Podczas wędrówki po Ukrainie nie zabrakło chwil, w których myślałam o znajomych Blogerach.
.
– O! To sfotografuję dla niego, a tamto dla niej. Może się ucieszy? A może z racji zainteresowań, czy profesji opowie na swoim blogu coś o tym, o czym ja nie potrafiłabym napisać? I tak powstały „kartki – prezenty”. Ciekawe, czy na tyle znam osoby, które chcę obdarować, że z komponowaniem kartek utrafiłam? A może… chociaż malutką przyjemność zrobiłam?
.
Na Ukrainie lubują się w pomnikach. Pomniki… pomniki… pomniki… gdzie by nie spojrzeć. Małe i wielkie, ale wszystkie piękne. Największy, jaki widziałam, jest pomnik Matki Ojczyzny w Kijowie. W jego podstawie mieści się kilkupiętrowe Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Statua wraz z podstawą ma ponad 100 metrów wysokości. Podobno wykonana jest z tytanu. Góruje nad położoną nieopodal Ławrą Pieczersko – Kijowską. Plotki głoszą, że miało to symbolizować górowanie władzy świeckiej nad duchową.
Pomniki na Ukrainie są piękne. Najbardziej podoba mi się pomnik Adama Mickiewicza we Lwowie. Ładne są scenki z filmów. Ach, jak Ukraińcy je lubią. Jak tę w Kijowie, przy której fotografują się ślubne pary. Także same panny młode.
Jeśli w tle dodać widok cerkwi – perły, to i nie dziw, że miejsce oblegane jest przez fotografujących i co chwilę przyjeżdżają wielkie limuzyny, z których jak kwiaty wprost wysypują się dziewczęta w białych sukniach. Z jednego auta po kilka. Biegają, pozują do zdjęć, podśpiewują i krzyczą „dziś nasz dzień!” Nie znałam takiego obyczaju. W ten sposób oznajmiają mieszkańcom, że dziś idą do ślubu, czy tak się cieszą swoimi ostatnimi panieńskimi godzinami? A może są już po ślubie?
Cerkiew św. Andrzeja i limuzyna przy ul. Zjazd w Kijowie
Dziś ich dzień! Takie obrazki spotykam także w Odessie. I tutaj za tło do zdjęcia wybierają pomnik.
Nie o ślubnym kobiercu miałam pisać. Jako temat radosny i optymistyczny niech jednak pozostanie wstępem budującym nastrój na uroczystość rozdawania prezentów.
* * *
Na terenie Ławry Pieczerskiej w Kijowie spotkałam coś wyjątkowego, co można by nazwać „Pomnikiem Życia”. To kula z setek jajek. Na jej widok pomyślałam o Anafidze. Myśli o tej koleżance blogowej towarzyszyły mi także na Krymie, gdzie mieszka nadrzewny kot – akrobata. Sfotografuję go dla Anafigi. Niełatwe to zadanie, bo nie mam kity jak wiewiórka, by skakać bezpiecznie… ogonem sobie balansując. Trudno! Rezygnuję z chodzenia po drzewach i uganiania się za kotem. Podaruję tylko „kopę” jaj i dwa delfiny. Siły witalnej w nich zawartej wystarczy Anafidze na długo. Pobyt na Krymie nieubłaganie się kończy. Kartka – prezent będzie bez kociego akrobaty.
W ostatnią noc kot przywołuje mnie głośnym miauczeniem i schodzi na niższe – bezlistne gałęzie, by lepiej było go widać.
= „kartka / prezent” dla Anafigi:
Nasz kolega – Bob – czasem pisze o drogach w Polsce. Martwi się ich opieszałą budową. Kiedy tylko wjechaliśmy na autostradę na Euro 2012 natychmiast pomyślałam o Bobie. Przywiozę mu w prezencie ładną i dobrą autostradę, o! Udaję się więc na przód autokaru i przytykam obiektyw aparatu fotograficznego do szyby.
– Policja! Ostrzega pilot wycieczki.
