O spotkaniu znajomych internetowych.
Na miejsce przybyłam 50 minut wcześniej. Można sobie wyobrazić, ile nadreptałam się przebierając nogami i spacerując przed kinem „Wisła” na Żoliborzu w Warszawie, bo właśnie tam byliśmy umówieni. W kinie 40 stopni ciepła odczuwam. Eeeeeetam… czterdzieści… Sześćdziesiąt co najmniej, a ja zakutana w umówiony znak, czyli moherowy szal z czerwonym sercem. Oblewają mnie siódme poty. Przez cały dzień kręcone loki przyklejają się do karku, modelowana na żel grzywka zwisa, jak kąpiące sople lodowe podczas wiosennych roztopów, ręce mokre z podniecenia. W tej upojnej chwili oczekiwania nawet rzęsy roztapiają się i zalewają oczy piekącym tuszem. Przyklejam więc do nich kolejne warstwy tuszu, przypudrowuję nos. Mam już na nim parę milimetrów pudru. Znowu zerkam do lusterka. Wyglądam jak stara pudernica. Liżę więc palec i usuwam nadmiar pudru. Co chwilę wychodzę na zewnątrz na zimnicę i ślizgawicę, by się ochłodzić.
Do kina są dwa wejścia, martwię się, by nie przegapić kogoś. Mijają sekundy, minuty, zegarek co chwilę przykładam do ucha, by się upewnić, że tyka, co dwie minuty pytam ludzi, która godzina, nie wierząc własnemu zegarkowi. Znowu oblewam się na przemian to zimnym to gorącym potem. Znowu chwila postoju na zewnątrz, gdzie ludzie patrzą na widniejące na mojej piersi czerwone serce. Ciekawe, co myślą. Może wariatka? Nie! Pewnie jakaś działaczka charytatywna. Zakrywam na wszelki wypadek przyklejone serduszko rękawiczkami, żeby mi ludzie nie zaczęli wciskać datków.
Eeeeeeee.. co będę zakrywać? Czekam na swoich Znajomych Nieznajomskich i to jest najważniejsze. Znowu wchodzę do kina i udaję się w okolice kinowych kas. Temperatura podnosi się do 80 stopni, no może 76.
Jest! Jest! Jest! Przybywa R. Rozpoznaję ją od razu. Promienna! Uśmiechnięta! Opalona na mahoń. Całusy! Uściski! Okazuje się, że R. jest już od godziny, tylko czekała w sąsiadującym z kinem barku. Na przyszłość trzeba więc umawiać się godzinę wcześniej? 🙂 Czekamy na N. i C.
Po kilku minutach wchodzi do kina C. Także natychmiast go poznaję, a potem N. zauważona pierwszym rzutem oka bez żadnej akcji rozpoznawczej i dodatkowych pytań. Wchodzi i już wiem, ze to ona. R. zaprasza nas do lokalu obok, a tam w kameralnym, nastrojowo oświetlonym i uroczyście udekorowanym pokoiku nakryte stoły wszelakimi bakaliami tego świata. Najbardziej rzucają się w oczy połyskujące torebki z prezentami, oraz czekająca niespodzianka – tajemniczy T. Paczki z prezentami podpisane, a jakże, która dla kogo.
Przystępujemy do rozpakowywania prezentów. Uciecha, fotografowanie, śmiech, rozmowy wypełniają pokoik. Potem jeszcze dodatkowe paczki dla mnie. Jedna z Krakowa, druga z chałwą z Maroka. Jako miłośniczka marokańskiej chałwy, natychmiast zaczynam otwierać pudełko z rozkoszną słodyczą. Jest ono jakieś oporne i odporne na moje starania. Ręce się trzęsą, oczy niczego poza chałwą nie widzą, serce bije jak młot, usta pełne wyobrażonego smaczku. Pomagają okulary i łyżeczka od herbaty. Otwarte! Mniam. Mniam. Dwa duże kęsy lądują prosto w żołądku. No, pospolita chamka ze mnie? Reflektuję w porę i częstuję wszystkich. Potem już chałwy nie jem, zapominam o niej aż do końca spotkania. Słodsze od chałwy jest towarzystwo.
