Bardzo lubię osoby z poczuciem humoru. Zapewne nie ja jedna. Ludzie mający poczucie humoru czynią życie przyjemnym i poprawiają nastrój nawet w pochmurne dni. Ja mam szczęście spotykać takich na swoich dróżkach.
Jeden pan konduktor z pociągu relacji Chełm – Warszawa przebił jednak wszystkich. Zapewne dlatego historyjka z konduktorem w roli głównej utkwiła w mojej pamięci. Często ją opowiadam, a warta jest także odnotowania „ku pamięci”.
Było to w czasach, kiedy w pociągu ogłaszano zbliżanie się do kolejnych stacji oraz przypominano wysiadającym pasażerom, żeby zabrali swoje bagaże i rzeczy osobiste. Do wygłaszania komunikatów słyszalnych we wszystkich przedziałach służył telefon wiszący w przedsionku wagonu.
Stoję sobie przy tym telefonie i palę papierosa. Podchodzi pan konduktor, podnosi słuchawkę i mówi:
– Uwaga! Uwaga! Informuje się szanownych pasażerów, że w przedsionkach i korytarzach wagonów obowiązuje zakaz palenia. Papierosy proszę palić w wyznaczonych przedziałach. Dziękuję za uwagę.
I odszedł, udając, że mnie nie widzi.
…w „Mojej Afryce” skandal nad skandale!
Ja kiedyś znalazłem się w Warszawie-nie napiszę o okolicznościach-i nie miałem za co wrócić do Lublina.Poszedłem więc do pana konduktora i powiedziałem o co chodzi.Długo nie myślał i oznajmił,że po podróży pójdziemy tam dokądś i wypisze mi bilet kredytowy.Krótko mówiąc w Lublinie wyszedłem za nim,ale on zwiał,uciekł ode mnie normalnie.Fajny facet.Chętnie pozdrowiłbym go,ale…to było dość dawno.Wszystkiego dobrego.Jakub
Bardzo ludzki ten konduktor.
Dobrze, że Cię na dlugi.info nie wystawił 🙂
Niezwykle sympatyczny Pan Konduktor….a tyle złego mówi się o PKP… Niesłusznie.
Bet, ludzie z tak uroczym poczuciem humoru są w każdym zawodzie.
Ja z tej trasy pamiętam bardzo nieprzyjemnego i nieludzkiego konduktora, który prześladował osoby, które zapomniały legitymacji zniżkowych. Często jako nastolatek jeździłem do babci do Lublina, z raz na kwartał, choć na parę dni, np. na wakacje, bo Lublin lubiłem – a jak skończyłem 17-18 lat, też i pomagać, posprzątać. No a w pociągach zauważyłem, że bezdusznością i bezwzględnością wobec takich pechowych pasażerów (nie mówimy o rozmyślnych gapowiczach) wyróżniał się jeden konduktor, dość rosły, o czerwonej, prymitywnej, burackiej gębie. Choć jadąc miałem widok tylko na wycinek pociągu, często kogoś dopadł. Inni konduktorzy pogadali, odpuszczali – on nigdy. Kiedyś z Puław przez Warszawę nad morze na początku wakacji jechał ojciec z dwoma córkami, starsza miała ok. 10 lat. Zapomniała legitymacji szkolnej – mandat. Tłumaczenie ojca, że takie dziecko musi chodzić przecież do szkoły i zniżkę ma – na nic. Nawet się nie darł na dziecko, tylko z wyrzutem jej mówił, że w domu kilka razy przypominał. Mała smutna mówiła, że „tak tatusiu, przypominałeś” – i się bardzo popłakała. Jakieś kobiety prosiły, żeby konduktor darował dziecku – nie. Wściekły byłem, ale co mogłem zrobić – wszystko niby zgodne z przepisami. Piękny początek wakacji dziecku zrobił, nie ma co. Ale matura, praca – i trafiłem do wojska i to daleko za Lublin. Jechałem na dłuższy urlop do Warszawy, z przerwą u babci. Miałem bilet bezpłatny, na blankiecie w jednostce wystawiony – raz do roku przysługiwał. Zamiast dzień, zostałem dwa. I za babcią stęskniony i te ładne lublinianki … No i akurat ten konduktor mnie dopadł w pociągu Lublin-Warszawa. Płacić mandat – bo nie zgłosiłem dyżurnemu ruchu przerwy w podróży dłużej niż 24 h – fakt, przepis był i taką adnotację powinienem uzyskać (specjalnie przez niemal cały Lublin na dworzec pojechawszy) . Nie zapłaciłem (bo i z czego?), to