Wielkie kapciowanie

       Statystyk nie znam. Nawet nie wiem, czy są przeprowadzane sondaże pantoflowo – kapciowe. Na własny użytek wymyśliłam sobie, że jest tyle samo zwolenników, co przeciwników kapci. Ja znam wielu zwolenników. Przystępuję zatem do wielkiego przedświątecznego kapciowania, czyli dziergania na drutach kapciuszków z włóczki. Będą  śliczne, praktyczne i higieniczne. Pierze się, jak skarpetki, po każdorazowym  użyciu. W przedpokojowej szufladzie zmieścić można co najmniej pięćdziesiąt par. W moim domu każdy stały gość ma w swoim ulubionym kolorze. I dobrze. Nawet, gdy na czas nie upiorę, to i tak nikt inny ich nie założy.
       Obyczaj zdejmowania butów po przyjściu do domu bywa krytykowany. Ja uważam za bardzo dobry, szczególnie w polskich warunkach. Mało kto ma hol i salon oraz toaletę dla gości jako oddzielną część mieszkania. Często pokój, w którym przyjmujemy codziennych gości jest jednocześnie sypialnią i jadalnią, oraz bawialnią dzieci, a przez przedpokój wchodzi się do wszystkich pomieszczeń. Nie każdy ma oddzielne sypialnie i łazienki tylko do swojego użytku.
       Poza tym w Polsce jest brudno. Moi znajomi Hiszpanie, którzy nie znoszą kapci i bardzo krytykują polski obyczaj zdejmowania butów, mają każdego ranka myte chodniki przed domem. Tak! Szorowane, a nawet odkurzane. Widziałam, jak dozorca wąską końcówką założoną na grubą rurę od jakiejś maszyny czyścił szczeliny między płytkami chodnikowymi. Potem szczotką maczaną w płynie usuwał plamy po rozgniecionych jagodach, które spadły z krzewu.
Owi znajomi Hiszpanie nie mają kapci, ale też nie wpuszczą do domu dalej, niż „teren terakoty” i tak zwanej małej łazienki. A zresztą w większości w ogóle nie wpuszczą, tylko umówią się w barze, rozmawiając z przybyłym gościem  przez uchylone drzwi. Ja,  jako gość z Polski, wyjątkowo zostałam zaproszona głębiej, niż na „pawlakowe trzy palce” i  nawet posadzona na twardym krześle w kuchni. Tam też, przodem do ściany, wypiłam podaną kawę. Szanuję. Nie krytykuję w żadnym wypadku. Jedynie porównuję i mówię, że wolę kanapy, fotele i kapcie…
       We Francji zauważyłam, jak o piątej rano człowiek w jaskrawo – zielonym uniformie polewał wodą z pianą budynki do wysokości około półtora metra. Drugi szorował szczotką ściany i chodnik, a trzeci spłukiwał. Zapamiętałam ten obrazek, ponieważ miałam mokasyny sznurkowe, które tak nasiąkły wodą, że ciężko było mi chodzić, a nie wzięłam butów na zmianę. Środek pianotwórczy musiał być silny, bo podeszwy aż wybieliły się.

 

U nas na butach ma się psie kupy, rozgniecione owoce (akurat moja ulica obsadzona jest wiśniami) i różne inne „specjały”, których wszędzie pełno. Wycieranie obuwia w wycieraczki niewiele pomoże, bo cóż to za wycieraczka, która kilkanaście razy dziennie nie jest solidnie wytrzepana. Siedlisko brudu. O wiele łatwiej utrzymać czystość przed progiem i za progiem bez owych wycieraczek, szmatek i szmateczek, a jedynie kratka, by śnieg czy piasek pod nią się wysypał. Tak jest też lepiej dla osób sprzątających klatki schodowe. Pewnie, że dom, to nie muzeum. Jest to jednak nasz azyl i należy uszanować obyczaje w nim panujące. Oczywiście nie witam z kapciami w dłoni gości niecodziennych przybyłych na imprezę. Hydraulikowi czy elektrykowi też kapciuszków nie daję. Mają przywilej chodzenia w butach. Nawet BHP tego wymaga.

 

Nie o czystości i higienie to jednak miała być opowiastka, a o kapciuszkach. Starym zwyczajem zaczynam bowiem przygotowywanie gwiazdkowych prezentów. W tym roku kapcie, o! A co?! Sympatyczniejszy to drobiazg, niż wszelkie tandetne błyskotki z supermarketów, lądujące potem w koszu, a w najlepszym wypadku w piwnicy.

Pora też wybrać się po kukułki i można zacząć  zalewanie:
https://aleblogowanie.wordpress.com/2009/12/07/wielkie-przedswiateczne-zalewanie/
Czy to oznacza, że święta idą?
Notka jest polecana:

115 uwag do wpisu “Wielkie kapciowanie

  1. Zaczynam od końca, czyli od zalewania. Kupiłam niedawno kukułki, które okazały się mało kukułkowe… czy prawdziwych kukułek już nie ma?Teraz w sprawie kapci. Dawno, dawno temu w moim domu funkcjonowały tzw „szmatki”… małe kawałki grubego materiału /z resztek po domowym szyciu/ ręcznie obdziergane. Na nich stawiało się obute stopy i ruchem poślizgowym poruszano się w pożądanym kierunku. To była wersja dla gości, bo domownicy mieli swoje osobiste kapcie. Takie „szmatki” były bardzo popularne w wielu domach, zwłaszcza tych wyposażonych w parkiet. Parkiet pastowany pastą i ręcznie froterowany!