Potwierdzam to, o czym dawno wiedziałam. Internet, oprócz zagrożeń, jakie niesie, gromadzi też w różnych kącikach tematycznych ludzi wspaniałych, cudownych, czujących to, co do siebie mówią, rozumiejących się nawet bez słów, czytających właściwie gesty, intencje i rozumiejących je. A przede wszystkim nadających na tych samych częstotliwościach i z podobnym poczuciem humoru.
Rozmawiało się miło o wszystkim, jak wśród starych dobrych znajomych. Najmniej rozmowna ja byłam. Chyba nie pomyśleli, że jestem ponuraczką? Widzieli, że to z przejęcia. Ogrom wrażeń tego dnia sprawił, ze niewiele mówiłam. Kilka godzin wcześniej zostałam drugi raz babcią. A potem to spotkanie. Cudowne spotkanie bratnich dusz.
Szczególne chwile znalazły się także dla nieobecnych, którzy nie mogli przyjechać. SMS’y, dobre myśli, pozytywna energia i słoneczka zostały im wysłane z wiarą, że dotrą.
Robiło się późno i barmani zaczęli dawać rozpoznawcze sygnały, że lokal pora zamykać. Tak więc całuski, uściski, podziękowania. A potem jeszcze długo w noc opowiadałam rodzinie o tym spotkaniu, delektując się każdą jego chwilą.
Było też kilka innych spotkań i zjazdów. Na przykład spotkanie w stadninie, gdzie dosiadłam znanego z finału Pucharu Świata championa Celebesa, prywatnie zwanego Telepkiem, więc i mnie nazwano Telepanką.
Gratuluję udanego spotkania. JA też spotkałam w realu parę osób z bloga- pamiętam że czasem przeżywa się szok widząc kto jest autorem określonych blogów
Ja jeszcze nikogo nie spotkałam ale wczoraj na naszym blodu pojawiło się wyznanie naszej koleżanki : „znalazłam w net prawdziwego przyjaciela” ! Wierzę,że to prawdziwe wyznanie i wiem napewno,że nie ma to żadnego podłoża romansowego.. Wiem,że tu można się prawdziwie zaprzyjaźnić.Świetnie, że takie spotkanie opisałaś .
Bet, no właśnie przeczytałam o tym w komentarzach na „Pogadajmy o peerelu”.
Erinti, no ja żadnego szoku nie przeżyłam, a nie na jednym spotkaniu już byłam, nawet takim 3-dniowym zjeździe z atrakcjami.
niektórzy się dziwili że taka młoda osoba pisze o polityce i innych ciężkich tematach. Co więcej nie jest związana zawodowo z dziennikarstwem.
Erinti, uważam, że młodzi ludzie często są bardzo dojrzali, potrafią obserwować i analizować politykę i w ogóle wszystkie zjawiska w świecie i społecznościach, analizować je i opisywać. I kiedy zetkną się ze starszymi blogerami, to wywiązują się świetnie rozmowy, bo powstaje połączenie praktyki starszych z teorią, obserwacjami i przemyśleniami młodych. Dowodem na to są spotkania w blogosferze ludzi w różnym wieku.
Jakie miłe spotkanie:) Czasem zastanawiam się właśnie, jak wyglądają i jak zachowują się blogerzy w realu, pewnie nie raz miałabym niespodziankę:) Pozdrawiam:)
Przyznam, że ja się nad tym nigdy nie zastanawiałam.
Gdyż prawdziwe zaczyna się poza blogosferą.Nie zastąpi nic bliskości człowieka z krwi i kości:)PS. Rymowanka przypadkowa 🙂
Logos Amicus, nie dość, że do rymu, to jeszcze ładnie, mądrze i prawdziwie to ująłeś.
internet to dobra rzecz. Właśnie na jednych z takich spotkań poznałam autorkę bloga. Pozdrawiam
Jagoda, oj tak, fajne to były spotkania. Nie sposób wszystkich opisać.
Dobra , spotkanie , spotkaniem . Bylo cudnie – ale napisz wnuczka czy wnuk .I koniecznie jak ma na imię i czy od córki ,czy syna. Pozdrawiam…
Babciubarbi, w pośpiechu nie dopisałam że babcią-ciocią 🙂
To tez pewna nobilitacja…
Ale babcią-babcią też jestem, chociaż tylko raz.