Wyćwiczona jestem w reakcjach natychmiastowych. Zamiast spokojnie wycofać się na miękki fotel, padam na podłogę. Nie wiem, czy tej policji (a właściwie milicji – na Ukrainie jest milicja) tak dużo i gęsto, czy pilot żartuje, ale dłuższą chwilę muszę znosić męki poświęcenia na twardym podłożu. Opłaca się jednak. Mam! Mam unikalny prezent! Na dodatek ze stylową restauracją, do której autostrada zawiodła. Potem… drogi gorsze. Tych nie będę przywozić do Polski bo u nas też nie brakuje. Za to koniecznie muszę zrobić zdjęcie dziewcząt „wziętych w jasyr”. Bob, chociaż pewnie żartował, to z jasyrem miał rację. Można powiedzieć „krakał, krakał i wykrakał”. W Ałuszcie na Krymie trafiamy za kraty!
= ta oto kartka z Ukrainy w prezencie dla Boba:
Cdn.
Zdjęcia można powiększyć KLIK’iem i LUPĄ, a potem w rameczkę i na ścianę. 😉 🙂
.
PS. I ja za kratami byłam. Klucza do kłódki nie otrzymałam. Nie mogłam po kryjomu nikogo wpuścić, ani wypuścić. Nawet Boba – by mnie uwolnił – na pomoc zawołać. Oto widok z mojego ”jasyru”:
Polecane przez Onet „4 strony świata”:
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…
Podobne
Uuuuuuuuu……..ale fajneeeeeeee!
Uuuuuuuuuu… Twoja pochwała Bet też fajna. Taka wyjątkowa i od serca.
Tych jajek jest chyba więcej niż setka…. policzyłaś? Czy to są jajka wielkanocne czy po prostu jajeczne? W „jasyrze” czułas się chyba jak księżniczka w wieży? Och, jak romantycznie…
To są pisanki, chyba około trzech tysięcy sztuk.Jak księżniczka powiadasz? Można i tak ująć. Bardziej to jednak przypominało obóz karny… Ale to też może być romantyczne 🙂
Ależ cudne sprawozdanko-pozwiedzalam z Tobą…jestem zachwycona! Jeśli chodzi o Kretę podaję adres Elżbietki Czerwińskiejhttp://www.wracam-na-scene.bloog.pl/
Bardzo, bardzo dziękuję Krystynko.
Pod pomnikiem Matki Ukrainy , równie trudno sfotografować sie w całosci z obiektem jak przy pomniku Statuy Wolnosci
Ciekawe czy ktoś ma takie zdjęcie. Może fachowcy od zdjęć znają jakiś sposób, albo mają obiektyw „wysokościowokątny”.
Witaj alEllu. Nie wpisywałem się wcześniej bo jestem obrażony. Inni dostali prezenty, a ja nie. Buuuuuuu. Ten obiektyw „wysokościowokątny” (ha, ha) można dostać w postaci nakładki, kosztuje ok. 15 zł. i pasuje do wszystkich t.zw. automatów. Ale wtedy robią się takie „mordobrazki” czyli środek zdjęcia jest większy, a brzegi mniejsze i zaokrąglone. Na takie duże obiekty najlepsza rada to fotografować z daleka, z sobą na pierwszym planie. PS. A dlaczego nie stosujesz samowyzwalacza? Chętnie byśmy poglądali tak smakowitą alEllę?
Anzai, ne obrażaj się, nie buuuuuuuuuuuu…jaj i nie chlipaj :))) Jak tylko kupię ten wysokokątownik i samowyzwoliciel, to zrobię Ci extra prezent.
Ja mam kapitalne zdjecie z cala Statua Wolności W NY. Robił mi znajomy leżac… na matce Ziemii
Andante, przymierzaliśmy się do robienia zdjęć w pozycji leżącej, ale tam akurat była jakaś uroczystość i trzeba by było poczekać, a nie mieliśmy czasu. Ale w tej pozycji gdzie indziej fotografowałam. Przysłano mi nawet zdjęcie, jak leżę:)))
Eluniu, a skąd oni tyle jajek wzięli? To prawdziwe czy np. z drewna wytoczone? No bo jeśli prawdziwe to zwykłe marnotrawstwo, choć efektowne. Fajne te zdjęcia a pomysł z prezentami też świetny. A za co Cię wsadzili za te urocze kratki?Miłego, 😉
Anabell, te jajka są ogrodzone – wprawdzie niską, ale barierką, więc nie podchodziłam, żeby jajko popukać i sprawdzić… choć też byłam ogromnie ciekawa. Dopiero po powrocie znalazłam w necie informację, że są drewniane. Wpisywałam do wyszukiwarki „instalacja z jajek ławra pieczerska”.A za kraty trafiłam niewinnie zupełnie. A tak na poważnie, to na parterze hotelu, w którym mieszkaliśmy w Ałuszcie założono kraty, bo były liczne kradzieże.