  2. Może trafiłam na taki kiepski wyrób tych cukierków – mam nadzieję, że prawdziwe kukułki jeszcze gdzieś są.Wracając do kapci – obserwuję całkowity ich brak na amerykańskich filmach. W polskich popularnych serialach kobiety poruszają się wszędzie wyłącznie na wysokich obcasach.Czyżby kapeć był czymś wstydliwym?

    • Mawiano, że „wstyd to kraść”. Także nogi z butami kłaść na stół, jak w amerykańskich filmach. A te panie w filmach to piorą, gotują, sprzątają i spać chodzą też w szpilkach? :)))

  3. W Polsce jest rzeczywiście brudno, w 2008 r na Warszawę spadało 2800 ton wszelakich pyłów, no to jak ma być czysto?. Gdy moja córka przyjeżdża do Polski natychmiast zaczyna mieć kłopoty z zatokami. Ona u siebie w domu kurze wyciera raz na 2 tygodnie a i tak niczego na szmatce nie widać. Ja u siebie muszę to robić codziennie.Klatkę schodową dozorca „przelatuje” raz na tydzień, ale nigdy powyżej pierwszego piętra. Całość bywa myta ze 3 razy w roku. Chodniki owszem, zamiatają, nawet codziennie, ale tylko na sucho, czyli przesuwają ten piach, pył i co tam jeszcze, coraz dalej. Czasami co bardziej pomysłowy dozorca zmiata piach na trawnik.A takie papućki to bardzo miły prezent.Miłego, 😉

    • Tak, tak! Zmiatają na trawnik. Teraz to już nie zmiatają, a szuflą wysypują na trawnik, bo przez lata zrobił się wyżej chodnika od tego nasypywania.Co do kapciuszków, to tak właśnie sądzę, że to mogą być bardzo przyjemne prezenciki. Anabell, pomyślałam teraz, żeby dodawać jakąś nitkę wzmacniającą. Ludzie się skarżą, że im za szybko te włóczkowe kapcie się wydzierają, jeśli ponad 5 lat można uznać za szybko. Przecież nic wiecznego nie ma. Poradzisz, coś?

  4. Znajomi i rodzinka tak jakoś z automatu zdejmują obuwie bo u nich też jest ten zwyczaj. Niezapowiedziani goście to już bardzo różnie, problemu nie robię i z kapciami nie czekam. A propos kapci. Bardzo dobry pomysł na praktyczny i ładny podarunek.Kukułki już mam a to znak,że święta blisko. Pozdrawiam serdecznie

  5. Witaj,Elu.Kapcie,to taki cieplutki temacik.:-))Jeśli chodzi o cukierki KUKUŁKI,to pamiętam,że w stanie wojennym można było je łatwo kupić.Potem wychodził niezły bimberek.Pozdrawiam sobotnio.Jakub

    • Jakubie, bimberek z kukułek? Toż to profanacja cukierków :)))Co do ciepła, jakie wprowadzają kapcie, to masz rację. Wchodzi na przykład taki wielce ważny pan prezes. Dumny, zimny i zarozumiały. A ja mu ciach! kapcie pod nogi! I co? Od razu topnieje, zaczyna mówić i czuć się, jak normalny człowiek, a nie stroszyć pióra jak paw z pozycji wyższości z powodu garnituru i pantofli. Zrównuje się po prostu ze mną – ubraną w domu nie wizytowo i nie w szpilkach.

  6. Jeśli chodzi o kapcie to pomysł na prezent rewelacyjny. Ale musi to dotyczyć najbliższych , bo znajomi mogą się obrazić. Nie umiem robic takich cudów , ale widziałam na straganach i znam takich , którym to wychodzi pieknie. Kukułki skreślam od razu , bo nie mogę sobie pozwolić na tak wspaniały napój.

  7. Też kiedyś robiłam kapciuszki na szydełku i to takie według własnego pomysłu. Jednak nie produkowałam ich na skalę przemysłową, tylko dla rodziny. Wygodnie było je zabierać w podróż lub gdy się szło „w gości”. Teraz już nie chce mi się robić żadnych kapciuszków, choć różnokolorowej wełny mi nie brakuje. Żadnej nalewki z kukułek, bo mąż zrobił nalewkę z aronii, a poza tym nie mogę pić alkoholu.Serdecznie pozdrawiam.

    • Anno, ja najbardziej lubię w tych kapciuszkach wejść z nogami na kanapę po kąpieli. Boso marznę w stopy, a skarpety mnie uciskają. Nogi na pufie we włóczkowych ciapach bardzo estetycznie wyglądają. W podróż zabieram zawsze.

      • Ale mnie zachęcasz;) Może faktycznie znowu narobię mnóstwo kapciuszków. W moim mieszkaniu jest tak ciepło, że muszę podkręcać kaloryfery. W przeciwieństwie do Ciebie lubię przyjemny chłodek, zawsze mam uchylone okna- nawet zimą.Cieplutko pozdrawiam.

        • Ja mam chłodek bez „podkręcania” i bez otwierania okien. W mroźne zimy tak w granicach +14 stopni, zanim napalę w kominku. A i osiem bywa z samego rana.

          • O mamma mia! AlEllu,to ja ciupasem wysyłam tam do Ciebie moich kolesi,Waligórę i Wyrwidęba. Wyrwą,porąbią,pod kominek drwa przyniosą i ne ma problema!

          • Nasze żeliwne kaloryfery dobrze grzeją, gdybym nie zakręcała zaworów, to miałabym 28 stopni w mieszkaniu. Na dodatek mamy od kilku lat wymienione okna, bo kiedyś szparami wpadał śnieg.Nie wiem, jakie musiałyby być mrozy, abym zamknęła okno. Chyba iście arktyczne;)Gorąco pozdrawiam.