Tego typu spotkania tez robią na mnie olbrzymie wrażenie. Są przyjemne ,radosne, odmładzają.To dzięki internetowi mozemy puste chwile zamienić przyjazne rozmowy , a później wspólne spedzanie czasu.
~Dawnodawnotemu, podzielam Twoje zdanie w całej rozciągłości. W ostatnie wakacje gościłam nawet u siebie w domu Podkarpacianki – mamę z córką – poznane na pogaduszkach internetowych. Wspominałam o tym w notce „W poszukiwaniu orła czyli spacerkiem po Dyrekcji” oraz „Widok z dzwonnicy chełmskiej”. A na najbliższe wakacje jestem zaproszona do smoka wawelskiego.
Witaj Słoneczko..Ale miałaś fajnie. Zawsze spotkania są przyjemne..Z Twojego opisu wynika że świetnie się bawiłaś.I o to chodzi .A chałwę uwielbiam ..Jak byłaś na moim blogu::)) w Galerii…Tam pod zachodem napisałam :Że piękny zachód słońca na wschodzie:::)) ale to miało znaczyć że na wschodzie czyli J.Białe…Chyba muszę zmienić bo to źle wygląda ::)) Buzialki i miłej nocki ♥♥♥♪♪♪
Frezjo, tak – masz rację. Zresztą zawsze zależało mi na tym, by internet nie zdominował życia w realu, a spotkania na forach i blogach nie stały się jedyną formą kontaktu z ludźmi.
AlEllo, czy ta ładna czarnulka na zdjęciach to ten sam czarująco uśmiechnięty rudzielec przy kominku? Widać, ze spotkanie sprawiło ci dużo przyjemności. No, a na wzmiankę o chałwie aż się oblizałam.Pozdrawiam miłych uczestników spotkania.
Mario Dora, rudzielec się tak „wyrudził” podczas zastosowania opcji „ociepl” w programie picasa.Na większe oblizywanie się, dedykuję Ci większy kęsek chałwy:Oda do chałwyO ty mała sztabko kruszcu bezowego,Której Twego smaku niepowtarzalnościChroni zimnej puszki metalu twardegoWarstwa – strażnik wiecznej twej tajemniczości.W rajski zbiwszy cię chrzęszczący miękko beton,Twe lico wnet uchyla niezmiennie kuszące- otwieracz do konserw…Niechaj, kogo słodka chuć dzisiaj zamroczy,Chyląc nad puszeczką rozognione czoło,Wie, że w tej niebiańskiej aurze tak uroczej,Wszystko co złe w dobro słodycz zmienia w koło.O chałwo ! Z okowów żelaznych wylatujSwym smakiem bakalii, aromatem słońca- dogadzaj bez końca…Patrz na lud wielbiący twój nektar żywota,Serca i żołądki, co karmisz weselem.Kiedy już nadejdzie na ciebie ochotaNatenczas słodka, gdy z innymi ją dzielę.Bądź nam wszechobecna przez wieczory, noce,Bo życie bez Ciebie sens miewa szarawy- bądź do gorzkiej kawy…Dzieckiem w kolebce kto chałwę spijał z mlekiemMatczynym, ten młody stal każdą rozpruje.Gdzie wzrok nie sięga w kraje wyruszy dalekie,Z armią rozkoszy na chałwę zapoluje.Razem przyjaciele! Atakując rajeOrzechową słodycz posiądziemy świata- by zielone wspomnieć lata…Ci, co smakiem wielbią – rwąc nieczułość puszki,Dosięgając sedna przez orzechów słodycz,Kiedy już posiądą eliksir, to złóżmyHołd tym tropicielom, bo to rajska zdobycz.Ten wśród smaków słońca nie splagiatowany,On to może w polu pobić każdy inny- jedyny, rodzinny…Ale jak w rodzince, kiedy klimat zmienny,A codzienność miesza zwykle z marzeniamiSmak rzeczywistości – krzak wysokopienny,Który kolczastością nie zawsze jest z nami,Więc kiedy słodyczy przesyt poczujemy,To harisy życia pragnąc co niemiara- zeżremy tatara…
Ach a nich tak zostanie.. tylko może nadmienię co nie co..ale tylko ciut ciut .Pozdrawiam serdecznie u mnie pada śnieg:::(((
Frezjo, a u mnie dla odmiany śnieg się topi, wszędzie woda i błoto.
