Zaręczyny zaplanowano w nastrojowej kawiarence. Lokal zarezerwowany. Żadnych przypadkowych obcych, tylko rodzina i zaproszeni przyjaciele. Szampan, truskawki z zamrażarki, drobne ciasteczka i przekąski. Brakuje jednej osoby. Czekamy… Upływa kwadrans… potem drugi… i trzeci… Kamil nerwowo wyjmuje i wkłada do kieszeni marynarki czerwone pudełeczko. Domyślamy się, że jest tam zaręczynowy pierścionek. Rodzice nieobecnej narzeczonej co kilka minut odchodzą na bok i rozmawiają przez komórki.
Choć w tle słychać romantyczną muzykę, a szampan już napoczęty i na pozór jest miło, daje się wyczuć zdenerwowanie, które udziela się wszystkim gościom. Atmosfera zagęszcza się. Niektórzy nawet wychodzą.
Tymczasem Jola, zamiast nadstawiać dłoń do założenia pierścionka na palec, wozi się z nim po salonach kosmetycznych, aby naprawić uszkodzony żelowy pazurek i dokleić cyrkonię, która z paznokcia odpadła. Jedyna manicurzystka-stylistka posiadająca odpowiednie cyrkonie, podejmuje się zadania, ale po przyjęciu klientki wcześniej umówionej, czyli za dwie godziny, bo tyle trwa stylizacja dziesięciu paznokci. Uratowana od hańby Jola powiadamia, że szczęśliwa z paluszkiem czeka…
My już nie czekamy!
Lekarze mówią, że zbytnie przywiązywanie wagi do wyglądu może być chorobliwe. Często doprowadza do anoreksji albo bulimii. Chorobę jestem w stanie zrozumieć. Ale… żeby wygląd jednego palca był ważniejszy od narzeczonego, rodziny, przyjaciół?!
„Jak cię widzą, tak cię piszą”?
W tym wypadku – nie! Jak ciebie i twojego paznokcia nie widzieli, tak cię opisują.
Kamil z Jolą zerwał. Jestem przekonana, że nie za paznokieć i cyrkonie. One tylko powiedziały co nieco o Joli, czego dotychczas nie zauważył.

16 lutego – 136599 odsłon.
Po to wymyślono Zaręczyny. Aby „wyszło szydło z worka”. Miał szczęście Kamil, że w porę ujawniła swoje wady Niedoszła narzeczona. Ach, życie…nie zawsze jest: „żyli długo i szczęśliwie”..Taka anty walentynkowa ta opowieść…..
A może dzięki temu – mądrzejszy o doświadczenie – Kamil ma teraz wspaniałą inną „Walentynkę”?
Na pewno. Jola niech obgryza ze złości swoje żelowe pazurki.
Ciekawe, czy smaczne są żelki?
Wszystkie modelki pogryzają żelki gdy mają ochotę na słodycze. Nic innego słodkiego im nie wolno – jeden żelek i już.
Błąd! Na figurę najlepsza jest chałwa, o!
A może to były tylko takie „Walentynkowe zaręczyny”? W każdym razie moje oświadczyny są jak najbardziej na serio.
…ach… z Goździkiem iść przez życie… marzenie…
AlEllu,to jeszcze jeden dowód na to,iż forma przerosła treść..Tego jest teraz zresztą pełno w mediach też..Cyt:,,..Idźmy,nikt nie woła..”..
Cichy, chodzi o Stepy Akermańskie i głos z Litwy „Jedźmy, nikt nie woła”? Jakoś nie kojarzę w temacie „niedoszłej narzeczonej”.Myślałam, że cytowane słowa wyrażają tęsknotę za ojczyzną. Mówią, jak wędrowiec oddalony jest od niej tak ogromną przestrzenią, że głos z Litwy do niego nie dociera. Jeśli o te słowa chodzi, to… zupełnie inny wymiar… inna „bajka”.
Cyrkonia na „racicy” fajny widok , ale czy koniecznie przez całę życie? Chyba , nie będzie żałował decyzji …
Andante, też myślę, że nie będzie żałował.