  8. pochwalam zdejmowanie obuwia nawet jako gość. Dla mnie jest to szacunek dla gospodarzy za czystość. No cóż ale nie wszyscy to pochwalają. A teraz jesiem, potem zima i wparuje ci taki gość z mnóstwem błota i śniegu na butach a w pokoju piękny dywan brrrrrrr aż się boję wyrazu niezadowolenia gospodyni.

    • Jagoda, witam zatem w „Klubie Pochwalających”. Niestety, w naszych warunkach zdejmowanie butów jest wręcz konieczne. Nie każdy odwiedzający przyjechał samochodem, do którego wszedł bezpośrednio z własnego domu i wjechał u nas na podjazd przy samym wejściu na parkiety i dywany, które… co tu dużo mówić… niektórym ludziom służą przez pół wieku. Ja przynajmniej mam jeszcze dywan, który spłacałam ratami przez wiele miesięcy 25 lat temu. Nigdy nie dopuściłabym do tego, by moje dziecko bawiło się w brudzie naniesionym przez gości. Gość w dom! Buty zdjąć! Albo… do Ameryki, gdzie inne zwyczaje, o!

  9. Kiedyś, dawno, dawno temu modne były buty-szpilki z metalowymi obcasami. Jak one kaleczyły podłogi! Miałam ślady na parkiecie przez wiele lat, praktycznie nie do usunięcia. Współczesne szpilki już takich szkód nie robią jeśli stąpa się w nich delikatnie.

  10. Wiem, że mi się dostanie, dlatego spróbuję okrężnie podejść do kapcioszkowego tematu. Masz bardzo trafne obserwacje z pobytu we Francji i Hiszpanii, gdyby do tego jeszcze dodać zwyczaje naszych dalszych sąsiadów z innych rejonów geograficznych, to mielibyśmy uogólniony obraz. Ale czy jest on prawdziwy? Typowy Polak widziany z zewnątrz to przecież: 47-letni, otyły, niewysoki, łysawy, zaniedbany (tłuste włosy, brudne paznokcie, braki w uzębieniu, itd.), i obowiązkowo wąsaty mężczyzna – to statystyka. Wśród moich znajomych ok. 80% to też t.zw. „kapciowi”, ale niestety ci najważniejsi: praca, rodzina, to „nierozbieralni”. Myślę, że jednak nie warto tak się dzielić, bo to raczej zależy od zewnętrznych czynników. Moja pierwsza praca (kontrola inkasa) polegała w większości na kończeniu pracy w domu, potem było tak samo. W domu odbywały się kontrole finansowe, egzaminy poprawkowe, oceny projektów, zawieranie kontraktów, fotografowanie, naprawa elektroniki, itp. Pokazywanie się uczniom w kapciach, albo proponowanie przełożonym, czy podwładnym założenie kapci było niezręczne. Dlatego już od dzieciństwa pamiętam, że tylko jeden pokój (sypialnia) był oazą, pozostałe to dla gości/interesantów. Myślę jednak, że gość to wprawdzie nie interesant, ale co innego gość zaproszony, a co innego sąsiadka, która rzekomo wpadła pożyczyć szklankę soli, a w rzeczywistości tylko polotkować. Te stosunki gospodarz/gość chyba dość dobrze oddaje scena z „Ziemi Obiecanej”, gdzie „parszywy Żyd” grany przez Pieczkę, przyjmuje w swoim pałacu, polskiego szlachcica Olbrychskiego. Wajda z przekąsem pokazał parodię jak bogaty gospodarz pałacu w skarpetkach przyjmuje zubożałego szlachetkę polskiego w buciorach. I to chyba oddaje też kolejny wątek tematu, bo przecież jesteśmy porozbiorowym zlepkiem trzech różnych kultur.

    • Anzai, wcale Ci się nie dostanie :)Moja racja…Twoja racja…Nesze racje…O!I tak powinna rządzić kultura, a ona w różnych sytuacjach dyktuje co innego. I na to COŚ mój tekst kapciowy przecież pozostawia miejsce.A propos kultury taka historyjka.Oficjalna wizyta chłopaka u rodziców dziewczyny. Ma poprosić o rękę. Rodzice więc się wystroili, jak do teatru i czekają. Wchodzi młodzieniec ubrany sportowo. Jako biedny student nawet nie miał garnituru. Widząc uroczysty ubiór na przyszłych teściach biedaczek zrobił się pąsowy. Atmosfera przez chwilę aż buzuje. Pani domu szybciutko mówi: przepraszamy bardzo, ale przedłużył się bankiet w firmie i nie zdążyliśmy się przebrać. Wejdź i rozgość się, a my szybko zmienimy ubranie, po czym się przebrali w t-shirty i jeansy. Sytuacja natychmiast rozładowała się i… żyli dług i szczęśliwie.

      • Zawsze opłaca się upewnić jaki będzie obowiązujący strój. Ale czasem nie ma wyjścia, w latach 70-tych udało mi się dostać karnet na trzydniową galę zwycięzców festiwalu teatralnego (balety – więc Rosja, USA, i Holandia). Pierwszego dnia ja w 3-częściowym czarnym garniturku, dziewczyna w rewelacyjnej sukni tkanej z dużymi oczkami – to ważne, bo pod spodem już nic nie mogła mieć, a więc przez te dziury wychodziły te GUZIKI BRĄZOWE, i owłosienie łonowe. A w lożach i na parterze same dżinsy, koszulki polo, swetry, obszarpane mini, i modne „wycieruchy”. Dopiero gdzieś na galerii garniturowcy jak my (podobno wycieczki ze wsi).Drugiego dnia ja z dziewczyną w dżinsach, a reszta na odwrót w garniturach i smokingach. Dopiero trzeciego dnia było normalnie, bo upewniliśmy się w kasie o co chodzi. Było to przedstawienie zamknięte dla t.zw. „ludzi z teatru” (to te moje 7 lat tańca). I wtedy się dowiedzieliśmy, że pierwszego dnia zespół amerykański oglądał przedstawienie Rosjan, a drugiego Rosjanie z widowni podglądali zespół amerykański.