ja uczestniczyłam w kilku spotkaniach ze znajomymi z internetu. Zawsze było tak, że poznawaliśmy się bezbłędnie mimo że znaliśmy się tylko z netu. Wspaniałe spotkania, miła atmosfera, szkoda że nie wszystkie znajomości przetrwały. Ale tak to bywa.
Jagódko, wiesz… tak to bywa, że potem nie wszyscy ze wszystkimi utrzymują kontakty. Czasem to niemożliwe ze względu na odległości nas dzielące. Każdy zresztą ma swoje życie prywatne, zawodowe i własne problemy. Tak, czy siak – spotkania są fajne. Namawiam Ciebie Jagódko do opisania spotkania w Hammurabim na Twojej Tunezji, bo to przecież było… jakby na saharyjskim szlaku… Pamiętasz, jak szef Tuaregów sypał nam saharyjski piasek pod nogi? :)))
Telepanko- urocze! Jest tylko jedno pytanie: Czy gdzieś są jeszcze tykające zegarki? Pozdrawiam!
U mnie, u mnie jest tykający zegarek. Taki zegarek, pióro na atrament i tradycyjne listy oraz kartki… To u mnie pozostało z dawnych czasów do dziś.
Fantastyczne! I pięknie opisane. Mnie czeka takie spotkanie 21 marca. Jedna z koleżanek ze szkoły średniej odnalazła mnie ze pośrednictwem „Bajurek”. Mamy się spotkać w większym gronie. Miejsce spotkania – pod naszą starą budą. Budy już dawno nie ma, ale budynek budy pozostał.Bardzo jestem ciekawa – jak będzie.Pozdrawiam Cię – Grycello!
Pleciugo, jak to jak będzie? Przecież wiadomo, że fajnie!
na pewno było cudownie…można tylko pozazdrościć…buziale…. i dzięki za gratulacje
Tak jest Donato, po prostu cudownie! Zresztą ja bardziej sobie cenię kontakty w realu, chociaż i te nasze rozmowy w necie są miłym wypełnieniem wolnych chwil i poszerzają horyzonty.
A ja nikogo z blogowiczów osobiście nie spotkałem. Smutno mi, z daleka od kraju i mowa wokoło też nie nasza. Pozostaje mi pisanie, co też czynię, nie wiem po co i dla kogo. Płakać mi się chce, uhu…….Pozdrowienia dla wszystkich szczęśliwych blogowiczów !
Heny, nie płacz, tylko pisz tak często, jak tylko możesz… A co do spotkań… to nigdy nie wiadomo. Świat jest mały! Sahara wielka! 🙂
… a spotkania w blogosferze też są przecież przyjemne Heny, prawda? To ogromne pole do dyskusji, wymiany poglądów, a także zwykłych grzeczności 🙂
Cudownie, takie spotkania to jest naprawdę kapitalna rzecz :-)Zdjęcia są przepiękne 🙂 Nie mówiłaś (pisałaś), że jeździsz konno…a ja po prostu kocham konie. Na razie pogoda (i niestety brak czasu) nie pozwala mi zrelaksować się na końskim grzbiecie (a w Katowicach nie ma porządnej stadniny), ale jak tylko słoneczko zaświeci mocniej mur beton wybiorę się na spotkanie z konikami.Pozdrawiam Baaardzo Serdecznie 🙂
Anniko, jakoś nie było okazji, a i ta jazda konna to była pierwsza i jedyna jak dotąd.
milutkiego weekendowania;-))
ja też lubię pooglądać……pewnie nie byłabym kobietą 😉 ..buziale wieczorne
Z inicjałów wnioskuję że spotkał się prawie cały alfabet. Ale o co chodzi ? O co chodzi ? Chociaż słowo ułatwienia.