Dziękuję za prezent.Piekny.Zapraszam na bloga NIE – polityce.Deszczowo pozdrawiam.
U mnie przebija się słoneczko, więc ja pozdrawiam słonecznie.
No proszę, kolejna porcja zdjęciowych ciekawostek. :))) A na tych kratach to jakby kontur kociego pyszczka. :))) Ale to pewno zasugerowałam się zdjęciem z kotem… Jeśli chodzi o wpisywanie kodu, to mi to nie przeszkadza – wprost przeciwnie: bywa bardzo zabawne, bo literki w kodzie czasem się baaardzo ciekawie układają. :)))
Magdaleno, będzie też ciekawostka z dedykacją dla Ciebie, więc możesz zacząć niecierpliwić się ;)Faktycznie na kracie widać kontur głowy kota. A może to jest wejście dla kota?
Tam naprawdę jest głowa kota! Dopiero teraz to zauważyłam. Sprawdźmy czy Anafidze kot nie uciekł z bloga!Zauważcie ile szczegółów można dostrzec gdy uwagi wymienia kilka osób. Prawdą jest „co kilka głów to nie jedna”.
U Anafigi kot siedzi. Całe szczęście.
Oj, było wołać pomocy. Usłyszelibyśmy i byłby niezły najazd blogowiczów połączony z okupacją na dodatek. Świetne zdjęcia..Pozdrawiam serdecznie
Hanno, wołałam… wołałam, ale chyba Amerykanie zagłuszali i tutaj nie było słychać :)))A tak na poważnie… to ogromnie dobrze mi w tym „jasyrze” było, choć myśli o Braci Blogowej często nachodziły.
………..nie wytrzymałem i musze się dopisać!!!!!!.Przyznaję iz moje widzenie świata na wschód od Buga jest żadne a byłoby jeszcze uboższe gdyby nie fakt iz mam żone z Bełżca, czyli tuz za rogiem miejsc które opisujesz. Moje widzenie wschodu jest ja w dowcipach – „raz był jeden niemiec, rusek i polak” czyli opinia że świat cywilizowany na wschodzie nie istnieje. Czasami trafiam na blogi które są dla mnie podręcznikiem anty-stereotypowego myślenia i działają na moją świadomość. Pilnie studiuję Twoje wpisy i uczę się nieznanego mi świata i za to chciałem Ci podziękować. Oczywiście nie zabiore głosu w sprawach przez Ciebie opisywanych ale jestem mądrzejszy o kilka spraw, chociaż ponoc i tak głupi umrę.Pozdrawiam serdecznie
Piotrze, nie wytrzymuj częściej.Każdy komentarz coś wnosi i wzbogaca blog.Zupełnie nie wiem, skąd się wziął ten stereotyp, powtarzany we wspomnianych przez Ciebie dowcipach. Coś, jak żarty o teściowej, z których dużo zupełnie do wizerunku obecnej teściowej nie pasuje. Może ten stereotyp się wziął z „krytyki kołchozowej ubikacji”, z której wyśmiewał się Zachód szczycący się posiadaniem różowego papieru toaletowego i plastikowej klapy na sedesie? Ten sam Zachód, który choć posiadał pachnący papierek a na Wschodzie według niego wszystko be i nie na poziomie, do swych cyrków, oper i teatrów „podbierał” artystów ze Wschodu, a literaturę i poezję przetłumaczył na wiele języków. A cóż na przykład z szeroko pojętej kultury i sztuki posiadała Ameryka? „Zabytki” z westernu? Plastikowe kubki? Podczas, gdy na Wschodzie piło się w porcelanowych złoconych filiżankach. Zresztą i w Europie plastik stał się niemal wyznacznikiem postępu cywilizacyjnego. Do dziś posiadam filiżanki przywiezione z Kowla za czasów naszego PRL. Jak ciotce z Anglii podałam herbatę, to nie mogła się nadziwić. U nas tylko królowa i wielcy bogacze w takich piją – mówiła. A ja na to: a w Kowlu zupełnie przeciętni ludzie.To zależy, co kto za cywilizację uważa. Jeżeli plastik i papier toaletowy w kwiatuszki oraz McDonald, to taka „cywilizacja” aktualnie Wschód zalewa. Nawet sztucznie wytwarzany kawior. Znikły też w hotelach panie etażowe z samowarem i porcelanowymi filiżankami, do których goście chodzili na herbatkę, na korzyść bezprzewodowych plastikowych czajników, herbaty w torebkach i papierowych kubków. Wyśmiewane soki podawane w szkle też już zastępuje się kartonikami z dziurką, rurką i napisem „cola”. Jeszcze trochę, a znikną pewnie przepyszne krymskie owoce, które naturalnie dojrzewają, na korzyść „unijnych” z „ulepszaczami”. Oj pcha się „cywilizacja”… pcha…Może to temat na dłuższą opowiastkę?* * *Jest mi ogromnie miło, że moja pisanina na coś się przydaje i jest czytana. To ja bardzo Ci Piotrze dziękuję i serdecznie pozdrawiam.