  11. Dzień dobry alEllu, no nareszcie mam Internet. Na początek powiem coś zabawnego, a potem w temacie. Otóż przed chwilą dostałam wiadomość, że panowie reperacze internetowi rozkładają ręće. Wymienili już wszystko co było do wymiany i liczą się z rozwiązaniem umowy., a nawet czekają na takie rozwiązanie gdyż są bezradni. Smieszne jest w tym to, że właśnie od wczoraj Internet działa, a oni twierdzą, że nie działa. Ja już nic nie rozumiem. Kiedy u nich działał to u mnie nie, a teraz odwrotnie. Zabawa na 102.Przechodzę do tematu, zapisuję się do klubu popieraczy kapiowych. Zbyt dbamy o podłogi aby tylko dla wygody gościa tzw. zaprzyjaźninego z tego rezygnować. Latka lecą i to coraz trudniejsze. Często goście przynoszą swoje, a ja też jeżdzę, przez szacunek dla pracy innych, ze swoimi. Naturalnie, że niektórych gości nie zmuszam do tego, ale cierpię. hi.hi.ha.Wprawdzie gość w eleganckim garniturze lub pani w kreacji wieczorowej głupio wygląda w papuciach, ale przecież może przynieść swoje lekkie, czyste, bezpieczne (bez szpilek) obuwie. Wszystko do omówienia, a będziemy zadowoleni z wizyt i beztrosko oddawać się zabawianiu gościa. Tych bezkapciowych oczywiście lubimy też!! Prawda??Sedecznie alEllu pozdrawiam.

    • Witaj, ach witaj powrócona na internetowe łono:) Na listę klubową kapciowców oczywiście wpisuję Ciebie Anafigo i miło witam w imieniu zarządu. Bezkapciowców garniturowych i wieczorowosukienkowych oczywiście lubimy i dlatego od czasu do czasu zapędzimy ich do prania dywanów i pastowania parkietów, jeśli by się zdarzyło, że biedaczki nie mają czystych pantofli na zmianę, wszak nie tylko kapcie głupio wyglądają przy sukni i garniturze, ale przede wszystkim nie pasuje brud. Wprost nie przystoi gościć się na dywanie w błocie czy parkiecie w plamy… hi, hi…Pozdrawiam serdecznie i niech ten Internet przestanie się psuć. Tu masz bywać, bo tu masz swoje miejsce i tu masz czytać, pisać, się rozmnażać i już! O!

      • Strasznie mi sie podoba wprowadzona tu nomenklatura: kapciowi i bezkapciowi, garniturowi i wieczorowosukienkowe…cudne! Ach, jakie cudne słowotwórstwo!Acha, „reperacze” to też piękne odkrycie….hi,hi…

        • Fajne. Ja proponowałem jeszcze „nierozbieralni”, bo jest coś takiego jak piękny kapelusz Pań, w którym nie wiadomo, czy można usiąść do „proszonego” obiadu, czy wypada zdjąć? No i ta moda gdzie Panie na cieniutką muślinową bluzeczkę zakładają piękne futro. Sam musiałem wtedy wyskoczyć za swojej marynarki, dla ratowania sytuacji.

        • Słowotwórstwo to jedna z naszych specjalności przecież :)Słowo „reperacze” też mi sie bardzo podoba. Tyle tylko, że ja bym ich nazwała „nierepery”, biorąc pod uwagę, jak działa internet u Anafigi.

        • Witam Bet, reperacz nie jest mój niestety tylko mojej wówczas 3-letniej wnuczki. Była dla dzieci taka obrazkowa zgadywanka zawodów. Kucharz, stolarz itd itp. ale na pana z wkrętakiem i młotkiem wykrzyknęła „to reperacz”. Tak mi już zostało, tak jak dugisiul na długopis. Zaśmiewamy się teraz przed lutową osiem-nastką.Serdecnie pozdrawiam wszystkich, całe wesołe towarzystwo.

    • Witam milutko ja jestem tez za zdejmowaniem butow zreszta u nas to normalka nawet jak przyjdzie jakis hydraulik czy inny mechanik automatycznie w drzwach sciaga buty .Ja mam goscinne takie wlasnie szydelkowe i rodzinne tzn kazdy ma swoje a i bardzo czesto goscie ida ze swoimi takimi cienkimi paputami .Jest to bardzo praktyczne szczegolnie kiedy pada a juz nie mowic o zimie gdzie z butami wnosi sie do domu mase kamyszkow,soli i innego paskudztwa.Pozdrawiam milutko

      • Evelino, zatem witam w ” klubie kapciuszkowych”. Jak dotąd jednak same panie popierają zdejmowanie butów. Panowie twardo się bronią. Nic to, rozmiękczymy ich kapciuszkowym ciepłem.Pozdrawiam serdecznie.

