To były święta wyjątkowe. Czasy nie takie, jak dzisiaj. Aby nie stać w sklepowych kolejkach, drób kupowało się na targu, zabijało, skubało, oprawiało, żywe karpie dostawało się na przydział w zakładzie pracy. Sama nigdy nie oprawiałam żadnego stworzenia, które się rusza, czuje i patrzy błagalnym wzrokiem. Doskonale z tym sobie radziła sąsiadka. Niestety… tamtego roku zabrakło jej. Jak więc sobie poradzić?
Udałam się na targ w poszukiwaniu oskubanej kaczki lub gęsi. A tam… Same żywe kwaczą i gęgają. Niezadowolona wróciłam do domu i rozpoczęłam obdzwanianie znajomych z okolicznych wsi.
– Panie Andrzejku. Potrzebuję kaczkę na święta, bo wie pan… te na targu to jakieś kwaczące.
– Rozumiem, moje nie kwaczą, jutro przywiozę.
Zdawało mi się, że pan Andrzej w lot pojął, o co mi chodzi i dlatego nie dał dokończyć tematu.
– Ale ja jutro pracuję, to może Pan u sąsiadki zostawi. Zdążyłam tylko tyle dopowiedzieć.
Wracam z pracy z przydziałowym karpiem, wpuszczam go do wanny, a następnie swoje kroki kieruję do sąsiadki. I co słyszę?
– Jakiś pan przywiózł kaczkę. Wypuściłam ją w piwnicy, żeby w domu mi nie nabrudziła. Rozwiązałam jej nogi i skrzydła, bo żal stworzenia, tak się męczyło. Pani idzie prędko ją łapać, żeby nie uciekła, gdy drzwi ktoś nie domknie.
Nogi się pode mną ugięły.
Fajnie! W wannie pływa karp, którego synek podkarmia i po ogonie głaszcze, a w piwnicy kwacze kaczka. Tylko w lodówce, jak nie było, tak nie ma… Ani ryby w galarecie, ani kaczki z jabłkami.
W Wigilię rozbrzmiewa telefon. Wujek mówi, że przywiezie gołąbka na świąteczny rosołek dla dziecka. Moje protesty i tłumaczenie, że nigdy gołębia nie gotowałam, nie skutkowały. Zjawił się z żywym gołąbkiem za pazuchą. W sprawie kaczki i karpia nie podjął tematu, jakby przysposobić te stworzenia do jedzenia. Zjeść… Owszem, ale pozbawić życia? Co to, to nie! Wujek zbyt wrażliwy.
Matko kochana! Co ja teraz zrobię? Nawet chroniący się przed zimą świerszcz, który jeszcze za czasów Charlesa Dickensa zadomowił się za kominem i wycykiwał swoje dobre rady, nie pomógł tym razem.
W piwnicy kaczka kwacze, wanna przez karpia zajęta, w łazience napaskudzone za sprawą prześlicznego gołębia, a tu…
Pierwsza gwiazdka na niebie do wigilijnego stołu rodzinę i gości zaprasza…
Eluniu, cudne. Ja miałam kłopot,żeby nawet martwej rybie łeb uciąć. A moja córcia, gdy kiedyś w restauracjidostała smażonego pstrąga, nadała taki tekst: „mamusiu, a rybkę nie boli jak ją kłuję widelcem? Bo, mamusiu, ona się na mnie patrzy oczkiem”. Faktycznie, rybka spoglądała na moje dziecko martwym oczkiem, a przy sąsiednich stolikach ludzie pękali ze śmiechu.Napisz co było dalej z tym inwentarzem.Miłego,;)
Gołąbek poszedł do gołębiarza jeszcze w noc wigilijną, a co było z resztą inwentarza muszę zapytać syna. On był jeszcze mały, ale takie przeżycia raczej pamięta.
Tak, jesteśmy mięso i rybo żerni, ale żeby stworzonko ukatrupić, to niestety nie mamy siły. Ja też zawsze kupowałam filety, albo sprawiony drób. Na szczęście, bo w innym wypadku same marchewki i kapusta na święta byłyby. Dobrze, że teraz nie tylko półprodukty są w sklepach, ale i dobry catering.
O tak, Nolu, o ileż teraz łatwiej przygotować coś do jedzenia. Choć powiem szczerze, że chętnie uwędziłabym szyneczkę i kiełbaskę własnej roboty. Te marketowe mają dla mnie wszystkie jeden smak – plastiku.