Powiedziałabym, że miał chłopak szczęście,że mu się oczęta otworzyły jeszcze przed ślubem.Za ten numer z paznokciem należał się dziewczynie ładny prezent. Ale kiedyś, kiedyś, gdy miałam ze 12 lat, tuż przed planowanym wyjazdem w podróż, pognano mnie do fryzjera. Ten tak mnie tragicznie obciachał, że wpadłam w skrajną rozpacz ioświadczyłam, że nie ruszę się z domu z tym czymś, co mi zostało na głowie. No i nie pojechaliśmy tego dnia bo normalnie miałam atak histerii. Okazało się potem,że ten właśnie pociąg miał kraksę i wiele osób zostało rannych.Miłego, 😉
Anabell, nie da się porównać histerii dziewczynki w wieku buntowniczym do pannicy dorosłej u progu zakładania rodziny.Ale wiesz co? Coś w tych dziecięcych buntach jest. Ile razy mój syn nie chciał gdzieś jechać, to się okazywało, że dobrze zrobił, bo albo były burze i nawałnice albo coś innego niebezpiecznego.
Może rzeczywiście lepiej jest wcześniej. Pozdrawiam
Antoni, pewnie, że lepiej. Kamil nie wyobrażał sobie życia z tak narcystyczną kobietą, w dodatku nie szanującą nikogo i niczego, poza własnym wyglądem.
Ellu, łatwo jest kogoś tak wprost podsumować, nie sięgając do jego „psyche”. To takie niewspółczesne podejście do problemu ;)) Tutaj powinien się wypowiedzieć psycholog ( koniecznie z dyplomem!) i może jeszcze inny fachowiec od psychiki. Może odkryłby, że „wymuszona doskonałość paznokcia” tej biedaczki jest wyrazem traumy z wczesnego dzieciństwa lub innego okresu jej rozwoju? Myślę, że gdyby najprawdziwsza prawda wyszła na jaw, Kamil ze łzami w oczach i na kolanach prosiłby o wybaczenie :)) Takie czasy nastały, Ellu, że każdego i każdą można wytłumaczyć. Wystarczxy dobry specjalista ;D))
Ale co na to inni specjaliści z dyplomem, według których miłość to chemia mózgu, po prostu jakaś dopamina. Jeśli cyrkonie paznokciowe nie działają na wyzwalanie się dopaminy, rzucającej na załzawione kolana w miłosnym wzlocie, to i pewnie psychologia nie pomoże:)))Czy teraz jest nowocześniej? hi, hi…Uprzejmie proszę o powiedzenie, że tak, bo bardzo jestem dumna z tego naukowego współczesnego wywodu 😉
hmmmmm…zwłaszcza „załzawione kolana we wzlocie….”…bardzo odkrywcze. Mistrzostwo świata!Szlochające kolana!
Nie wywołujcie wilka, czyli psychologa z lasu. Wprawdzie zaczynałem studia na kierunku „psychologia pracy”, ale po strajkach w 1980 r. dyplom mam z „pedagogiki pracy”. Opisane zdarzenie składa się z kilku ZUPEŁNIE oddzielnych wątków. 1. Może to być przejaw jednej z wielu form snobizmu. 2. Może dla dziewczyny zaręczyny są właśnie czymś najważniejszym w życiu i tym chciała podkreślić ich wagę.3. Może nie zdawała sobie sprawy z tego, że zaproszeni goście czekali na nią a nie na jej pazur.4. W USA goście, nawet weselni, często bawią się bez pary młodych, więc i brak narzeczonych, by „przełknęli”. 5.. Może (to chyba za bardzo abstrakcyjne) bała się tych zaręczyn i w taki zakamuflowany sposób dążyła do rozstania. Przypomnijcie sobie Julię Roberts z jej weselami. 6. A może po prostu miała tremę, młodzi ludzie często reagują w ten sposób. Itd., itd. … Podsumowując, wypada stwierdzić, że przypadek jest na tyle nietypowy, że ktoś faktycznie powinien pomóc tej dziewczynie, bo zachowanie było niezwykle irracjonalne.
Tak jest! Koniecznie trzeba pomóc. Najlepiej zagonić do „elementarza”!
A zagonić najlepiej nahajem, i żeby gonić w worku pokutnym, przez miasto … , a może lepiej od razu na stos? Tyle tylko, że jeżeli to jest jej „sposób na życie” to tego życia jej niewiele pozostało, bo otoczenie nie lubi takich sposobów. Wydaje mi się, że tam był jakiś ukryty, nie znany nam podtekst.