        • Wczytując się w tę naszą wymianę poglądów z żalem trzeba stwierdzić, że chyba jesteśmy strasznymi hipokrytami. Jesteśmy „za kapciami”, ale nawet nie przyjdzie nam do głowy, aby np. od księdza, lekarza, policjanta, czy nawet kogoś z administracji budynku, itp. wymagać zdejmowania butów. A więc nie każdy „gość w dom …”? Ano nie. Gości po prostu klasyfikujemy na tych ważnych, średnich, i tych byle jakich. I to jest przykre. W sumie szkoda więc, że upadają staropolskie zwyczaje, bo były one wspaniałe, i wyróżniały nas wśród innych. Polska gościnność, czy tradycyjne „Gość w dom, Bóg w dom” już odchodzą, niestety za przyczyną „kapciowych”. Oczywiście „kapciuszkowi” wytoczą tysiące powodów (głównie higieniczno-porządkowych) dla których ich zdanie jest najważniejsze i tylko ono się liczy, ale nikt nie wspomni o tym jednym jeszcze ważniejszym … o komforcie i szacunku dla gościa.

          • Anzai, trochę przesadziłeś z tym brakiem szacunku. Posadzenie na kanapie, nawet wygodnie z nogami na fotelu czy pufce, uważasz za brak szacunku? To wręcz troska o gościa i jego wygodę. A jakiż to komfort np. zimą przebywać w kozaczkach w ciepłym pomieszczeniu? Ksiądz i policjant też by tak był potraktowany, gdyby przyszedł „pokanapować” na kawkę. Osobiście bardziej czułabym się uhonorowana w tej Hiszpanii, gdybym była w kapciuszkach na kanapie posadzona, z szacunku dla mojego zmęczenia chociażby (wiedzieli, że 33 godziny błam w drodze), niż w butach na tym twardym krześle w kuchni. Uszanowałam jednak gospodarzy i męczyłam się w butach, od których nogi mnie już piekły i bolały po tylu godzinach.Jak już gdzieś wspomniałam, i w obyczajach pozostawia się miejsce na tolerancję dla wyznawców innej kultury, ale w kwestiach „spornych”, skoro już mówisz o szacunku, należy się w pierwszej kolejności gospodarzowi szacunek dla jego obyczaju. Jak wchodzę do meczetu, to zdejmuję buty i zakładam chustkę oraz okrywam ramiona. Jeśli nie mam swojej, to zapewnia mi się ją w wypożyczalni przymeczetowej, skoro chce się, żebym tam weszła. Tak i ja zapewniam kapcie osobie, która nie ma na zmianę pantofli. A jeśli już ktoś tak bardzo, jak Ty, w butach chce być, to oczywiście nie robię problemu. Przecież tę podłogę umyję, a dywan upiorę. Tylko… jak często dam radę to robić?

          • A polska gościnność odchodzi nie za przyczyną „kapciowych” tylko właśnie wzorców zachodnich tak chętnie małpowanych, do których też należą m.in. buty na stole i w łóżku.

          • Oczywiście nie chodziło mi o gościnne wizyty osób, które wymieniłem, tylko np. o: kolędę, poradę lekarską, przesłuchanie, itd. Ale skoro wypaczasz sens mojej wypowiedzi, to mały rewanż. Przecież ja nie zabraniam „kapciowym” chodzenia do kościoła, komisariatu, czy teatru z własną pufą i kapciami, tylko wiedząc, że to byłoby śmieszne, zwracam uwagę na te sytuacje, które „kapciowych” ośmieszają w oczach nie tylko „nierozbieralnych”, ale i niestety tej bardziej cywilizowanej części świata zachodniego.Bo przecież człowiek tym się różni od zwierząt, że potrafi wyczuć różne sytuacje społeczne. W stadzie małp w tym samym czasie jedna może sr.ać, inna karmić małe, a dominujący pawian kopulować z innymi samicami. Ludzie raczej (???) odróżniają te sytuacje wynikające z rozwoju stosunków społecznych, a nawet poddają je ewolucji. Dobrym przykładem jest skrajne zachowanie się po posiłku. U Słowian jeszcze zachował się zwyczaj całowania gospodyni w rękę, natomiast u Bawarczyków trzeba było głośno beknąć. Unifikacja dominuje oba te zachowania. Mnie nadal rażą amerykańskie buciory na stole i w łóżku, ale ich rażą nasze kapcie. Nie masz chyba wątpliwości co się stanie za kilkanaście lat? Już teraz niektórzy „kapciowi” mitygują się i zapraszają gościa z butami (i na stół, i do łóżka), i już teraz „nierozbieralni” starają się dokładniej wycierać swoje obuwie. Na szczęście oni z tych powodów się nie kłócą, tak jak my. Ale to już nasza narodowa cecha. ;)))PozdrawiamPS. Ja chyba też jestem „kapciowym” (kiedyś nawet lakierki ściągnąłem w teatrze), ale się tym nie chwalę. A kapcioszki super! Aż się chce w nie wejść.

          • Anzai, przecież wiem, o co chodziło. I Ty wiesz, że nie wypaczam, a jedynie pokazuję różne sytuacje, w których różnie się zachowujemy nie z powodu hipokryzji , innego traktowania (szanowania-nie szanowania) różnych gości, a z powodu systuacji. Jeszcze raz powtórzę, we wszystkim pozostawiam miejsce na to COŚ w danej chwili (sytuacji), o czym decyduje kultura, wyczucie, smak. Nie uważam tego za hipokryzję. Ja rozumiem hipokryzję jako fałszywość, dwulicowość, obłudę i wszelkie działania charakteryzujące niespójność w stosowaniu i głoszeniu zasad moralnych zazwyczaj po to, by czerpać z tego własne korzyści oraz na pokaz udawanie dobrego, a gdy nikt nie widzi – czynienie zła.Kłótnia? Przecież to nie kłótnia, a kulturalna wymiana poglądów 🙂 Ale „hipokryzją” i „brakiem szacunku” to … nie powiem… dźgnąłeś porządnie. Boli! :(((

          • To jeżeli nie dzielisz gości na tych lepszych i gorszych, to dlaczego np. w przypadku księdza (i setek innych) nawet nie ośmielisz się zaproponować „wyskoczenia z butów”??? PS. Jednak wypaczasz. Ja przecież nie zarzucam hipokryzji Tobie, i nie piszę o prywatnych wizytach osób, które wymieniłem. A to jednak znacząco zmienia moją wypowiedź.