Witaj alEllo,ale u ciebie już prześlicznie świątecznie. No, a chodzące i ruszające się jedzenie rzeczywiście nie nadaje się do zjedzenia. Lubię mięsko, ale jakbym miała sama ucinać głowy, to jak nic bym została wegetarianką. Zastanawiam się, jak ludzie mogą się przyzwyczaić do pracy w rzeźniach. No, ale skoro są tacy, co wykonują wyroki śmieci!
Mario Dora, tez lubię mięsko. Pewnie jesteśmy z linii „myśliwych”. Podobno ludzie dzielą się na myśliwych i rolników. Wskazuje to też grupa krwi.
Ale co dalej?! Co się stało z potencjalnymi świątecznymi potrawami? No i jak od strony kulinarnej wyglądały w końcu tamte święta?Pozdrawiam
No, niestety, nie było karpia, ani kaczki na święta, a gołąbek znalazł nowy dom u gołębiarza.
Podejrzewam Elu, że1) znalazł się w końcu kupiec, co zechciał stworzonka na Wigilię upiec…2) założyłaś ochronkę dla zwierząt3) odesłałaś pocztą poleconą do rodzinki4) zaczekałaś do Nowego Roku i trafił się jakiś Pan Piła czy inny boheter horroru, co zwierzątka oporządził, aby użytecznymi się stały.5) wigilijnym zwyczajem zwierzątka przemówiły, by je wypuścić na świeże powietrze.6) nie pamiętasz, co się dalej stało, a to za sprawą przygotowanych uprzednio nalewek, o czym się wcześniej rozpisałaś.Ciekawym, która z wersji najbliższa jest prawdzie,pozdrawiam
Jeden z punktów, a może nawet dwa scenariusza Twojego, Smooth, się zgadzają. Kiedy nakrzyczałam na gołębia, że zafajduje mi łazienkę i muszę stale wycierać po nim, przemówił, żeby zanieść go do jakiegoś gołębiarza. Tak się też stało.Co z resztą inwentarza… zupełnie nie pamiętam 🙂 :)))
No to teraz rozumiem … podziałało…. zaraz, zaraz … więc przygotować należy szklankę wody, olejek migdałowy lub waniliowy cukier, spirytusik, Portera, kukułki …. a bardzo przepraszam, kukułki w stanie cokolwiek pozbawionym piórek? Masz Ci los, chyba jestem zbyt wrażliwy, nie zabiję … i znów, obejdę się smakiem,pozdrawiam
Smoothoperator, kukułeczki z piórkami są dopiero po wypiciu nalewki. Wtedy się śpiewa”Kukułeczka kuka, chłopiec panny szuka.Spozira, przebira i nosa zadziraKuku, kuku, aha, ahaoj diridi, oj diridi, dyna,oj diridi, dyna, uha”
Czerwone maaaaaaaaaaaaki pooooooooood Monte Casiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiinooooooooooooooooooooooooo które piły poooooooooooooooooooooolska krewwwwwwwwwwwwwwwwwwww………………..
Piotrze, na ludowo trochę… na ludowo… Nie tylko pieśni żołnierskie i patriotyczne :)))
Witaj alEllo, prawdziwie swiatecznie u Ciebie, ale co z tymi zwierzatkami, nie mam dobrej rady dla Ciebie…nie wyobrazam sobie zabijac i jak to w Polsce modne zrobic : czarnine z kaczki krwi ” brrrrr, dobrze ze ja jestem prawie wegetariuszka, tzn, kupuje ryby przerozne , w sklepach specjalnych,tropikalnych gdzie jest bardzo mrozno, to nie czujesz juz ciepla i masz przeroznosci ale tu chodzi o tradycje i „polskiego wigilijnego karpia” robily to Babcia moja i Mama, oraz reszta rodziny, ale ja nigdy nie bylam swiatkiem tego „morderstwa” Musze przyznac, ze nasza tradycja jest nie tylko smaczna ale jakze pracochlonna, mozna by tak troszke sobie pomoc i zmodernizowac. ???Dala bym te zywe zwierzatka pod choinke ale komu??? nie wiem, chyba gdzies w gospodarstwie, np: KARPIA nie da sie wpuscic dla towarzystwa do akwarium , chyba ze masz sadzawke w ogrodzie, MOCNEGO, z tymi decyzjami i ciekawego wesolego wekendu zycze.
