czyli notka jesienna na specjalne życzenie.

Składam liść klonu lewą stroną do środka, czubkiem środkowego „palca” liściowego do łodyżki i dość ściśle zwijam. To będzie środek róży.

Dodaję nieco jaśniejszy liść, ale w tej samej kolorystyce, sposobem widocznym na zdjęciu.

Otaczam nim środek, ale już nieco luźniej.

I kolejny liść. Ilość liści – „płatków róży” według uznania i własnej inwencji.

Gdy uznam, że róża jest skończona i piękna, dodaję liście zielone.

Ściskam gumką – recepturką, omotując tyle razy, ile się da. Ma być ciasno! Potem jeszcze gumkę przesuwam jak najbliżej łebka róży.

Zielone liście prasuję gorącym żelazkiem na brzegu deski. Warto podścielić grubą gazetę, bo puszczają plamiący sok.

Można róże usztywnić patyczkiem do szaszłyków w roli kręgosłupa, bo jeśli nie wyschną do góry nogami, to z czasem pospuszczają swoje ciężkie głowy. Wbijam go ostrym końcem w środek róży i celuję pod gumkę. Od strony łodyżki podciągam na tyle, aby skrył się w płatkach. Patyk daje się zatuszować np. trawą, listkami czy konopnym cienkim sznurkiem.
Na koniec spryskuję lakierem do włosów. Róża – modelka najbrzydsza mi się udała. Trudno tak jedną ręką przytrzymywać, a drugą fotografować, na dodatek w rękawiczkach.
Efekt
Można łączyć po kilka róż i dopiero wtedy dodać zielone liście. W koszyku widać bukieciki z trzech, oraz dwie pojedyncze róże.
Zabawa wspaniała! Jeśli nie zapomnę wziąć do kieszeni gumki, to róże zwijam w parku podczas zbierania liści. W ramach gimnastyki! Skłon, liść, wyprost, środek. Skłon, liść, wyprost, płatek. Skłon, liść, wyprost, płatek… Gumka, róża. Skłon, liść… Ten sposób ma jednak wadę. Zanim wyjdę z parku, nie mam ani jednej róży. Ludzie pozabierają 🙂
Dodatek, 18 października 2010 r.
‚Miss Koloru’:
Najpiękniejszy bukiecik oraz róża pojedyncza uznana za „Miss Gracja” ładnie prezentują się wyeksponowane samodzielnie. Tych nie mam już, o! Natomiast niedobitki i niedoróbki układam w kompozycje z uprasowanymi liśćmi. Dzisiaj wyjątkowo ładne udało mi się znaleźć. Nawet czerwone w zielone łatki. Razem z nimi mniej urodziwe różyczki zawsze się obronią. Czyż nie?
To jest po prostu rewelacja ! Nie wiem czy jest jeszcze ktoś kto potrafi coś tak pięknego zrobić. Nawet nie ośmielę się spróbować…..Jakże miło,że można się tak cieszyć jesienią. Cudowne !
Czy jest ktoś taki? Pewnie, że jest.Może ta, co notkę zamawiała spróbuje hi, hi…
Witaj alEllu, cieszę się, że już trochę mogę klikać i po przyjściu tu nie zawiodłam się!! To cudeńka, CUDEŃKA!! W ubiegłym roku pojechałam do Konstancina na tężnie i siedziała tam skromnie ubrana pani robiąca takie bukieciki. Gapiłam się jak zaczarowana. Na pytanie czy można kupić odpowiedziała co łaska. Podpatrzyłam, ze dostaje od 2 do 5 zł.Oczywiście, ze kupiłam i za piątaka stało to cudeńko do wiosny. Na lakier wpadłam sama.Elżuniu z podziwem gratuluję. Ty to potrafisz zaimponować.!!Elżuniu serdecznie pozdrawiam.
Anafigo, jakie tam cudeńka. Najważniejsze to – tak, jak Bet pisze – cieszyć tym, co wokół… co los daje… Teraz akurat liści u nas dostatek 😉 :)))Miło Ciebie widzieć Anafigo znowu. Uporałaś się już z kartonami?
I nie dziwię się tym ludziom, bo róże faktycznie pięknie wyglądają. Nie wybierasz się czasami do kołobrzeskiego parku? Chętnie bym wtedy którąś różę po znajomości zabrał. Jako całkowity nowicjusz w tej dziedzinie mam jednak pytanie: czy to muszą być wyłącznie liście klonu?