          • Anzai, a kapciem po głowie chcesz dostać? Możesz wybierać pomiędzy białym z pomponem i czerwonym z guziczkiem.:)))

  12. Napisałem wczoraj,że mnie”Dziewczyny oszukujecie”,bo jak może być pasmanteria z trunkami,baletem ,muzyką i kelnerami w stroju z guzikiem i pętelką.Ale tekst nie wszedł.Jeszcze takiego zastoju w internecie nie przeżyłem.Ale podobno przeżycia do cnoty prowadzą.Pozdrawiam,Elę.Jakub

  13. Zwyczaj zdejmowania butów mnie drażni od zawsze, bo podłogi lub dywany nie są po to, aby po nich fruwać, tylko chodzić. Kiedyś graliśmy w bridża i siedziała z nami „śmierdząca stopa” bez butów. Gra nie sprawiła przyjemności, bo cały czas myślałam on tym pod stołem. Oj, ważny temat poruszyłaś. Pozdrawiam.

    • Jak to? I nic nie zrobiliście w tej kwestii? Ale to już wkraczamy w sprawy zdrowotne, a to problem dla lekarza, ale i w kwestii obyczajowej takie problemy dają się prosto i zwyczajnie rozwiązywać. Po co wąchać, zamiast podjąć działania? :)))

  14. steskniona za cieplem kominkowym i serdecznoscia Gosposi, grzeje sie podziwiam, ale sie nie zgadzam, ze w Polsce brudno a gdzie indziej czysto, to wszystko zalezy od idywidualnej potrzeby sporzatania i znajomosci higieny.Nou, znam takie na zachodzie, pomimo mozliwosci i dobrobytu, higiena i czystosc rozmijjaja sie z prawda. Tej czesci polskiej nie posiadajacej komfortow, radze zawsze wode z octem i mydlo, drogich marek nie potrzeba.Pozdrawiam serdecznie , uciekam

    • ps, kapcie, zapomnialam, goscinnoscia podaja gospodarze w rozny sposob, jednak ze wzgledu na higiene nigdy nie zakladam, Brrrrrrrrrrrrr, te odciski i zapachy, dlatego najlepiej miec cos praktycznego w swojej podrecznej torebce, kapcie plestikowe, uzywane na basenach, miejsca nie zajmuja i mam wlasne, bo buty zdejmowac wiedzac, ze co niektore wykladziny piekne i drogie, maja tez niespodzianki, a odciski to WIRUSbardzo szkodliwy , zarazliwy.Bay

  15. aEllu! może jestem ostatną”kapiową”,czy mam szansę na przetulenie się do kominka we własnych kapciuszkach,które zawsze noszę w gości…? Przyniosę własną naleweczkę; PLISSS!!!!

  16. A JA ZAWSZE SCIĄGAM BUTY ,BO LUBIE LUZ,A NOGI MI NIE SMIERDZĄ,NIE CIERPIE SIEDZENIA JAK PENSJONARKA NA BACZNOŚĆ .WOLE SIEDZIEC PO TURECKU I CO MI ZROBICIE.

  17. Buty zdeujmuję tylko w domu i u teściowej, jeżeli mam tam być 2 – 3 dni. U mnie w domu goście też chodzą w butach. Najwyżej trzeba potem sprzątać. Zdejmowanie butów przez gości to taki zwyczaj z blokowisk.

    • Zgadzam się z tym. W blokach „narzuciło się” to wręcz jako konieczność. Już pomijając sprzątanie, to ze względu na akustykę.

  18. A nie pomyślałaś, że po kilku godzinach chodzenia w butach, np. po pracy, komuś mogą po prostu spocić się stopy i może się krępować zdjąć obuwie? Co lepsze, piasek na podłodze, czy impreza zepsuta wonią kwasu masłowego? Poza tym jak się zaprasza gości na imprezę, trzeba ich uszanować i uhonorować a najlepsza kreacja w połączeniu z domowymi bamboszami wygląda śmiesznie

    • Naprawdę prosto z pracy, bez prysznica, zmiany skarpet i butów ludzie idą wprost na imprezę? Ależ jestem „do tyłu”. Nie wiedziałam o tym.

  19. WitamTrafiłam przez przypadek, jednak swoje trzy grosze dodam…Wstyd by mi było prosić moich gości o zdjęcie, czy to zmianę butów. Może i nabrudzą, dwie rączki mam to i po nich posprzątam. Moi goście nigdy nie są proszeni o zmianę obuwia. Mam zawsze naszykowane kapcie na wypadek, gdyby ktoś po prostu chiał zmienić buty, bo tak mu wygodnie (mam takie osoby wśród znajomych i rodziny). Nigdy jednak zmiana obuwia nie jest „warunkiem wstępu”. Nie mniej nie krytykuję postawy autorki. Przyznać należy tu rację co do czystości polskich ulic. To jednak nie zmusi mnie do nakazania zdjęcia butów przez moich gości. Pozdrawiam 🙂