Berto, na szczęście w dzisiejszych czasach już takich dylematów nie ma. Kupuje się półprodukty i jest dużo łatwiej.
Wcale Ci się nie dziwię, że miałaś takie obiekcje. Nigdy w życiu nie zabiłabym żadnego żywego stworzenia, no, może muchę, komara albo osę. Gdy rodzina ze wsi sprezentowała mi coś z drobiu, zawsze to było już gotowe do przyrządzenia. Kilka razy mąż ukatrupił żywego karpia, ale podczas tej egzekucji zamykałam się w jakimś pokoju.Nie skończyłaś, co stało się z tą Twoją żywiną, a jestem ciekawa.Pozdrawiam przedświątecznie.
Anno. Gołobęk jeszcze w noc wigilijną znalazł się w gołębniku u kościelnego. Zaniósł go tam mój syn ze swoim dziadziusiem. Wcześniej przez parę godzin szukali jakiegoś gołębiarza w okolicy.Co było z kaczką i karpiem, nie pamiętam. Ale zapytam syna w święta.
Może gdybyś zostawiła to gdaczące i gruchające ptactwo, to w Wigilię przemówiłoby ludzkim głosem, bo karp raczej nie podjąłby świątecznej konwersacji;)))Pozdrawiam.
No i tak, że z rybą konwersacji nie ma :)))
Chyba że już jest się po Twoich nalewkach;))Pozdrawiam w zimne popołudnie.
Święta napewno niezapomniane…brawo !Chyba każdy znas ma podobne kłopoty z zabijaniem….Jeść…i owszem…to co innego..Niestety tu ujawnia się nasza hipokryzja…. wszyscy to mamy, niestety ! To dramat i konflikt moralny ……
Słusznie zauważasz ten dramat, Bet. Całe szczęście, że teraz nie stajemy przed wyborem, zjeść.. czy nie…, bo nad gotowym zamrożonym filetem raczej nikt się nie zastanawia, że to „coś” kiedyś żyło.
O rany, ja mam podobny dylemat :-(Pozdrawiam Serdecznie 🙂
Anniko, myślę, że wiele osób ma podobne dylematy:)
Elu masz wspaniały dar obrazowego opisywania rzeczywistości.Do łez się uśmiałam. Czytam Twoje notki regularnie. Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy.
Roma – Wlkp, milo mi bardzo, że czytasz notki regularnie. Z tą świadomością będę bardziej się starć.
Kupuję tylko filety z karpia. W ostatnią sobotę zbulwersował mnie widok wanny pełnej karpi które nie potrafiły nawet normalnie oddychać z nadmiary ryb w wannie. To nie tradycja. To już barbarzyństwo. Pozdrawiam.
Antoni, filety- zanim się filetami stały, też przeszły swoją ciężką drogę. Tyle… że tej drogi nie widzieliśmy.
……….racja – lepiej kupowac oddychające filety !!!!!!!!!!!!
Tak jest Piotrze. Jak filet oddycha, to znaczy, że świeży.
Dzis jest pewna rocznica. A więc czy to nie Wigilia Anno Domini 1981?
Nie pamiętam, który to był rok dokładnie.
Mam dobrą wiadomość ! Podobno wyszedł „ukaz” zakazujący /ale dziwoląg językowy mi wyszedł,trudno/ pakowania żywych karpi do foliowych toreb. W takim opakowaniu ryby męczyły się strasznie !!!!! Po karpia należy zgłaszać się w sklepie z wiaderkiem pełnym wody. Zarządzenie super słuszne ale jak będzie z jego realizacją ???
Z realizacją różnie zawsze bywa. A co jeszcze ten „ukaz” zawiera? Co z wędkarzami najpierw nadziewającymi ryby na haki, a potem wyrywającymi te haki i w akcie miłosierdzia wpuszczającymi ryby do wody? Co z kutrami, na których całe tony żywych ryb się przewala, zanim trafią do zamrożenia itd… itp… Jedno wiadro z wodą problemu nie rozwiąże przecież.
A tej gwiazdki wypatrują przede wszystkim dzieci , bo to ich swięto…
Bardzo miłe jest to wypatrywanie pierwszej gwiazdki i wcale z tego jeszcze nie wyrosłam:)
Bardzo interesujący, rodzinny epizod przedświąteczny, o nieco ironicznym zabarwieniu. Z pewnością jeszcze zajrzę do Ciebie przed wigilią, ale na wszelki wypadek już dzisiaj, składam serdeczne życzenia wielu radosnych doznań z okazji Świąt Bożego Narodzenia.