Być może. Nie twierdzę, że nie, bo nie wiem… Faktem jest, tak uogólniając, że trochę teraz „elementarze” się pozmieniały, a na reklamach i poradnikach wyrastają niewolnice wyglądu.
anzai, …czytam ,czytam co piszesz i jakbym słyszała „psycholog nie praktykującą”- K.Cichopek, w sprawie Katarzyny W. Podobna retoryka i kierunek myślenia. Więc…chyba już tak macie, państwo psychologowie?
Wrrrrr…. ten komentarz wlazł nie tam gdzie chciałam.Miał być pod pierwszym anzai’ em
Toż jest.
wcale nie jest. Powinien być pod anzai 18.15. Ale trudno, anzai mądry, to się połapie.
… połapał się, ale właśnie wychodzi na pierwszą zmianę. Pozdrawiam
Ellu, włączam się do dyskusji z”poślizgiem”, ale miałam życiowo – techniczne problemy ;)) Twój naukowy „żargon” jest kapitalny (mogłabyś wystąpić jako ekspertka w TV). A kolana Kamila nie były załzawione, tylko mu się spociły, bo za długo klęczał ;D))
:)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))Krosbridko, tak… tak! Do telewizji! Żargon w każdym „niezwykłym” brzmieniu jak najbardziej się nadaje i jest na topie;-)Z kolanami spoconymi to bardzo prawdopodobna wersja. Literacko jednak ładniejsze są łzy od potu :)))
Mogę się wtrącić? W poniedziałek taka pani „psycholog nie praktykujący” usprawiedliwiała postępowanie ostatnio sławnej Katarzyny W. – strachem przed rodziną. Tak więc, prawdziwa to teoria, że wszystko taki psycholog, nawet praktykujący, potrafi naukowo usprawiedliwić.Elementarna przyzwoitość to już przeżytek.
Bet, oczywiście, że możesz. Kosmiczna Krosbridka też pozwala?”> Elementarna przyzwoitość to już przeżytek.”… mówisz Bet. Otóż to! Otóż to! I gdzie się podziały „elementarze”?
> Mogę się wtrącić? W poniedziałek taka pani „psycholog nie> praktykujący” usprawiedliwiała postępowanie ostatnio> sławnej Katarzyny W. – strachem przed rodziną. Tak więc,> prawdziwa to teoria, że wszystko taki psycholog, nawet> praktykujący, potrafi naukowo usprawiedliwić.> Elementarna przyzwoitość to już przeżytek.Twój eksperyment myslowy na temat – jak to zalosnie okreslilas/es slawnej Katarzyny W.- jest do potluczenia o losowo wybrany kant „BIODER”.Czekam na belkot jakim mnie -prawdopodobnie- obsypiesz.Acha i jeszcze jedna sprawa – otóz jak wszyscy wiemy zycie jest meandryczne ,,,Anna
Anno, ta osoba nigdy nie pisze niezrozumiale, bez sensu i zawile. Nie ma też mowy niewyraźnej. Wręcz przeciwnie, znana jest w sieci z doskonałych publikacji i za swoje wypowiedzi jest bardzo szanowana.Na tle Jej tekstów i komentarzy, żałośnie… to prezentuje się „komentarz – napaść /?/”. Taki, jak Twój.
Witaj Elle – Mój wczesniejszy post adresowalam do innej osoby z nickiem tymczasowym,która Ty zaczynasz (jakby)zaciekle bronic..Czy to kóleczko wzajemnej adoracji?Forum ma to do siebie,ze sobie luzno dyskutujemy i czasem nie musimy sie zgadzac z wypowiedziami innych osóbNO I B.Dobrze…..bo o to wlasnie chodzi.Ponadto wszyscy jestesmy omylni wiec ja nie uzywam slowa „nigdy”.Jestem zdziwiona,ze pisze sie na zupelnie inny -JUZ WYSWIECHTANY TEMAT- pt.Katarzyna W.To jest ICH bardzo powazny problem,i NIE NAM ICH OSADZAC!!!!Mialo byc o zareczynach – to jest temat wiodacy.Zapukalam do Twoich drzwi i wychodze z uczuciem niesmaku.Pozdrawiam i zycze najlepiej.Anna
Anno, jak najbardziej jestem za dyskusją i cieszę się z każdego Gościa, który tu zapuka. Często się tu nie zgadzamy w poglądach, ale nigdy nie pozwalam obrażać innych gości. Odniosłaś się do komentarza, którego jeszcze nie ma, że może być bełkotliwy. Cytat w Twoim komentarzu zasugerował, kogo dotyczyć miała „bełkotliwość”. Ciebie też bym broniła, gdyby ktoś „napadł”. Naprawdę!