Antoni Relski, zastanowię się wobec tego, co napisać dla rozjaśnienia tego trudnego w zrozumieniu, o co chodzi, tekstu 🙂 🙂
Witaj Elu . Tak ja mogę powiedzieć że w Toruniu wiosna na całego . Dzisiaj okna i balkon miałam szeroko otwarte. Poważnie …było pięknie …Piesek wylegiwał się na dywaniku balkonowym a ja ,zabrałam się do sprzątania .Bo jak tak pięknie to uwielbiam robić porządki. Bety na balkon wywaliłam i teraz poduchy pachną taką wiosną . Uwielbiam jak pościel daje zapach powietrza.Jutro ma być podobnie …Ale co tam ,przeżyjemy nie? :-)Milusio pozdrawiam i buziaki ślę ……………..wiślańskie::))♥♥♥♥i pierniczki w czekoladzie ☺
Frezjo, to bardzo niesprawiedliwe, że aura tak nierówno nas obdziela wiosną. Ale cóż… Sprawiedliwie – nie znaczy po równo 😉 :))))
Witaj!No to spotkaliście się w mojej parafii. Ja mieszkam niedaleko Placu Wilsona i kina Wisła. W kinie Wisła pamiętam byłem po raz pierwszy na Krzyżakach. To była podstawówka. Dzisiaj się wybiorę na Żoliborz Oficerski i porobię filmiki. Może mi potem syn pomoże to poskładać w całość. Pogoda nie najlepsza. No, ale muszę coś robić:) Ci do Internetu to szukając korzeni znalazłem kuzynkę w Zielonej Górze. Spotkaliśmy się dwa razy i utrzymujemy kontakty. Byliśmy w ZG i Ona była u nas. Poznałem tez osobę, która się kuzynką nie okazała, ale było bardzo wesolo!Może to opiszę w następnym wpisie?Pozdrawiam Ciebie i Twoich blogowych przyjaciół.VojtekWWW.WARSAWMAN.BLOOG.PL
Vojtku, pewnie, że opisz. Takie opowieści są dowodem, że w blogosferze i w ogóle w internecie są żywi, prawdziwi ludzie z krwi i kości, a nie tylko wirtualne nicki, które zupełnie nic o sobie nie wiedzą.
Fajnie że spotkanie Wam się udało. Aby takich więcej. Telepka widziałem już wcześniej wirtualnie ale tak jak bym go znał osobiście.
Duchu, nie dziwię się, bo Telepek jest sławny.
Miła Elu!Z tego co opisałeś widzę, że bywasz osobą w gorącej wodzie kąpaną ;-)Ja radzą Ci zmienić troszeczkę taktykę.Jeżeli się z kimś umawiam, to też wolę znaleźć miejsce spotkania wcześniej. Jak już je odnajdę szukam jakiegoś przyjemnego lokalu w pobliżu i tam spędzam czas na luzie. Ustawiony alarm w komórce daje mi znać kiedy muszę się zwijać na umówione spotkanie. Jeżeli natomiast wybieram się na spacerek by pozwiedzać troszeczkę miejscowość to alarm nastawiam na połowę czasu pozostałego do spotkania – zdążę wrócić na czas :-)Najgorsze i najbardziej dokuczliwe jest czekanie. Tych 50 minut najbardziej Ci współczuję.Pozdrawiam serdecznie.
Nikolas, dziękuję za cenne wskazówki. Raczej na spotkania przybywam w ostatniej chwili – na minutę, dwie przed wyznaczoną godziną. To była wyjątkowa sytuacja.
Najważniejsze, że się dobrze bawiliście, dzięki temu pozostaną wspomnienia na całe życie. Raz tylko spotkałam się w realu z blogową przyjaciółką, jako znak rozpoznawczy trzymałam w ręku wachlarz, który wcale nie był potrzebny, bo poznałyśmy się od razu.Serdecznie pozdrawiam.
Anno, ja odbyłam już kilka takich spotkań, a nawet u siebie w domu przez cały tydzień gościłam internautki.
Tylko podziwiać. Jesteś bardzo towarzyską osobą, a takich teraz mało.P.S. Już wynalazłam „Twój (mój) profil” i niedługo go aktywuję.Cieplutko pozdrawiam mimo bardzo silnego wiatru.
