Bułgaria po latach 2

Szczyty w śnieżnych czapach i fajerwerki.

 
 
       Popołudnie malowane chmurami. O zmroku, nad łańcuchem dotychczas zielonego pasma gór jeszcze chwilami przebłyskują promienie słoneczne. Pod wieczór, bez odwracania głowy widzę jednocześnie ciemniejący piasek, szarzejące morze i czerniejące góry. Na ich szczytach przysiadają wybielone zachodzącym słońcem chmury, które wyglądają, jak śnieżne czapy. Biegnę po aparat fotograficzny. Gdy wracam, bieli „śniegu” już nie widać. Za to za „Bieszczadami” wyrosły „Alpy”. Natura – iluzjonistka?

 
       Kończące  wieczorne „beach party” fajerwerki odbijają się w Morzu Czarnym i  dopełniają spektakl wrażeń.  Miła to ze strony resortu atrakcja, choć tego akurat wieczoru wolałabym oglądać spadające do morza gwiazdy a nie świetlne race.

Rankiem po „Alpach” ani śladu. Czy to bajka o szczytach w śnieżnych czapach co znikają o świcie? 

A może tak działa orzeźwiający koktajl mojito? Niemożliwe! Przecież aparat fotograficzny nie drinkuje, o!
 

 

Mojito polecam! 

 
Podpatrzyłam sposób przygotowania.  Należy włożyć do szklanki kilka cząstek limonki, kilka listków mięty oraz wlać syrop cukrowy lub wsypać dwie łyżeczki cukru trzcinowego.  Wszystko rozetrzeć muddlerem. Następnie wsypać kruszony lód (mniej więcej do połowy) i wlać biały rum. Dokładnie wymieszać i uzupełnić szklankę wodą gazowaną. Udekorować plastrem limonki i gałązką mięty. Pycha!  Kotajl mojito oczyszcza i przywraca energię.  Czasem tak wyostrza wzrok, że z własnego okna można zobaczyć Alpy.  Szczególnie w upalny dzień. 😉