanką. Ukończyła Sorbonę:) A ja niedawno byłem we Francji. Okolice Carcassone. I może jeszcze będę w tym roku trochę dłużej. Dziękuję za podanie numeru do głosowania.Pozdrawiam Vojtek

  6. To przykra wiadomość. Mam Jej autorstwa książkę o historii Sztuki. Pisała jasno, zrozumiałym językiem, tak by nawet mniej zaawansowana w tej dziedzinie osoba zrozumiała i nie zraziła sie do tematu. To była pierwsza ksiażka z tej dziedziny którą kupiłam swojej córce. Szkoda, gdy odchodzą madrzy ludzie.Miłego Elu, anabell

    • ~Anabell,też jestem tego zdania.Mnie bardzo zainteresowała jej książka „Impresjoniści”, w której sylwetki prekursorów i twórców malarstwa impresjonistycznego, takich jak Edouard Manet, Claude Monet, Edgar Degas, Auguste Renoir, Camille Pissarro i Paul Cezanne pokazała na bogatym tle wydarzeń kulturalnych i politycznych epoki. Świetnie się czyta.

  7. Nigdy się francuskiego nie uczyłem i zaczynam żałować. Moja nauczycielka niemieckiego potrafiła jednak wzbudzić fascynację literaturą pisaną w tym języku. I zostało mi to do dziś. Miałem trzech nauczycieli tego języka, ale najmilej wspominam tylko tę kobitkę. Nazwisko Guze obiło mi się o uszy, ale skleroza nie pozwala mi przypomnieć sobie, co też mogłem czytać. Na pewno jednak coś było. Dawno temu.

  8. Wiadomość dla Romakmita.Maile wysyłane przeze mnie na podany adres wracają za pośrednictwem „Mail Administrator” . Oto treść maila, który usiłuję wysłać do Ciebie. Klik dobry:)Oczywiście to przejęzyczenie. Jestem ogromnie wdzięczna za zwrócenie na to uwagi. Już poprawiłam.Cieszy mnie, ze moja publikacja tak wnikliwie została przeczytana. Bardzo, bardzo dziękuję.Pozdrawiam serdecznie, Ela

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s