Gospodzieju, w kołobrzeskim parku bywam, a jakże, ale w innej porze roku. Liście wtedy wszystkie zielone. Z pewnością i z innych liści można różę zrobić. Klonowe są o tyle dobre, że mają długie ogonki mocno trzymające się liścia i nie są łamliwie. Pod warunkiem oczywiście, że nie wyschły i są jeszcze soczyste. No… i… ta kolorystyka 🙂 Najpiękniej wybarwione są po przymrozku. Z czasem róże brązowieją, ale parę miesięcy można się nimi cieszyć. Ja wyrzucam przed Bożym Narodzeniem.
Efekt jak zwykle zachwycający 🙂
Klik dobry Asieńko:) A Ty zbierasz jesienne liście? Może zrobisz mamie bukiecik?
Moja ciocia takie robi, ale jakoś nie mogłam pojąć jak, teraz muszę spróbować :))))
Warto spróbować, Magdaleno. Zachęcam:)
Jako stworzenie absolutnie niemanualne podziwiam i zazdroszczę…
Wersja dla niemanualnych, to kolorowe liście na gałązkach we flakonie. Też pięknie wyglądają.
Pozdrawiam sobotnie i różowo.Jakub
Dziękuję ślicznie, Jakubie 🙂
Elu, to prawdziwa rewelacja ! Kiedyś dostałam od znajomej kilka takich róż i nadziwić się nie mogłam jak można takie cudo wyczarować. Jednak można, sama to pokazałaś. Moja znajoma robi na Wszystkich Świętych na grób takie wieńce z róż z liści, dodaje jeszcze jakieś szyszki, różne gałązki i inne suche roślinki. Są piękne i bardzo kolorowe. Często każe zgadywać ile ją to cudo kosztowało. Mówię, że minimum 70 zł, a ona mówi, że ani grosza i się śmieje. :)))Pozdrawiam Cię Elu zdolna dziewczyno ! :)))
Rozynko, zapewniam, że niepotrzebne są zdolności do tego. Wystarczy odrobina sprawności manualnych. Resztę zrobiła za nas natura. Liście same w sobie są piękne:)No, taki wieniec, to już na pewno wyższa szkoła.
Trzy lata temu robilysmy te różyczki z sąsiadką. Na naszym osiedlu jest dużo drzew z takimi liśćmi. Różyczki stoją od jesieni do marca w wazonie. Pozdrawiam…
Ja aż do marca nie trzymam różyczek. Przeważnie do Bożego Narodzenia. Potem wyrzucam do piwnicy.
Elżuniu,te Twoje różyczki są naprawdę piękne,a jednak..gdzie tam im do Ciebie!
Tego… różyczki z pewnością nie zniosą 😉 :)))
Elu, jesteś naprawdę czarodziejką. Te różyczki są przecież wyczarowane.Wydaje mi się jednak, że będę musiała z przykrością opuścić twój blog, gdyż bezczelnie zaczęły tu podłazić tu osoby, które mnie obrażały (a nawet zastraszały) z powodu odmiennego zdania w różnych kwestiach.W żadnej mierze nie mogę stosować wobec ciebie perswazji, żebyś kogoś wyganiała ze swojego bloga, więc będę musiała się sama usunąć. Za dużo ich!Oczywiście w niczym to nie zmienia mojego przyjaznego nastawienia do ciebie i nadal zapraszam cie na swój blog. Pozdrawiam
Dziękuję za nazwanie mnie czarodziejką. Mario, to przyroda wyczarowała tak piękne kolory i liście. Ja tylko troszkę „pomajstrowałam” przy nich :)***”Przy kominku ogień płonieGość więc przy nim rad zasiadaZ przyjemnością grzeje dłonieI zdarzenia opowiada” /ze starej czytanki szkolnej/Takie słowa są w moich czytankach… Takich słów używam dla moich gości…
Ale to piękne.Już myślę gdzie udać sie po licie klonu.Tylko nie wierzę by tak cudownie mi to wyszło.
Ula, na pewno wyjdzie. Liście same w sobie są tak piękne, że nie da się nic brzydkiego z nich zrobić.
Witaj alEllu. No cóż, tego się spodziewałem po Tobie, ale nie sądziłem, że efekt może być tak imponujący. Fantastyczna kolorystyka, tylko się zastanawiam, czy w miarę dalszego zasychania, kolory się nie zmienią? Też chciałem Ci przesłać emailem coś w tym temacie, ale to (moja grafika) waży ok. 16 MB i nie wiem jak to zrobić. Jak możesz to podaj jakiś adres. Mój jest poniżej. Pozdrawiam.anzai
Anzai, z czasem liście tracą kolorystykę, a różyczki robią się ciemniejsze. Zależy od liścia. Mam w piwnicy kilkuletnie, to są w różnych odcieniach brązu. Ale jakiś czas pocieszą oko.A tego pliku nie da się zmniejszyć, czy podzielić na dwa? Do mojej skrzynki wchodzi tylko do 10 MB.