Bet masz rację, ale odpuśćmy pani psycholog, bo co ona „bidula” ma zrobić? Jest okazja złapania kilkuset złotych za wywiad (średnio od 200 do 600 zł.) to się bierze i już. Żaden psycholog w sposób odpowiedzialny nie będzie się wypowiadał na temat jednej konkretnej osoby, bo pierw musiałby sporządzić orzeczenie psychologiczne, uzyskać zgodę na publikację, i litościwie liczyć na to, że nie zgnoją go konkurenci (bo gdzie soecjalistów dwóch, tam 3 opinie). Ale z drugiej strony żadne media nie interesują się wykładem na temat „uwarunkowań psychologicznych …”, bo nie ma na to zapotrzebowania i kasy. A więc trzeba po nazwisku, pier*dołowato, i tak żeby się „publisi” podobało. Widocznie wcześniej uzgodniono wypowiedź z linią programową … ech, szkoda pisać. Pozdrawiam i gratuluję celnego poglądu. anzai
Hej!No przecież się mówi: „po czynach ich poznacie”Paznokieć tylko pokazał stosunek tej dziewczyny do bliskich. Paznokieć, czyli drobiazg okazał się dla Niej ważniejszy niż cała reszta.Pozdrawiam serdecznie z Warszawy i Amsterdamu:)
Ja bym Vojtku dalej poszła w ocenie i jeszcze dodała, że spóźnienie 2 godz. i 45 minut z powodu paznokcia to także kompletny brak szacunku do innego człowieka.
Witam alEllu, to wprost mało wiarygodne wydarzenie. Myślałam, że tak durnych kobiet już nie ma!! Ale co ja gadam, co ja gadam, przecież teraz tylko wygląd się liczy. Jestem pewna, że byłyśmy szczęśliwsze mimo znacznie uboższej oprawy.Odmładzam się podpinając do Ciebie i Bet, ale co tam. hi,hi, haaSerdeczności ślę***
Anfigo, podobno zadawanie się z młodszymi dodaje sił witalnych. Za Bet się nie wypowiadam, ale z mojej „młodości”… to za wiele nie wyciągniesz hi, hi…
Oczywiście z podpinania jestem bardzo zadowolona i w żadnym wypadku nie zaprzestawaj.
Anafigo, możesz się podpinać do woli… ale ta „młodość” jest przesadzona. Zapewniam, że to tylko „dobra mina do złej gry…” hi,hi,hi…
Ludzie mają różne priorytety, akurat dla panienki ważniejszy był wygląd pazurka niż oczekujący goście. Ma wszelkie predyspozycje, aby zostać lekarką, bo na lekarzy też przeważnie długo się czeka.Cieplutko pozdrawiam.
Anno, ale jako lekarka chyba nie mogłaby mieć tipsów 🙂
A kto by jej w tym przeszkodził? Muszę zobaczyć, jakie pazurki mają moje lekarki, bo na razie nie rzuciły mi się w oczy, więc chyba nie mają tipsów.Pozdrawiam wiosennie.
Nie wiem, Anno, sama jestem ciekawa.
Hurrrrraaa!!! Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i chłopak uratowany.Taka „lalunia” zmarnowała by mu życie!
Jak to przysłowia się sprawdzają… Kwestia tylko, komu dobrze, a komu źle w tym wypadku 😉
wszystkim mamą polecam portal poniżejwww.czasdzieci.pl
przede wszystkim zaręczyny powinny być czymś intymnym, pięknym i niespodziewanym. A nie,że schodzi się cała rodzina, narzeczona już wie jaki pierścionek będzie nosić i kiedy owy pan zada jej to pytanie „czy zostaniesz moją żona?”. Może niektórym taka atmosfera szumu pasuje (co widać po byłej (?) narzeczonej,że to co powiedzą ludzie jest ważniejsze), moim zdaniem to dla każdej pary jest sprawa osobista a nie przytłoczona obecnością kilkunastu osób.
Narzeczona szczęśliwa,bywa niestety, że forma przerasta treść. Tak i w tym wypadku było.