Bogusławie, tak całkiem sympatycznie to mi nie było z zapaskudzoną łazienką. Ale wyjątkowo na pewno! Miło zresztą wspominamy…
Mam dokładnie te same rozterki.Zywego nie kupuję bo nikt w domu nie zabije.
… i całe szczęście, że ta obecna żywność do zjedzenia przysposobiona;)
Karpia młotkiem w czółko, a kaczkę na pieniek i siekierką… Można też nożem, ale ostrym, gardło poderżnąć. Jeżeli głód ci nie dokucza, to możesz za przykładem niektórych podarować im życie. Ale sławy przez to nie zdobędziesz, bo nie jesteś prezydentem amerykańskim. A więc : w łeb i na patelnię. Smacznego i Wesołych…..
no… życie podarowałam i faktycznie sławna nie jestem :(((
Musisz być bardzo wyrozumiałą żoną.Moja zawsze goni mnie do pracy,specjalność karp smażony.
Bob, ciesz się z tego smażenia. Mężczyźni to doskonali kucharze, lepsi od kobiet.A z tymi różnymi pracami… to nie wiem, nie wiem… ale chyba gorzej miałbyś u mnie, niż u swojej żony.
Tak sobie wpadłam przed „Szkłem kontaktowym”, żeby Ci życzyć dobrej nocy.
Myślę Elu, że to my, mieszczuchy mamy problem z przygotowaniem żywego stworzenia do jedzenia. Na wsi, tam gdzie są pełne kurniki, chlewiki i obory, nie ma z tym większego problemu. Przecież te wszystkie stworzenia przeznaczone są do zjedzenia. Pamiętam, jeszcze z dzieciństwa incydent z zabijaniem indyka, który wyrwał się mojemu wujkowi z rąk i już bez głowy okrążył jak torpeda całe podwórko. Tego widoku i zgrozy jaka mnie ogarnęła nie zapomnę do końca życia. Nie potrafiłabym zabić …, ale filety zjem – czy to nie przewrotność ?Pozdrawiam Cię Elu. :)))
Wesołych Świąt Elu, pogody ducha, dużo zdrowia i uśmiechów losu na każdy dzień. :)))
I ja bym takiego widoku, Rozynko, nie zapomniała chyba nigdy.
Dziekuje za życzenia i wpadam z rewizytą. U mnie w domu problem karpia rozwiązywał ojciec. Różnie to wychodziło. Przeważnie (chyba) robił to prądem (inżynier elektryk), ale którejś Wigilii raz trafił się egzemparz, kiedy prąd nie poskutkował i był problem.Sprawy drobiu załatwiała bez pudła moja prababka (urodzona w XIX wieku i wychowana chyba jeszcze na wsi). Nie miała z tym najmniejszych problemów, 2 minuty i po sprawie (potrzebowała tylko tasak). Kiedy prababka zmarła (chyba w 68) trzeba było o przysługę prosić któregoś z sąsiadów.Pozdrawiam serdecznie i życzę zdrowych i wesołych Świąt.
Nie wiem, jak moja prababka, ale babcia to tylko pierze z kaczek na poduszki darła. Ucinaniem głów zajmowała się sąsiadka.
Witaj. A jak ta historia się skończyła? Znając siebie, na pewno bym niczego nie zamordowała 🙂 Dobrze jest urodzić się w czasach, gdy chociaż mordować nie trzeba samodzielnie 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Gołąb znalazł schronienie u kościelnego-gołębiarza, a co stało się z karpiem i kaczką – nikt nie pamięta.
Serdecznie witam alEllo, wreszcie znalazlam chwilke w tej gonitwie przedswiatecznej, musze Ci sie pochwalic, ze mam zime i BIALE Swita w Holandii, a to zjawisko jest tutaj bardzoooooo, ale to bardzo zadkie, gdyz taki snieg i mroz byl ostatnoi w 2000 roku, Pozdrawiam Ciebie serdecznie , zycze Ci wspanialych , zdrowych i spokojnych swiat w gronie najblizszych oraz wszystkiego dobrego i samej pomyslnosci na rok nastepny zycze.Pozdrawiam wszystkich gosci Twoich i zycze im rowniez samych wspanialych dni swiatecznych i przyjemnosci w spotkaniach u Ciebie pod kominkiem.Buziaki i serdecznosci z Holandii BIALEJ.