zabrał mi ten bilet i wychodził z przedziału. Ja spytałem, czy już na pewno wszystko zrobił. On, że tak. „Na pewno?” – „tak” – i sobie wychodzi z przedziału. A ja facetowi, że nie dał pokwitowania na skonfiskowany bilet, że to nie bilet, a dokument wojskowy zawierający tajemnicę wojskową – nr jednostki i miejsce stacjonowania. I że od razu w Warszawie na Centralnym idę na WSW, że ten dokument sobie przywłaszczył. Gościu od razu mi go zaczął oddawać. Przypomniałem sobie tę gorzko płaczącą dziewczynkę – i że „nie, idź pan sobie, teraz to już nie wezmę”. Ludzie, kobiety z przedziału zaczęły prosić (na początku na serio) „zlituj się pan, weź pan z powrotem ten bilet, może on żonę, dzieci ma na utrzymaniu, z roboty go zwolnią”. Ja „że co, że tylko zwolnią? a skąd, żeby tylko -za kraty pójdzie”. I twardo, że nie. Chyba część jeździła na tej trasie, tego typa znała i wyczuła, o co mi chodzi. Dopiero po paru minutach dałem się ludziom ubłagać. A już chyba „skumali”, że go wkręcam. Ale mu powiedziałem, że to tylko dlatego, że ludzie za nim proszą, że tym bezdusznym traktowaniem pasażerów, które nieraz widziałem – nie zasłużył. A – ten przepis o pokwitowaniu za skonfiskowany taki bilet w 2-3 sekundy wymyśliłem (w wojsku trzeba było się nauczyć szybkiego kombinowania – ale kto wie, a może i był taki przepis?) … ale pomsta za dziesiątki gnębionych pasażerów była uważam, świetna 🙂 szczególnie za tę małą z Puław (pewnie dziś to pani z 45 lat).Sorry, długie się zrobiło, ale jak to streścić w kilku zdaniach?
Warszawiaku, to nic, że długo. Bardzo dobrze, bo z takich historyjek składa się przecież nasze życie. Mnie zawsze zadziwiała i zdumiewa nadaj absurdalność niektórych przepisów. Bo… skoro istnieje obowiązek nauki w zakresie szkoły podstawowej, a dziecko jest w wieku szkolnym, o czym świadczy data urodzenia wpisana w dowodzie osobistym rodziców (w starych dowodach osobistych wpisywano dzieci), to po co jeszcze legitymacja szkolna?
Trudno powiedzieć,co byłoby teraz.To było w 1993 roku.Pozdrawiam.Jakub
Nie wiem też, Jakubie, co by było teraz. Unikam jazdy pociągami.
Dzisiaj,Elu, za jedną złotówkę,to niedługo będą nasyłali na ludzi komorników.Ja pociągami też nie jeżdżę.Używam samochodu.Jakub
Jedak pociągiem było wygodniej, ale czas jazdy się wydłużył w porównaniu do samochodów. Na odcinku 200 km aż o 40 minut.
Jeśli się jedzie 700-800km,to lepiej jechać pociągiem.Nawet z wrednym konduktorem.Jakub
Kiedyś traktowałam pociąg, jako noclegownię, toaletę i przebieralnię podczas zwiedzania. Zaoszczędzało się pieniądze na noclegach. Noc w kuszetkach lub wagonach sypialnych, a w dzień zwiedzanie. Tak przemieszczałam się po Europie i sporo zobaczyłam. Ale… to nie temat notki, bo rzecz o poczuciu humoru, często bardzo specyficznym.
No jasne.Jakub
No tak… teraz już wiemy kto wpędził PKP w kłopoty….nie płaciłas za przebieralnię, toaletę i noclegi,,,,a jedynie za bilet.Hi,hi,hi…A tek poważnie, to bardzo dobry sposób na tanie zwiedzanie. Ja bardzo lubię jazdę koleją.
A jeszcze nie wspomniałam o pralni i kuchni hi, hi… Robiło się herbatkę i kawę do termosu, a nawet gotowało kluski. Sposób na tanie zwiedzanie był rewelacyjny. Wystarczyło dobrze przestudiować rozkłady jazdy i w drogę. Wieczorem do pociągu, rano umyta, najedzona i w świeżym ubraniu z bagażami do przechowalni i na zwiedzanie. Super!
Gdzieś słyszałam, że teraz też są podobne możliwości.Całkiem legalne.Kupuje się jakieś bilety tygodniowe, miesięczne czy jakieś takie i jeździ po całej Europie. To oferta skierowana głównie do studentów ale chyba nie tylko. trzeba tylko wiedzieć co i jak.
