Autorytet – Mąż Stanu pilnie poszukiwany!
Bardzo zmieniło się w ostatnim czasie pojęcie czystości i brudu. Przed pandemią wystarczyło włożyć okulary i już było widać, co należy wyszorować, co wytrzeć, co uprać, co wypolerować a co zdmuchnąć. Czasem tylko powąchać lub sprawdzić palcem. Dziś nawet lupa nie pomoże, aby odróżnić rzeczy czyste od brudnych. Śmiertelnie groźny brud jest niewidoczny! Przez to używane siatki, torebki, apaszki, czapki i jesienne rękawiczki oraz blaty, na których coś się położyło, zaczęły mylić się z nieskażonymi.
Pandemia wzmaga się, a letni ultrafiolet wcale koronawirusa – jak ogłosił latem Pan Premier – nie unicestwił. Z mediów dochodzą naukowe głosy, że zaraza utrzymuje się na różnych powierzchniach i materiałach. Do domu czasem trzeba do jakiejś awarii zaprosić majstra, który rozgląda się, gdzie postawić swoją torbę i położyć czapkę. Ja sama, gdy wracałam do domu z zakupami, miałam problem z rozpakowywaniem, ponieważ obawiałam się zanieść cokolwiek bezpośrednio do kuchni i lodówki. Zastanawiałam się, gdzie tymczasowo – zanim zdejmę kurtkę i zabłocone buty – rzucić klucze, położyć maseczkę i powiesić siatki, które potem wyrzucę lub poddam dekontaminacji… itd… itp…
Urządziłam więc w przedpokoju „śluzę” na zakupy i używane na ulicy czy w sklepie drobiazgi oraz wygospodarowałam szufladę „sanepidową”, aby akcesoria antycovidowe mieć pod ręką przy drzwiach wejściowych do mieszkania.
Na strefę brudną przeznaczyłam wózek kelnerski, a w rolę blatu czystego wcieliły się blachy z piekarnika. Już wypróbowałam! „Śluza” zdała egzamin!
Maseczkę jednorazową od razu wyrzucam do postawionego w progu specjalnego kosza na śmiecie, natomiast rzeczy wielokrotnego użytku – przeznaczone do prania lub parowania – takie, jak jesienne rękawiczki czy berecik, do durszlaka. Zakupy idą na półki wózka. Wszystko – wraz ze swoimi ewentualnymi drobnoustrojami – grzecznie czeka, aż „pani i władczyni” sama siebie najpierw ogarnie.
Jednak dzisiaj rano zaczęłam zastanawiać się, czy moja zapobiegliwość nie przeradza się już w fobię a działanie nie staje się paniczne?
Jak żyć Panie Premierze? Proszę, bardzo proszę o powołanie Autorytetu – Męża Stanu, któremu zaufam bezgranicznie i zastosuję wszystkie jego rady. Naukowe! Rzetelne! Spójne! Media natomiast wzywam do kategorycznego zaprzestania wywiadów z politykami udającymi znawców wszystkich dziedzin, a w naukach medycznych „mądrzejszych” od lekarzy – profesorów klinicznych. Człowiek potrafi sobie radzić w różnych nieszczęściach. Jednak w panice i niespójności epidemiologicznych /politycznych?/ przekazów nie da się żyć, o!
Dbajmy o siebie! Nośmy wszyscy maseczki! Zaszczepmy się przeciwko grypie! Wprawdzie Pan Prezydent nie lubi maseczek i nie szczepi się „bo nie”, co publicznie zakomunikował, ale nie bierzmy z niego przykładu. Przecież przykład nie musi iść z góry, o!
***
Polecam post blogerki Bet – http://koszyk-bet.blogspot.com/2020/10/list.html
/…/ słowa zdesperowanych mieszkańców odsłaniają pomijane w mediach szczegóły w kwestii przygotowania szkoły do pracy w warunkach wciąż panującej pandemii /…/
Na początku też miałam taką fobię odkażania wszystkiego, brania przez rękawiczki, a chleb, bułki zapiekałam na moment w gorącym piekarniku. Przeszło mi, gdy moje znajome nie miały z tym problemu, bo nie stosowały obostrzeń, ani nie nosiły rękawiczek. Przestrzegały odległości i nosiły maseczki, wystarczyło, by nie chorowały, choć niektóre pracowały na zakaźnym z covidem (te były w specjalnych strojach), ale na co dzień nie nosiły rękawiczek ani nie odkażały zakupów. I bądź tu mądry, człowieku.
Szczepmy się? Czym, skoro szczepionki nie ma…
Serdeczności zasyłam
Nie wiem, czy wobec różnych informacji, ktokolwiek jest mądry.
Ja na bezpłatne szczepienie dostałam telefoniczne zaproszenie z przychodni. Rodzinka natomiast sama zapisała się bez problemu na szczepienie płatne w cenie 50 zł. Wiem jednak, że w innych miejscach nie ma szczepionek i takich możliwości, np. na Żoliborzu w Warszawie.
Pozdrawiam serdecznie.