Berto, widziałam tę zimę w Holandii na zdjęciach. Przecudna!W imieniu swoim i Gości kominkowych dziękuję za Twoje towarzystwo przy kominku w tak magiczne dni i życzenia.Wszystkiego najlepszego także dla Ciebie i Twojej rodziny.
Świąt białych, pachnących choinką,skrzypiących śniegiem pod butami,spędzonych w ciepłej ,rodzinnej atmosferze,pełnych niespodziewanych prezentów.Świąt dających radość i odpoczynek,oraz nadzieję na Nowy 2010 Rokżeby był jeszcze lepszy niż ten,co właśnie mija ULA
Witaj Po komentarzach widzę, że chyba też nie masz na nic czasu.A w Warszawie mróz i snieg. Całkiem jak za dawnych lat. Nie pamietam już grudnia, który by tak wyglądał, chyba ostatnio było tak w 1995 roku (przez ostatnie lata temperatury były w grudniu zawsze dodatnie). Mieszkanie już prawie posprzątane, dzisiaj kupiliśmy dużą prawdziwą świerkową choinkę, a małą możesz zobaczyć na moim blogu (jak co roku zresztą). Małą choinkę ubiera moja córka, która jest już gimnazjalistką. pozdrawiam
Artemis, właśnie w dniu, w którym zamieszczałeś swój komentarz, po tym mrozie i śniegu spacerowałam To były piękne dni. A Krakowskie przedmieście i Nowy Świat – przecudne w świątecznej scenerii.
Witaj alEllo, jak widzę, zostawiłaś nas z tych uroczym dylematem karpia, kaczki i gołębia, a sama gdzieś zniknęłaś. Ponieważ Święta już się zbliżają, życzę jak najmilej spędzonych w tak uroczej atmosferze jak na zdjęciach, wspaniałych prezentów i wszelkiej pomyślności.
Mario Dora, znikam przed świętami swoim starym zwyczajem. Dlatego też wcześniej życzenia zawsze składam. Czas przedświąteczny i święta są najpiękniejsze dla mnie w Realu, z dala od komputera.
Przez śnieżycę, zawieruchęślę życzenia i otuchę,by te Święta choć tak zimnebyły ciepłe i rodzinne.Moc prezentów i miłościw Nowym Roku pomyślności.WESOŁYCH ŚWIĄT !!!
Życzenia spokoju i pokoju oraz wszelkiej pomyślności nie tylko na Święta. Vale!
Wesolych Swiat kochana Elu. Caluski Ella
Boże Narodzenie 2009Ja to teraz na pewno kaczki i karpia w Święta bym nie zabił………A propos Świąt.To ja Ci życzę zdrowia, miłości od rodziny, sprawdzonych przyjaciół, dobrej pracy i realizowania swoich marzeń…Tak po prostu…Trzymaj się nie dawaj się…Zawsze:)Vojtek wraz z całym Mazowszem
Vojtek, trzymam się i nie daję. Plan przedświąteczny i świąteczny wykonany! W blogim lenistwie i na spacerach także w Twojej okolicy. Przed świętami w śniegu, a potem po wodzie – „na bociana”. PS. Ale dobrej, ani żadnej innej pracy, to tak za bardzo nie łaknę 😉 :)))
Bóg się rodzi!Teraz jednak nie Betlejem, lecz w naszych sercach.Zdrowych pogodnych świąt i nieustającej pogody duchaŻyczy gospodyni i jej gościom Najbardziej autentyczny ;)Mikołaj
No to mam na blogu najbardziej autentycznego Mikołaja. Cóż więcej można chcieć w tym magicznym czasie?
Dziękuję za odwiedziny i pozostawione życzenia. Jesteś Osobą Wyjątkową i Drogą mojemu sercu. Ściskam Ciebie mocno życząc zdrowych, spokojnych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia a Nowy 2010 Rok niech zapuka do drzwi z uśmiechem, optymizmem i radością. Halna
O tak, Halna, optymizm i uśmiech konieczny! Bardzo dziękuję.
największą istotą którą zabiłam był szerszeń
To i tak odważna jesteś Donwinko. Z szerszeniami lepiej nie zadzierać. Potrafią zabić człowieka.
Bardzo ciepło i świątecznie. 🙂 Pozdrawiam
Odpozdrawiam 🙂
Pingback: Idą święta | alE blogowanie