Neseber uśmiecha się i zaleca do turysty. Zjednuje jego przychylność, a nawet flirtuje z każdym. Gruchamy więc sobie, jak dwa gołąbki. Ja także staram się przypodobać temu historycznemu miejscu. Rozkochuję się i zabiegam o względy, by to czarnomorskie miasteczko przyjęło mnie jeszcze raz. Strzelam przy tym oczami na wszystkie strony i robię słodkie miny. Nigdy nie pojawia się na moim obliczu grymas niezadowolenia. Moje poczucie piękna i estetyki jest dopieszczane na każdym kroku. Chcę tę Bałkańską Perełkę nieustannie nachodzić, nagabywać i napastować, bo to bardzo urokliwe miejsce. Małe uliczki ze starą zabudową i atmosferą przeszłości o każdej porze dnia są inne. Pomimo obecności turystów jest tutaj spokojnie i nastrojowo. Szczególnie wieczorem.
Na zdjęciach utrwalam scenerię jednego spaceru, podczas którego przez chwilę czuję się, jak na planie filmowym. W zachodzącym słońcu ta dawna Mesembria sprawia wrażenie makietki oświetlonej reflektorami, które z każdą chwilą coraz mniej światła rzucają i… Gasną. Jak zatytułować ten niezapomniany spacer? „Neseber zaświecił się i zgasł”? Nie! Zaraz przecież pojawią się światła elektryczne. „Neseber gasnący o zmierzchu?” Tak, ale na krótko. Niebawem rozświetlą się nastrojowe latarnie, witryny sklepów i romantyczne kafejki, a pod moimi powiekami malowniczy półwysep i grobla lśnić będą długo…
Obrazkowej historyjce nadaję tytuł „Pstryk! Pstryk! Sceneria jednego spaceru”.