alEllu..Jestem zaczarowany i zupełnie otumaniony Twym wspaniałym wykładem! To nie ironia! To sama prawda najprawdziwsza! alElla jest po prostu wspaniała i wszelkie słowa zbędne!
Słusznie zauważasz Cichy, w tym, co napisałam nie ma nawet cienia ironii. Co do „wykładu” się tylko nie zgadzam. To zwykła… własna – subiektywna refleksja. „Wykład” w moim rozumieniu powinien opierać się na materiale naukowo zbadanym.
Miła aEllu, dawno u Ciebie nie usiadłam przy kominku, czasmi tak bywa….:))). Powiem jestem oczarowana od dnia kiedy z taką pedanterią pakowałaś swoją walizkę aż po sam powrót i ukaznanie nam innego lecz jakże pięknego świata… Dziekuję !
Alicjo, pora na „kominkowanie” odpowiednia, bo mróz się pojawił, więc ogrzewaj sobie ręce. Będzie jeszcze trochę opowieści… A jest o czym opowiadać, oj jest! Nie zawsze tylko polot dopisuje.
Masz miłe wspomnienia z Ukrainy i jestem pewna , z długo bedziesz je trzymala pod zamknietymi powiekami…
Andante, zastanawia mnie, dlaczego niektóre miejsca pozostawiają tylko wspomnienia takie… „relaksowo-wypoczynkowe” na zasadzie: było fajnie, poznałam Zosię, Kasię, Jasia i chodziliśmy razem na kawę, a inne, jak to pięknie powiedziałaś, długo potem się trzyma pod zamkniętymi powiekami, choć wycieczka czasem umęczy i wiele litrów potu wyciśnie.
alEllu, nawet bez potu i zmęczenia, są takie miejsca, które pozostają w nas. To już nie są wspomnienia – te kawałki świata siedzą w sercu i duszy. Och… jak patetycznie mi wyszło,hi,hi…
Bet, patetycznie… czy nie… ale to prawda najprawdziwsza, o!
alEllu..Ale Ty ciekawie opowiadasz, prezenty rozdajesz….Ale i tak zdrajczynią jesteś,o czym zaświadczy każdy tunezyjski wielbłąd !
Cichy, zdrady nie da się ukryć. Może wielbłądy mi wybaczą 🙂
Dzień dobry alEllu, nie wiesz jak bardzo chciłabym Ci podziękować za ten prezent pocztówkowy. Wszystkie słowa mogą być banałem. Mnie jednak poruszyła Twoje delikatnośc i pamięć o mnie. Bardzo Ci dziękuję za pomoc, wsparcie. Najwyżej jednak cenię okazaną mi sympatię. Ta ma ogromne znaczenie w stosukach między ludzkich. AlEllu jesteś wspaniałą dziewczyną. Tylko wzór z Ciebie brać.Przesyłam serdeczne całusy i ukłony..
Anafigo, ogromna to radość widzieć Ciebie. Nie forsuj się jednak zbytnio przy komputerze, bo choć daje dużo radości, to podobno troszkę sił wyciąga z człowieka. Ściskam mocno, mocno. Trzymaj się!
Pingback: Kijów-Odessa-Krym-Lwów | alE blogowanie
Pingback: Krym. Droga nad przepaścią w Czufut-Kale | alE blogowanie