Ja nie słyszałam, ale jeśli tak, to świetna sprawa.
Witaj Elu. Ciekawe jaką miałaś minę gdy odszedł konduktor? A może nie zauważył, że palisz?:):) Pozdrawiam
No jak nie zauważył? Na tym przecież polegało jego wyjątkowe poczucie humoru.
Coś mi się wydaje, że konduktor też był palący i stąd ta „ślepota”. Swój swojego ganić nie będzie. Pozdrowienia serdeczne.
„Ślepota” ślepotą, Hanno, ale jego poczucie humoru ogromnie mi się spodobało.
A to Ty palisz??? Łeeee ….. No trudno. A mi się marzy, że siedzę w „Orient-Expressie”, a konduktor przynosi mi zamówionego wiśmaka. Kiedyś w latach 70′ ub.w. oprowadzałem rodzinę z USA po Malborku, ale przypadkowo kierowca naszego „Mercedesa” zatankował dwie setki, bo myślał, że w Malborku zostaniemy na noc. Zostawiliśmy więc kierowcę, a sami wykupiliśmy bilety na autobus. Nie było jednak szans, aby wsiąść do przepełnionego w sezonie ostatniego autobusu, więc zaczęła się walka o wejście. I wtedy pamiętam jak ciotka jeszcze się wcisnęła, a wujek został wypchnięty butem konduktora. Nie prał tej koszuli, tylko z tym odciśniętym traktorem na wysokości klatki piersiowej pieczołowicie ją zapakował w folię, i … zabrał ją na pamiątkę do USA.
Pamiątka bardzo oryginalna, nie dziwię się więc, że ją zabrał.A w moich stronach w latach siedemdziesiątych Francuzi fotografowali się w „nadzwyczajnym pociągu z westernu” – tak nazwali pociąg Chełm – Sobibór.
Pamiętam te pociągi. Nazywaliśmy je „kowbojkami”, i faktycznie wyglądały tak jak te z westernu. Musieli Francuzi mieć radochę. Mnie z kolei imponowały te „piętrowce”, z każdego poziomu widoki były ciekawe, z dołu można było podziwiać panie w mini, a z góry panoramę okolic.
Fajne były pasy skórzane służące do otwierania okien.
Mnie jednak najbardziej urzekało to, że prawie wszystko było tam zrobione z najprawdziwszego drewna. Żadnych sklejek, pażdzierzy, płyt wiórowych, no po prostu deska na desce. Wszystko – niestety – w ciemno wiśniowym kolorze, ale ducha się czuło …anzai
PS. Ciekawe co by było gdybyś „upolowała” konduktora za jakieś 15 minut, i spytała go czy nie ma … zapałek, bo zapalniczka się wypaliła? ;)))anzai
Wprawdzie o zapałki nie prosiłam, ale rozmawialiśmy potem długo. Śmiał się z nowego zarządzenia, że w przedziałach można palić, a na korytarzu nie. Twierdził, że ludzie i tak, szczególnie zimą, wietrzą na korytarz, więc jak zakazywać, to w całym wagonie, a nie w niektórych jego częściach.Tego koloru wiśni to nie przypominam sobie. Drewno tak.
A teraz już chyba w ogóle nie można palić… eh…szkoda…nieufny.blog.plps. miło przeczytać taką notkę i zazdroszczę tej radości 🙂
Nieufny, myślę, że to dobrze, że palić w pociągu nie można. Jeszcze żeby tylko pić alkoholu nie można było, kraść i napadać na pasażerów.
W latach sześćdziesiątych jechałam z grupa sprzymierzeńców do ukochanego Krakowa. Z Pyrkowa to sporo km. Był akurat Sylwester.No to trzeba powitać Nowy Rok. Licealistami byliśmy.Mieliśmy tylko sznytki z obkładem, które mamuśki dały. Konduktor herbatkę przyniósł. Ale taka jakaś „mocna” była.Usiadł z nami. Też skosztował. Ludzki człowiek powiedzieli chłopcy z uznaniem..A Nowy Rok w Krakowie … To dopiero raj. Powrót był zwyczajny i inny konduktor…
Andante, a dla mnie ta historyjka kształcąca, bo nie słyszałam nigdy o sznytkach z obkładem. Musiałam się więc podkształcić, byt zrozumieć, co Wam mamuśki dały na drogę.