Lubię gości Anno, choć święty spokój także cenię 🙂
Przepraszam, ze dopiero teraz sie odzywam. Dziekuję za komentarz na moim blogu. Bardzo ciekwa nocia.. 🙂 jesli bedziesz miała czas to zapraszam ponownie na my-story-for-you.blog.onet.plpozdrawiam :*
Czekoladko, ależ nie ma za co przepraszać, bo ja się wcale nie pogniewałam. W tej chwili nie kojarzę, co to był za komentarz i na jaki temat 🙂
Witaj Grycello! Tak. Utwierdzam się w przekonaniu, że zebranko powinnam sobie odpuścić. Będę zapewne z tego powodu zdrowsza. Nawet nie wiedziałam, że z picasa mogę wejść na WP, bo chyba o to Ci chodzi. Myślę, że ekspertem w tej kwestii jest nasza koleżanka – Donwinka. Ona wie – co i jak. Pozdrawiam wiosennie i sobotnio – zakatarzona i zakaszlona.
Pozdrawiam Weekendowo 🙂
Dziękuję Anniko:)
milutkiego…
to smutno.. u nas piękne baranki bieluśkie pływają po niebie….milutkiego…
No smutno Donwinko, gdy niebo szare, a wiosny ani widu… ani słychu…
Czołem Grycello. Że zima u Was w pełni – właśnie usłyszałam przez radio. U nas za to wieje i podmuchuje jak w kieleckim. Aż strach wychodzić na dwór. W tkaninkach jestem po uszy zatopiona i przyznam, że też ratuje mnie ich kolorystyka. Za ciepłe słowa dziękuję bardzo za inne sprawy też.Całuski!
Pleciugapleciugowska, podziwiam Twoje tkaniny i innym polecam także, aby obejrzeli.
Będąc w kinie Wisła byłaś jak na warszawskie odległości tuż obok mojego m-ca pracy :)Ja juz jestem weteranką spotkać internetowych. Na początku podobnie je przeżywałam a obecnie jestem stara rutyniara 😉 Po ubiegłorocznym Campie Blogerów kiedy to dwoma autobusami z ponad setką fizycznie obcych współblogerów pojechaliśmy szaleć na Zatoce, więc jestem zaprawiona :)Czasami konfrontacja jest zaskakująca, ale to dobrze.
Agata744 – droga Rutyniarko – widzę, że świetnie to sobie organizujecie. Brawo!
na brak kup my też nie narzekamy….nawet odkurzacz mamy do zbierania…ale co to znaczy jedna sztuka, przydałoby się kilka….pozdrowka
Nie słyszałam o takich odkurzaczach. Natomiast widziałam panią z szufelką i workiem foliowym, która po swoim piesku sprzątała.
Witaj Elu::) Oczywiście że są żabki no jak bez żabek w Toruniu ?Muszę Ci powiedzieć że latem jest pięknie wieczorem o godz 23…chodzimy sobie po tych kocich łbach i co chwilka jakaś żabka kica nam pod nogami…A przy Wiśle …na trawce kumkają pięknie.Najlepszą porą do zwiedzania Torunia jest lato.Wtedy knajpki i kawiarnie są do późnych nocy pootwierane ,na Wiśle są stateczki gdzie można spokojnie posiedzieć i wypić piwo ,kawę .Na deptakach po całej Starówce jest pełno ogrodów pachnących kwiatem i tam jest sporo turystów nie tylko z Polski…siedzą i gaworzą …muzyczka spokojnie wtapia się w nocny klimat.Wiesz Elu latem gdybyś chciała mogłabym z Tobą połazić nocą po Toruniu…Wtedy jest inny klimat tego .Mogła byś zawitać do mnie .Z radością bym Cię ugościła.Bo teraz niestety nie mogę pozwolić sobie na nic…Zaczynam remont w mieszkanku…i myślę że to potrwa.Ale się rozpisałam wybacz:::)) buziaki zasyłam Ale nawet jak teraz będziesz to życzę miłego zwiedzania
Frezjo, ależ zachęcający ten opis Torunia. Szkoda, że w lecie nie będzie już tej afrykańskiej wystawy :(((
Pingback: Tytuły publikacji – lista alfabetyczna | alE blogowanie