No tak właśnie podejrzewałem. Można to zabezpieczyć (np. werniksem), ale wtedy wynik jest nieprzewidywalny. Ja kiedyś się bawiłem tym, naklejając na liście na płótno, i pokrywając to farbą, albo lakierem. Niestety teraz wyszło to z mody. A plik można zapisać w innej rozdzielczości, traci się trochę na jakości. anzai
Anzai, a czy to jakieś dzieło sztuki, które warto zabezpieczać? Traktuję, jak każdy bukiet, gdy zwiędnie… W nowym sezonie jesiennym będzie nowy i nowa radość z kolorów jesieni. Poza tym, gdybym miała każdy bukiecik (kruchy przecież) odkurzać z mozołem, to wolę zrobić świeży, bo dla mnie najpiękniejsze w tym jest – na swój sposób – dostrzeganie piękna w każdej porze roku. Także jesienią i zimą, za którymi nie przepadam.Adres podałam ze skrzynki.
alEllu, warto! Chociażby tak jak to robisz tymi ostatnimi zdjęciami. Przyznaj, że chyba je trochę pokropiłaś przed zdjęciem?
Tak, spryskuję lakierem do włosów. Pisałam o tym w „instrukcji”.
Piękne te różyczki. Po takiej instrukcji nie pozostaje nic innego jak wypróbowanie we własnych rękach jak się robi te cudeńka.
Ciekawy, życzę radości z próbowania, a efekt murowany:)
Czego to ludzie nie wymyślą;) Może gdy się dziś wybiorę na spacer, spróbuję zrobić choć jedną różyczkę. Zaraz włożę do kieszeni kurtki gumkę, abym miała czym ściągnąć liście.Pozdrawiam panią artystkę;)
Anno, u mnie wczoraj pogoda nie była spacerowa. Zimno i wietrznie. A Tobie udał się spacer?
Niestety, była mżawka. Różyczki muszą poczekać, oby tylko liście w parku chciały na mnie czekać.Serdecznie pozdrawiam.
Zapowiadają, że od poniedziałku ma być znowu lato. Ale na drzewa chyba liście nie wrócą? 🙂 Poczekają pod drzewem…
Witam serdecznie przy popołudniowej gorącej herbacie. Podziwiam piękne różyczki i gratuluję pomysłu. Efekt zaskakujący. Pozdrawiam jesiennie – słonecznie i kolorowo
Witaj Halna, zapraszam częściej pogrzać ręce przy kominku. Postaram się, by zawsze było ciepło i kolorowo:)
Szacunek dla Twoich zdolności manualnych i pomysłowości :). Na pierwszy rzut oka wyglądają, jakby były ze skóry. :)Oczami wyobraźni widzę klonowe róże wytworzone wlasnymi rękami. Mam już namiary na przydrożnego „klona”, jutro pójdę po liście :)Dzięki za inspirację.:)
Przyjemności z liściowych łowów zatem, Patmar. Masz artystyczną duszę, więc też już oczami wyobraźni widzę Twoje różyczki. Miłego wywijania płatków:)))
Z tym wywijaniem to na razie fiasko. Ale nie poddaje się. Chęci mam szczere, tylko klonów nie mogę zlokalizować w pobliżu. Te Twoje dodane dzieła są przepiękne. Oczami wyobraźni widzę jak krążysz miedzy kawiarnianymi stolikami wśród zakochanych par z koszyczkiem pełnym tych jesiennych bukiecików , a panowie z uśmiechem kupują te cudności dla swoich pań……rozmarzyłam się / albo mam gorączkę, jak myślisz ? /Dobrej nocy Elu:)
Ot ci los! A co to za okolica bez klonów? Krajobraz tam stanowczo wymaga poprawki;)Ja nie wyobrażam sobie jesieni bez wywijania. W kawiarni także:)
alEllu to cuda, naprawdę STRASZNIE mi się podobają te róże, jesteś Jesienną Czarodziejką :))) Pozdrawiam serdecznie
Czarny Ptaku, a mnie się podoba nazwanie mnie jesienną czarodziejką. Dziękuję:) Jeszcze… żeby tak umieć słońce wyczarować, bo ostatnie dni nie nastrajają nawet do zbierania liści.