    • Do czasu droga Fiko!Ja też tak chciałam jak w filmach, zrobiłam imprezkę, salon świeżo odnowiony i powiedziałam sobie „nie będę ludzi w garniturach i sukniach wieczorowych kapciami ośmieszać…” A podłoga nowiutka, śliczna, z sosnowych desek i się przejechałam niestety, dwie panie przyszły w szpileczkach cieniutkich, wysokich i co najgorsze na te szpileczki nadziany był spory „tonaż” tak średnio 80-90 kilo. Miałam cyklinowanie przyspieszone i trochę niezaplanowane oraz męża wkurzonego 😦 one chyba czuły jak im się te szpileczki wbijają, bo dziury były na pół centymetra, a niektóre i cały centymetr. W dodatku ruchliwe były wyjątkowo. Ja zauważyłam po fakcie, ale nie wiem czy coś bym zrobiła w czasie imprezy, szwedzki stół…dużo tuptały, ponieważ nie chwaląc się stół był bogato zastawiony 🙂

  20. „Zalewki” wypróbuję 🙂 Kiedyś wrzucaliśmy (kiedy to było??? 1980r.!!!) ziarna kawy prawdziwej i cukier waniliowy do wódki żytniej, potem to sobie grzecznie stało ukryte w biurowym segregatorze i czekało na wigilię, a w wigilię życzenia, po 25 gram na zdrowie i do domu szykować wieczerzę, oczywiście panie o 12, taki uprzejmy był pan dyrektor!!!Natomiast jeśli chodzi o kapcie to ja mam własne, trochę wiekowe, wspomnienia z Kanady. Pojechałam do kuzynki, pracowałam pół roku od stycznia do lipca i jak najbardziej domownicy i goście zdejmowali buty, kiedy był śnieg, a był prawie do końca kwietnia. Nigdzie nie byłam na stałe, tylko w charakterze „jednoosobowej, lotnej brygady sprzątającej lub opiekującej”. Zaliczyłam ok. 10 domów, niektóre były bardzo zamożne i wszędzie w okresie zimowym zdejmowano buty. Tylko kapci nikt nie podsuwał, w skarpetkach towarzystwo siedziało na salonach 🙂 No ale co się dziwić kraj młody, jeszcze kulturowo niewyrobiony, nie to co u nas, 1000 letnia kultura narodowa i wiemy jak się zachować :):):)Pozdrawiam!

    • Zosiu, mnie najbardziej smakuje”zalewka” kukułkowa. Tylko tak długo na nią trzeba czekać buuuuu….Dziękuję za spostrzeżenia z Kanady. Sądziłam (nie wiem, na jakiej podstawie), że tam ludzie nawet śpią w butach. A tu proszę, myliłam się. Ileż można ciekawostek poznać dzięki blogowaniu i wymianie poglądów. Dziękuję.

  21. Wyskakiwanie z butów w domu to raczej dowód na to, jaki wpływ na współczesność ma kultura rustykalna – okazuje się,że ma wielki wpływ.Na wsi ściąganie butów w izbie, po przyjściu z obory miało sens i ma nadal. Natomiast będę się buntować, gdy na „dzień dobry” w przedpokoju podtyka mi się kapcie, to raczej brak szacunku dla gościa, jeśli podłoga jest ważniejsza od gościa, to traci się wszelką ochotę do rozmowy, czy zwolennicy kapci każą ściągać buty księdzu, co z listonoszem et cetera? Poza tym bez butów czuje się niekompletna i tak samo odbieram ludzi, którzy pokazują mi swoje skarpety, rajstopy itd., to odziera z prywatności, jest nie eleganckie. Odwiedzając domy we Francji i w Hiszpanii, nie musiałam poddawać się takim czynnościom, jak upokarzające ściąganie butów.

    • Ewa, nie wiedziałam, że to wpływ kultury rustykalnej. Jak to człowiek całe życie się uczy, nawet przy okazji tematu „kapciowego”:)

  22. Obiema rękami i stopami sprzeciwiam się wizytowym kapciom. I nie z powodów higienicznych: kapcie przy garniturze wyglądają śmiesznie, nie po to mężczyzna zakłada garnitur, krawat, pasujące do tego buty, by wdziać się w szydełkowe kapciuszki. Nie po to kobieta dobiera buty do stroju, kolorem i fasonem, całość ma być sharmonizowana, i nagle „myk”: szydełkowe kapciuszki. Byłam na takiej wigilii, gdzie stanowczo odmówiłam zmiany szpilek na kapcie. Szczęściem mąż był tego samego zdania. Na 14 gości było nas dwoje. Ale daliśmy radę.

    • To kwestia sytuacyjna. Zawsze musi być miejsce na tolerancję i uszanowanie. Ja np. nie poszłabym w szpilkach na kolację do osób mieszkających w bloku. Kiedyś na prywatki w blokowisku zabierało się rokendrolki, ale to były dawne czasy. Teraz królują szpilki. W filmowych serialach panie cały czas są w pantoflach na obcasach. W kuchni, sypialni i łazience.

    • Zasady kultury dyskusji też zdają się być niezmienne :)Szkoda, że nie ma powiedzenia „słoma w piórze” albo „słoma w buzi”, prawda?

    • Oczywiście, że nie ma sensu czytać dalej. Popieram. Ja też nie czytam wszystkich blogów od początku do końca. Tylko nie chwalę się tym, szkoda mi na to czasu, po prostu przechodzę obok bez emocji.

  23. Zapomnij, moje buty są częścią mojego stroju. Szczególnie, gdy przychodzę z oficjalną wizytą.Obrażam się na gości, gdy zdejmują buty.