Sznytka z obkładem to zwykła kanapka. Może być ser, wedlina i co kto lubi…
Kumpel mi kiedys opowiadał… Jadą pociągiem „na gape” – w kiblu. Podchodzi Konduktor; znalazł ich w WC i mówi – „wychodzić wszyscy !… za mną… !”. Zaprowadził ich do pustego przedziału i mówi: „Siadajcie… troche szacunku do siebie, droga młodzieży…” i poszedł sobie.
Bo kiedyś konduktorzy mieli klasę. To był całkiem ważny gość na tle innych zawodów. Mojej koleżanki z liceum ojciec był konduktorem, to dżentelmen całą parą, elegancki, kulturalny. Wszystkie dziewczyny zazdrościły jej takiego ojca.
Miki, a i mundury kolejowe pięknie się prezentują. Zresztą chyba każde. Jak to mówią „za mundurem panny sznurem”.
Maniek, to niesamowita historyjka. Bardzo mi się podoba. Ma nawet głębsze przesłanie.
ja tu żadnego humoru nie widzę, po prostu facet byl uprzejmy i to wszystko
I tak mogło być, Kolesiu.
Widze że ludzie teraz byle g… zaśmiecają internet .Czy to taka wazna informacja żeby o niej pisać w sieci wtf
Spadaj, nie chcesz, to nie czytaj!
Oczywiście, że nie ma obowiązku czytania, tym bardziej, że to mój blog przecież.
> to taka wazna informacja żeby o niej pisać w sieci wtfTo nie jest informacja, bo to nie jest serwis informacyjny. To jest notka na blogu i chyba moim blogu. A może się pomyliłam i na czyimś opublikowałam tę notkę? Musze przetrzeć oczy i dobrze się przyjrzeć :)))
Polecam jazdę pociągiem ale tylko z moim mężem, który jest kierownikiem pociągu i konduktorem. Nigdy nikomu nie wlepia kary za jazdę bez biletu bo ma miękkie serduszko. Ale mówię mu, że żeby mieć miękkie serduszko to trzeba mieć twardą d… Zawsze się lituje nad jęczącymi pasażerami bez biletu a później my płacimy za jego litość. Kiedyś matka z dzieckiem klęczała na peronie, żeby jej wypisał bilet a ona jutro pośle pieniądze na dworzec, zostawiła mu nawet swój dowód osobisty (no i leżał sobie w szufladzie jakiś rok, później odesłałam go do Urzędu Gminy z której pochodziła). A za bilecik zapłacił Pan Konduktor. I lituj się tu człowieku.
Żono konduktora, miły Twój mąż, ale nie może być aż tak litościwy. Niestety… ludzie bywają w różny sposób nieuczciwi i chętnie wykorzystują ufnego i litościwego człowieka.
moze jestem jakas dziwna,ale nic smiesznego w tym nie widze…pozdro
Każdy śmieje się z czego innego. Tym m.in. różnią się też ludzie. Nie jesteśmy wszyscy jednakowi.
Ale, ale! W czym problem? Przecież można nie palić w ogóle. Tak robi większość ludzi…
Ależ nie ma żadnego problemu. Jest tylko i wyłącznie radość życia z małych ulotnych chwil…
Dzień dobry alEllu, niezwykłe, finezyjne poczucie humoru. Wyobrażam sobie jak trudno było Mu zachować powagę. Swoisty sposób na podryw??? Dzięki alEllu za pogodną notkę. Zawsze u Ciebie można odpocząć od codzienności.Serdecznie pozdrawiam.
Anafigo, niektórzy, jak to na tym świecie bywa, doszukują się we wszystkim drugiego dna, snują teorie spiskowe, oczywiście wiedza lepiej, jaki ten konduktor był i czym kierował się takim a nie innym zachowaniem, co pokazuje wyrażone zdanie w kilku komentarzach, ale tak finezyjne poczucie humoru nie przez każdego jest dostrzegalne i rozumiane. Może dlatego świat bywa smutny?
alEllu, z pewnością dlatego chodzimy tacy ponurzy. A może to przez nas, Ciebie i mnie przemawia naiwność, bo komu się chce bezinteresownie być miłym i do tego z takim niezwykłym zupełnie poczuciem humoru.Serducho ślę****
Jeśli nawet, Anafigo, to już wolę dziecięcą naiwność, niż „dorosłe” ponuractwo :)Serducho dla naiwnych!
Inteligentny konduktor stwierdził, że ma do czynienia z inteligentnym pasażerem. PozdrawiamAntoni Relski
Pan faktycznie inteligentny. Rozmawialiśmy później i nie sposób było tego nie zauważyć.
Tyle lat jeździłam pociągiem do szkoły, ale paliłam w…WC, bo uczniowie mogliby zostać ukarani, gdyby na tym zostali przyłapani. To były czasy.Pozdrawiam.