No proszę, jakie to proste, a takie piękne!
Bardzo proste, Milky.
witaj elEllo, „JAK nie wiele potrzeba, by z niczego cos zrobic”Elu Droga, jestes lekarstwem dla sfrustrowanych- nic nie robiacych, to lepsze od sesji u psychologa.Coz, tych co ciagle narzekaja i blagaja o pomoc, nalezy do Ciebie podeslac, moze pomoze im to w mysleniu, moze w usamodzielnieniu. Tylko chciec wykorzystac piekno jesieni i nie tylko, bo wszystkie pory roku nasuwaja kreatywne mysli.Dosyc sentymentow, ja tez kocham kocham takie kreatywne sie produkowanie, pomimo, ze mam malu czasu.Korzystam w chwilach wolnych z tej pieknej jesieni, Wczoraj zabralam sasiadki dzieci do lasu, jak mile jest slyszec cwierkanie i pytanie malego czlowieczka, tego wlasnie juz niemam od czasu, gdy synowie moi, wyrosli z takich wedrowek i wojazy.Samo zycie.Jestes wspaniala , pisz dalej i cieplo i raduj wszystkich, .Pozdrawiam serdecznie, trzymaj sie zdrowo i cieplo. bay,bay.ps: Elu szukam wspanialego „polskiego orla” z gipsu, chce cos polskiego przed domem , mam wlasnie wspanialy kamien i z tad ta mysl.Czy masz moze kogos lub link, gdzie to robia i sprzedaja moze?, buziaki
A zaglądałaś Berto na allegro? Widziałam tam kiedyś orły, ale chyba ceramiczne odlewy na dach. Z ogrodowych były mosiężne na wiatrowskaz.
wiesz kochana, ja sie na tych „allegro” nie znam, myslalam moze, ze ktos robi z gipsu,moze kamienia?poprosilam tez szwagra, by szukal i dal znac, moze bede mogla na zamowienie.dzieki, „czrodziejska-zlota raczka”z Ciebie, uwielbiam takie osoby, ktore maja proste i przyjemne-niekosztowne przyjemnosci, a ile radosci.bay, bay
Rozejrzę się Berto, jeśli wypatrzę jakąś pracownię, to zapytam, czy rzeźbią, albo odlewają orły.A z tymi listkami, to faktycznie dobra zabawa i dużo radości.Pozdrawiam serdecznie w kolorach polskiej złotej jesieni:)
milo jest do Ciebie zagladac, te wszyskie rozyczki sa piekne, szczegolnie gdy pogoda jest brzydka wieje i pada.Wiesz alElu znalazlam pracownie u siebie na miejscu i zlozylam zamowienie, ale musze do marca na wykonanie czekac, najwazniejsze ze bedzie tak jak ja sobie to wyobrazam. bede miec orla, siedzacego na kamieniu, w naturalnej wielkosci. he, he.Dzieki za pomoc,pogody ducha na deszczowe dni , pisz cieplo w szare dni, bay, bay, do nastepnego razu, pozdrowienia z Holandii
Berto, a wiesz, że niedaleko mnie jest jeden z nielicznych parków krajobrazowych, w którym można spotkać orlika białego? Przyjeżdżają głównie Niemcy i Holendrzy i przyczajają się w bezruchu na wiele godzin, żeby lornetką upolować orlika.Cieszę się, że udało Ci się znaleźć pracownię:) Pozdrowienia ciepłe!
ja taki bukiecik miałam, rewelacja. Do tego trzeba mieć zdolności.
Zaraz tam zdolności, Jagoda. Jakie cuda z liści robią dzieci w przedszkolu… Widziałam wystawę. Cudności!
Piekne,gdybym umiał coś takiego zrobić,to pierwszy bukiet byłby dla Ciebie,Elu.Pozdrawiam.
Wobec tego, Bob, zadowolę się bukietem z kwiaciarni;) A co tam, też może być:)
Ależ cudne bukiety ! Najpiękniejsze są te z zielonymi łatkami…..och…brak mi słów!Nawet dzisiejszy ponury dzień poweselał! Jesteś czarodziejką, która zaklina jesień !
Bet, jeszcze przed chwilą zrobiłam „Miss koloru”. Zdjęcie wyszło dokładnie w takiej kolorystyce, jak są liście na żywo.
Och, och…..jaka piękna Miss ! Najpiękniejsza !
Mnie się też podoba. Bardzo lubię taką kolorystykę.