Jakbym czytała o dawnej znajomej z pracy. Pisk, lament, że musi się zwolnic z pracy już teraz, natychmiast bo….. tips jej się złamał. I poszła… Masakra
Czyli więcej mamy t.zw. niewolnic wyglądu.
szczęście w nieszczesciu….nic ujać nic dodać:)
a… no… bywa tak…
I dobrze chłopak postąpił. Takich pustych dziewczyn jest sporo. Tipsy i solarka mają pierwszeństwo. Nie wróżyło to dobrze przyszłemu związkowi. Pozdrawiam serdecznie. Hanna
Hanno, to chyba wpływ reklam i czasopism a lalami z „fotoszopu”. Nawet lalki dla dzieci mają w zestawie kosmetyki. Lalki z mojego dzieciństwa się kąpało, karmiło i szyło im ubranka ze szmatek. Dzisiejsze się maluje, dokleja im paznokcie i zmienia fryzury.
Oczywiście Jola to pustaczek, ale….. Ale znam „pannę młodą” która przełożyła ślub z powodu złamanego przedniego zęba. Było to wprawdzie w dawnych czasach, gdy na „prowizorkę” czekało sie w kolejce- nawet prywatnie. Oczywiście było to na kilka dni „przed” i wesele miało charakter domowo-prywatny, ale zawsze kłopot. I w tym przypadku muszę przyznać, że rozumiem pannę młodą, dla niej to był horror, a jej chopak zdał egzamin z wyrozumiałości. Pobrali się gdy ząb został wprawiony i są szczęśliwi do dziś.
Jak różne scenariusze pisze życie. Ale najpiękniejsze są historie kończące się: „i żyli długo i szczęśliwie”.
Dobrze, że okazało się wcześniej niż później.
> Dobrze, że okazało się wcześniej niż później.Też tak myślę i z tego, co widzę, prawie wszyscy komentatorzy maja takie zdanie.
Hallo Kamil po przeczytanie tej , waszej sytuacji, szykuj sie na nie złą tyre w zyciu Ta lala przyprawi i podetnie Twoje poroże wspołczuję ps. weż sie w garsc
Kamil zerwał z Jolą, nie jest z nią.
Pozdrawiam krajankę chełmiankę i bardzo gratuluję, że tekst tak dobry, że znalazł się na pierwszej stronie na onecie :))
Witam… witam serdecznie. Krajanie są mile widziani i szczególnie ciepło witani. Zapraszam zawsze i serdecznie pozdrawiam. Dziękuję za gratulacje. Chociaż… powiem szczerze, że to nie zależy od jakości tekstu… Trudno powiedzieć od czego.
Skoro zadawal sie z pusta blacharą to czego innego mogl sie spodziewać 😀
Gdzieś czytałam, że „blachara” tak postępuje, aby nikt się nie pokapował. To może Kamil nie zauważył wcześniej.
ja bym powiedziała, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jagoda
Tak, Jagoda, mądrości ludowe i przysłowia sprawdzają się w życiu.
To jeszcze raz ja :)) A może ta dziewczynina była zwyczajnie niedojrzała do małżeństwa? Wiek metrykalny wszak nie ma nic do rzeczy. Obecnie nierzadko słychać, że ktoś był niedojrzały do obowiązków rodzicielskich, do pracy, do małżeństwa. To poważny argument usprawiedliwiający skandaliczne zachowanie narzeczonej, nie sądzisz? :))
Krosbridko,Dojrzałość do czegokolwiek rozumiem jako gotowość do podjęcia zadania. Zadaniem było przyjść na określoną godzinę. Stawić się na czas potrafią nawet małe dzieci, które dojrzały do przedszkola czy szkoły. I tu myśl moja się kończy… nie wiem, jak dalej „pospekulować” 😉 Trudne to bardzo.