Anno, obecnie, pewnie w imię wolności, młodzież pali papierosy oficjalnie, nie kryjąc się z tym. Widzę to codziennie, bo mieszkam koło internatu.
Ociagałem sie z wpisem bo może wyjśc przydługawo. Mam pozytywne wspomnieniach o konduktorach a szczególnie w jednym wypadku, a to było tak. Pojechalismy zbiorowo do Oławy /gdzieś w połowie drogi między Opolem a Wrocławiem/ na wesele naszego kolegi. Ja musiałem wracać szybciej ze względu na obowiązki słuzbowe. Po głownych uroczystościach i zjedzeniu co trza i wypiciu ci trza zostałem zaopatrzony w 2 butelki gorzały o słusznej pojemności /chyba po 1 l. każda/i wsadzony z właściwym biletem do pociagu tzw super-jednostki celem jazdy do Opola. Niestety chyba jedzenie było za cięzkie bo przysnąłem snem sprawiedliwiego aby zostac obudzonym na bocznicy w ……Gliwicach. Z bardzo pomocnym konduktorem /po zaspokojeniu pragnienia/ zaprowadził mnie do słuzbówki i dał nawet kocyk. Zawyrokował – ten skład wraca do Wrocławia, pan pośpi a ja powiem kolegom aby pana w Opolu wysadzili. Faktycznie obudzili, jeszcze w Gliwicach, bo tez byli bardzo spragnieni – ja mniej bo ledwo żyw. Pojechalismy. Niestety i oni zapomnieli i tym razem przestrzeliłem w druga stronę bo wylazłem na peron w Brzegu /ale juz bliżej Opola/. Szcęście polegało na tym że niemal natychmiast wskoczyłem do powrotnego pociagu do Opola. Zgłosiłem się do dzoarskiego konduktora bo nie miałem biletu, który okazał się także baaaardzo spragniony i nawet biletu nie wypisał. Nareszcie udało mi się wysiąść w Opolu tylko nie na Głównym a w Opolu-Groszowicach.3 godzina rano, spacerek ok. 5 kilometrowy do centrum. Prawie wszystko wywietrzało, tylko taksówkarz który mnie wiozł do domu patrzał na mnie pojerzanie – w końcu byłem po wielkiej podróży !!. Z butelek nic nie zostało a do pracy spóźniłem się tylko 15 h. Konduktorzy to porządne i pomocne chłopaki !!!Pozdrawiam – Piotr Opolski
Piotrze, a to przygoda… hi, hi.
Piotr to ma klawe życie… same piękne historie opisuje. zauważcie, że dawniej można sobie było pospać w pociągu, wypić z przygodnymi współpasażerami, pogadać, opowiedzieć całe życie..Dziś? Strach zamknąć jedno oko, o częstowaniu się wzajemnym nawet cukierkiem trzeba zapomnieć a współpasażerowie zakładają słuchawki na uszy i ślepią w laptopy. Tak się teraz podróżuje. No i kiedy było lepiej? No kiedy?
Dzisiaj za to można słuchać, o czym rozmawiają ludzie przez komórkę. Jedna pani opowiadała komuś, że właśnie jedzie do Lublina po odbiór ponad 5 tysięcy zł, które wygrała w „totolotka”. Miała szczęście, że tylko ja słyszałam, bo… kto wie… mogłaby stracić kupon?
Niestety niniejszy wpis będzie podzielony gdyz w swojej pierwsze części jest związany z PKP ale w drugiej z bohaterstwem.Gdzieś około lat 67-69 wracałem PKP z Katowic do Opola. Jako wojskowy byłem reguaminowo wystrojony w mundur i w dobrym humorze przyjechałem ok. 1.oo w nocy do Opola. W Opolu, jak przystało na duże miasto juz było tzw. ćma i białe myszy, pozostała jednaK taksówka ale jak na mnie nawet przy zawodowej pensji było zbyt drogo. Wyruszyłem więc do jednostki pieszkom wzdłuż torów kolejowych, przez most kolejowy przez Odrę. Po przejściu na druga stronę usłyszałem wołanie o pomoc………………….. /watek kolejowy się zakończył a zaczyna watek bohaterski który roświetla na swoim blogu @Bet/………….Piotr Opolski
no to hoooooooop na drugi Blog ! http://polska-peerelu.blog.onet.pl/5833985,449428619,1,200,200,90605019,449926018,7211364,0,forum.html
Zapowiada się ciekawie. Biegnę zatem na część bohaterską.