Elu, przepiękne te jesienne różyczki, pędzę po liście i do roboty. Ja uwielbiam suche bukiety i mam ich w domu trochę, z róż, dalii, polnych kwiatów, i różnych przeznaczanych do suszenia. Teraz jeszcze przygotuję według Twego przepisu listkowy bukiet do koszyka.Pozdrawiam Cię serdecznie.
Nolu, już sobie wyobrażam, jaki piękny bukiet może zrobić miłośniczka suchych bukietów. Przepisu nie należy traktować tak całkiem dosłownie. Najwięcej czyni własne oko…
Ten bukiet w dopisku jest prześliczny.Pozdrawiam kolorowo.
Anno, to zasługo wyjątkowo pięknie wybarwionych liści.
Przede wszystkim to Twoja zasługa i Twojego artystycznego zmysłu.Cieplutko pozdrawiam.
Ślicznie dziękuję Anno. Aż się zarumieniłam:)
Zrobiłam kilka na próbę. Jak je „obrobię” i będą się do czegoś nadawały, to zrobię zdjęcia i się pochwalę. Jak nie, to za rok :))))
Magdaleno, nie daj czekać aż rok. Pochwal się, proszę, teraz:)
AlEllu,jestem tu chyba po raz 15 od początku tematu „Róże” i nie mogę nie wyrazić po raz drugi słów zachwytu!!Serdecznie pozdrawiam.
Anafigo, zachwyty są zawsze miłe, więc na kolejne 15 razy różyczki zapraszają. Oby tylko nie pękły z dumy hi, hi…
Był kiedyś taki program w TV który oddaje to co tutaj widziałem: Zręczne ręce i coś więcej. To coś jest fantastyczne. Pozdrawiam
Antoni, zupełnie nie przypominam sobie tego programu. Pamiętam tylko pana Słodowego i jego program „Zrób to Sam”. Ale to było raczej męskie majsterkowanie.
Witaj Elu. Od dawna wiedziałem, że masz duszę artystki. Pamiętam te łabedzie układane z ręczników. Pozdrawiam
Lubię się tak bawić, Kolekcjonerze.
Wow! Super! Podziwiam ludzi, którzy umieją takie manualne rzeczy. Pięknie! Pozdrawiam jesiennie i słonecznie. 🙂
Dziękuję Agnieszko za pochwałę. Również pozdrawiam w cudnych barwach polskiej jesieni.
Prawdziwe cuda, niestety nie mam talentów manualnych ale jutro popróbuje. Kiedyś coś podobnego wyszło mi z bibuły. Pozdrawiam
Jeśli wychodziło z bibuły, to tym bardziej z liści się uda, bo to bardzo wdzięczny materiał. Pod warunkiem jednak, że liście nie będą suche, a w miarę „soczyste”. Pozdrawiam i życzę miłej zabawy w różyczki 🙂
Hej!Przepraszam, ze nie dałem tekstu o tym czym możemy się pochwalić w nowym wpisie. Ale ten wpis i tak chyba jest trochę za długi:)Może dam następnym razem, czyli za miesiąc.Piękne te różyczki. Po raz pierwszy widze coś takiego.I już masz się czym pochwalić.Pozdrawiam Vojtekwww.warsawman.bloog.pl
A jaką karierę różyczki zrobiły Vojtku, są także na innych blogach 🙂
Przepiękne te róże. I dziękuję za przepis, chętnie go wypróbuję.
Próbuj, Jadwigo, próbuj… Specjalnie wyciągnęłam na wierzch różyczki, żeby inspirować tych, co w ubiegłym roku „przepisu” nie widzieli. Powodzenia!
ja mam na pamiątkę taki bukiecik.
Ileż to już lat ma bukiecik… Pewnie już kolor straciły róże staruszki.
Witaj Elu,Przypomniałam sobie jak kilka lat temu pokazywałaś mi ten przepis. Do dziś go stosuję :-))) Pozdrawiam.
Klik dobry Bakalio.Ależ niespodziankę zrobiłaś mi swoją wizytą tutaj. I jak miło, że pamiętasz o różyczkach.Serdecznie pozdrawiam.
Bywam u Ciebie często. Lubię czytać Twoje opowieści. I……..przypominają mi się stare, dobre czasy.
Nie wiedziałam, Bakalio, że czytasz, bo nigdy nie komentowałaś. Zachęcam zatem. Bardzo lubię komentarze, bo one powodują, że blog jest żywy.
Pingback: Skąd się biorą kolory jesieni? | alE blogowanie