    • No to bym miała u Ciebie „przerąbane” ;), bo ja zawsze zmieniam buty na klapeczki czy pantofle (w zależności od charakteru wizyty), szczególnie zimą, bo nie wyobrażam sobie przebywać w domu w ciepłych kozaczkach. To to istna męka 🙂 Ale znalazłabym rozwiązanie. Zrobiłabym to jeszcze za drzwiami, zanim zobaczysz.

    • Ja też nie ufam, dlatego zawsze mam swoje klapeczki, a na imprezę zabieram czyste pantofelki – szczególnie zimą i jesienią. Chociaż… może przesada z tym podejrzewaniem, że gospodarz domu jedne kapcie daje wszystkim, skoro mówi że stali bywalcy – każdy ma swoje. Z taką podejrzliwością… to i w jedzeniu może być salmonella, w drinku arszenik, a na klamkach bakterie kałowe, czyli co? Certyfikat z Sanepidu poprosisz, zanim przekroczysz próg i się napijesz? :)))

  24. Widzę alEllu, że udało Ci się wywołać dyskusję nt. tego ?śmierdzącego problemu”. Szkoda, że wypowiedzi kręcą się tylko wokół wątka „zdejmować, czy nie”, bo przecież tego nie rozstrzygnie plebiscyt. „Kapciowi i nierozbieralni” nadal pozostaną przy swoim jeszcze przez wiele lat. Mało tego, dla jednych i drugich, „zdejmowanie, albo nie” jest przejawem szczytu chamstwa w tej sferze sosunków towarzyskich. Jest zresztą jeszcze gorzej, bo i jedni i drudzy mają swoją rację. Ale nie można „mieć ciastka, i zjeść ciasto”. Jeżeli chcemy robić taką imprezę jaką opisała ~ela 2011-11-30 21:39 to musimy się liczyć z konsekwencją zniszczenia parkietu, albo zamiast wystawnego stołu rozłożyć pod nim tanią wykładzinę. Tego typu imprezy zresztą coraz częściej przenoszą się na trawę. Nie widzę tylko powodu, aby się nawzajem obrażać. Ja po prostu nie chodzę do „kapciowych” i unikam ich wizyt. Pozdrawiam anzai

    • Anzai, masz rację, to nie jest sprawa na plebiscyt i każdy ma rację. Rozkręciła się dyskusja, bo Onet wystawił ten tekst na swoją główną stronę. Musiałam się nawet okopać, bo maszyna spamująca nie dała mi żyć. Z tych wczorajszych wpisów wiele się dowiedziałam… Na przykład wiem, że prosto z pracy, bez prysznica, zmiany rajstop i pantofli idzie się na imprezę i przypomniałam sobie, jak na zaprzyjaźnionym blogu była rozmowa o tym, że prawdziwa „szpilkowa” dama ma w samochodzie, czy w biurku w pracy zapasowe rajstopy i pantofelki… i wiele innych sytuacji, których zupełnie nie byłam świadoma :)Anzai, ja „nierozbieralnym” odpuszczam (pisałam, że zawsze pozostawiam miejsce na tolerancję i uszanowanie), ale Ty nie unikaj „kapciowych” – to fajni ludzie przecież hi, hi….

      • Ja bym nie przywiązywał aż takiej wagi do indywidualnych sytuacji opisywanych przez czytelników, bo może być ich tyle ilu komentatorów. A wyobraźnię musisz sobie poszerzyć, bo „życie przerasta nawet kabaret”, czego dowodem jest to co mi się przydarzyło.Otóż moja żona miała taki dziwny zwyczaj, że wszystkie kupione przeze mnie kosmetyki (a nawet prezenty) wymieniała na takie, które jej odpowiadały zapachem. Moje natomiast służyły jej do odkażania m.in. swoich butów, głównie szpilek. Zawsze przed wyjściem skrapiała je od wewnątrz moim pachnidłem. Kiedyś zamiast szpilek oryginalnej marki wciśnięto jej doskonałą podróbę chińską, i gdy wychodziliśmy w goście skropiła te swoje eleganckie zgniłozielone szpile. Na miejscu po części oficjalnej przy stole panie przeniosły się do bedroom’u, aby obejrzeć film w 3D, i gdy zaczęły wyskakiwać ze swoich szpilek usłyszeliśmy okrzyki grozy – moja żona miała stopy w niezmywalnym zgniłozielonym kolorze, a co gorsze zorientowała się dopiero po chwili! I tak uratowałem swoje wyposażenie toaletowe. anzai

        • Hi, hi… Idąc dalej tym życiowym „kabaretem”, to mogła z tego być chwilowa „tragedia”, gdyby na przykład w rozmarzeniu zamknęła oczy i wyciągnęła te zielone stopy.

  25. Witaj po przerwie Elu. Co kraj to obyczaj! W Niemczech, gdy rano wyjeżdzam do Polski i wynoszę walizki do samochodu, moja rodzina każe mi wychodzić na klatkę w skarpetkach aby nie pobudzić sąsiadów. W tych skarpetkach maszeruję do auta i wracam po następne…IO dziwo na białych skarpetkach nie ma ani śladu brudu…. A u nas byłyby do wyrzucenia. Pozdrawiam

    • Witaj Kolekcjonerze powróconoy na blogowe łono:) Tak samo czysto jest w ich piwnicach. Też można chodzić w skarpetkach. Kiedy chciałam włożyć buty, gdy się wybierałam do piwnicy, to się dziwili i pytali, po co? O ciszę nocną i sen sąsiadów to faktycznie bardzo się troszczą. Po godzinie 22 zabraniali używać wody, żeby w rurach nie szumiało.

Dodaj odpowiedź do alElla Anuluj pisanie odpowiedzi