Hej Elu!Pytasz dlaczego tak z Violką jesteśmy rozdzieleni? Bo to ma być tak zwana przyzwoita odległość:)Dałem nowy wpis.Dziękuję za piękne fotki czołówki do mojego bloga. Ale zostaję przy swoich.”Małe , ciasne, ale własne”Pozdrawiam serdecznieVojtekwarsawman.blogspot.com
Hi… hi… No, tak, hektary pola to bardzo przyzwoita odległość 😉
Dziękuję za wizytę. Tak była stabilizacja na niskim poziomie ALE BYŁA. Teraz nie ma żadnej stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa. Nas było 4 dzieci i głodu nigdy nie zaznaliśmy ani braku pracy przez rodziców.Na leki starczało i wiadomo było co będzie jutro. Wakacje mieliśmy całe swa miesiące.Teraz nic nie wiadomo. Ludzie władzy ODERWANI SĄ OD RZECZYWISTOŚCI!Ich byt określa ich świadomość.Tak ja to widzę.Mimo, że mieszkam w bogatszej Warszawie.Pozdrawiam i wypadam z domuVojtekwarsawman.blogspot.com
Biegaj… biegaj biegaczu. Będą pewnie z tego biegania nowe filmy i zdjęcia.
Mimo wszystko postanowiłem sie wpisać chociaz ten post mnie osobiście trochę zabolał. No cóz takie były czasy i w takich czasach się żyło. Nie było pierścionka zaręczynowego bo nie było na niego stać. Kilkadziesiąt lat temu spotkało sie dwoje gołodupców, pokochali się i postanowili razem „pchać ten wózek do przodu”. Zamiast pierścionka zaręczynowego były buty dla panny młodej. Garnitur pana młodego, na raty z ORS-u, suknię slubna gdzies tam kupioną przeszywały ciotki. Prezenty były przed slubem z których jeden pralka wirnikowa a reszta w gotówce aby było za co zrobic slub – ach co ty był za ślub !!!!!!. Na wspomnienie tamtych czasów i mnie i zonie ropi się cieplej pod sercem……………. to były piekne dni !!!!!!!!!!!!PozdrawiamPiotr Opolski
Matko kochana, Piotrze, nie chciałam, aby kogokolwiek bolało. Przykro mi, że ta historyjka dotknęła Ciebie osobiście.
Matko kochana – wiem o tym. To było na zasadzie skojarzenia. Czasami najbardziej niewinne zdanie powoduje, wywołuje wspomnienia które mopga byc rózne. Napisz cos smutnego a ja mogę sie zesmiać jak norka.PozdrówkaPiotr Opolski
Różnie to bywa faktycznie. A jedna osoba jakąś historyjkę (sfabularyzowaną i przejaskrawioną dla efektu) wzięła do siebie i się nawet obraziła.
Witaj AlEllu, rzeczywiście niesamowita historia. Narzeczona najwyraźniej stała się ofiarą pism dla kobiet, tak że wsiąkła w reklamy, a nic z trzeźwej oceny sytuacji nie zostało.To jest w ogóle ciekawy temat, może dla Bet, a może Bet już to nawet omawiała: porównanie PRL-wskich i dzisiejszych pism dla kobiet. Tamte były dla kobiet zwyczajnych, pracujących, z ambicjami coś wiedzieć, umieć lepiej ugotować, zdrowo sie odżywiać. Jak kiedyś sięgnęłam do pism dla młodych dziewcząt, to zupełnie jakby to były instruktaże dla młodocianych prostytutek. Czy dzisiejsza dziewczyna ma głowie tylko seks? W „Filipince” czy „Razem” też była poruszana ta tematyka, ae nie na niej koncentrowało się czasopismo. Dla kobiet nie ma sensownych czasopism: albo dla kucharek, albo dla zamożnych pańć.
Witaj Mario.O tak, porównanie na pewno ciekawe by było. O ile pamiętam, to Bet pisała o kobiecych gazetach w PRL, ale chyba porównania w tym temacie nie robiła. Powiadomiłam ją, żeby tu zajrzała i przeczytała Twoją, Mario, propozycję.Historia opisana przeze mnie jest faktycznie niesamowita, ale mam wrażenie, że jest podobnych – może nie „zaręczynowych” – więcej. Widać to po małych dziewczynkach idących do pierwszej komunii (fryzjer, kosmetyczka) czy np. na studniówkach, na których niektóre dziewczęta wyglądają, nazwę nieładnie po imieniu, zdzirowato. Tak, to zdecydowanie wpływ reklam i czasopism oraz może…. „autorytetów” typu Doda.
No cóż… Jeśli to ma prawdziwie na całe być życie i jeszcze to mać miała być progenitury jegoż, to pora na łusek zrzucenie była najwyższa… Kłaniam nisko:)
Wachmistrzu, pięknie, roztropnie i po staropolsku to ująłeś.