Miało być postem na  „Posiaduszkach” u mnie, a jest komentarzem na cudzym blogu

       Porządkuję swój  blogowy szkicownik. Ileż w nim „wszelkiego dobra” marnuje się… Trudno! Tematy ważne dawno temu, dziś są nieaktualne i nie nadają się do rozwijania na blogu. Bywają jednak zapiski ponadczasowe, ale zanim zdążyłam przepracować je do publikacji, Blogowe Koleżeństwo ubiegło mnie w tematyce, a ja nie chciałam wyjść na tę, która małpuje, o!  Niektóre są gdzieś zakopane w czeluściach dyskusji na różnych blogach. Udało mi się kilka z tych swoich komentarzy  odkopać. Chcę je mieć także na własnym blogu.

Mój komentarz na blogu Tatula 

https://tatulowe.wordpress.com/2020/07/21/kac-powyborczy/

do sentencji autorstwa Marka Twaina: „Łatwiej jest oszukać ludzi, niż przekonać ich, że zostali oszukani”.

       Nurtuje  mnie pytanie, czego ludzie właściwie chcą i dochodzę do wniosku, że najbardziej chcą spokoju. Nie zauważają jednak lub zapominają, że spokój, który – kłamiąc – obiecują pretendenci na dyktatorów, wcześniej, czy później kończy się wojną. A może po prostu nie chcą tego widzieć?

       Czy za mało jest ludzi świadomych, czy bezsilność takich osób jest tak wielka, że nie dają rady przekonać oszukanych?

Tak! „Łatwiej jest oszukać ludzi, niż przekonać ich, że zostali oszukani”. Z tej sentencji autorstwa Marka Twaina skutecznie skorzystał  /między innymi/ Jacek Kurski, który założył, że „ciemny lud to kupi”.

       Pewna znajoma broniąca kłamstwa, jak najświętszej prawdy, gdy już zrozumiała i nie miała argumentów, stwierdziła: oszukał, ale dla wielkiego celu i naszego dobra.

Moje komentarze na blogu Jotki 

https://paniodbiblioteki.blogspot.com/2022/03/nie-do-uwierzenia.html

do notki o zabawnych i niewiarygodnych wydarzeniach z życia.

1.
Zwracam się do syna.
– Jestem bardzo zmęczona, czy mógłbyś wyjąć pranie z pralki i powiesić na strychu?
Syn wyjmuje pranie i mówi:
– A dlaczego mnie prosisz o powieszenie prania, skoro pralce dałaś klucz, by to zrobiła?

Okazało się, że w pralce był klucz od strychu. Podczas wirowania wysunął się z kieszeni kamizelki, którą zawsze na strych ubierałam.

2.
Zmywam naczynia, ale jeszcze wszystkich brudnych nie poznosiłam do kuchni, bo po mojej 3-dniowej nieobecności nie zmieściłyby się w zlewie i na szafkach kuchennych.
Proszę więc syna i swojego tatę.
– Przynieście mi wszystko do kuchni.
Po chwili obaj wnoszą deskę do prasowania, a na niej radio, buty, gazety, książki, jasiek i parę brudnych kubków.
– Nie daliśmy rady przynieść wszystkiego na jeden raz. – Oznajmiają zaśmiewając się.

3.
Wracam z delegacji, a w domu jak zwykle bałagan nie do ogarnięcia.
– Tym razem tak nabrudziliście, że nawet wiśnie są na ścianie. Brakuje tylko śladów butów na suficie.
Mój tata zakłada więc buty mojemu synkowi, po czym podnosi go do góry nogami pod sufit, by zrobić na nim ślady.

Z opisu w albumie papierowym wynika, że malutki synek miał założone trampki dorosłej osoby. Nieco inny był też kontekst zdarzenia.

4.

Byłam w Warszawie, by załatwić sprawę urzędową. Musiałam pojechać dzień wcześniej, aby stawić się na godzinę dziewiątą rano. Osoba, u której nocowałam poszła do pracy na ósmą. Przed wyjściem powiedziała, aby wziąć jakąś jej kurtkę, ponieważ pochłodniało i padał deszcz. Nie miała czasu, by wyjąć z szafy kurtkę dla mnie. Już po jej wyjściu wybrałam więc pierwszą lepszą. W urzędzie zdjęłam mokrą kurtkę i powiesiłam na krześle w korytarzu, a sama chodziłam od biura do biura. Potem tramwajem przemieściłam się do centrum, pochodziłam po sklepach i udałam się do kawiarni, gdzie kurtkę zostawiłam w szatni. Do domu wróciłam pierwsza. Kiedy właścicielka kurtki przyszła i zobaczyła kurtkę w przedpokoju, najpierw struchlała, potem spąsowiała, po czym zaczęła szperać w kieszeniach. Okazało się, że wszystkie swoje złote pierścionki i łańcuszki trzymała w kieszeni tej kurtki. Dodam, że kieszeń nie była zapinana. Na szczęście jej majątek (wtedy złote wyroby – to faktycznie był majątek) nie zgubił się, ani nie trafił do jakiegoś warszawskiego kieszonkowca.

5.
Daleki krewny miał pensjonat w górach. Pieniądze lokował w złocie, a złoto zakopywał w piwnicy. Niestety, nieodpowiednio to złoto pakował. Szczury przegryzły zawiniątka i poroznosiły złote cudeńka. Potem cała rodzina przez miesiąc przekopywała i rozgrzebywała piwnice w poszukiwaniu. Odzyskano około 90 procent.

PS. Koleżanki i Koledzy Blogerzy! Niniejszym stwierdzam, że nie wszyscy macie na swoich blogach uruchomioną opcję poszukiwawczą. Przez to nie sposób odszukać jakiejś dawnej Waszej publikacji lub dyskusji pod nią, do której jest ochota powrócić.

Komentarze na blogu głównym

Żabia perspektywa

       Pewna osoba pali papierosy w swoim domu. Nie czyni tego  jednak w obecności niepalących gości. Popielniczkę, zapałki i paczkę papierosów przechowuje w metalowym pudełku po czekoladkach. Kiedy już musi zapalić, przeprasza gości i wraz z pudełkiem udaje się do łazienki, gdzie jest dobra wentylacja, a także dwa okna na przeciwległych ścianach, więc szybko i łatwo można pomieszczenie wywietrzyć. KTOŚ komentuje:

– Ale chamka i kłamczucha! Pod pretekstem, że musi zapalić, poszła do toalety po kryjomu zjeść czekoladki.
 
       Koleżanka wysłała do KTOSIA zdjęcie i opis domu.
– Przecież dach jest płaski a ściany zagrzybione. – KTOŚ nie daje sobie nawet powiedzieć, że dom ma dach spadzisty, tylko z żabiej perspektywy tego nie widać, natomiast ciemniejsza przy ziemi ściana, to zabrudzenie po gruzie z cementem, który pod nią leżał, a nie grzyb. 
 
     Znajoma KTOSIA chwali się, że wstawiła białe okienka do piwnicy.
– Hm… Dziwne! A ja w „Googlach” widzę brązowe! – KTOŚ sprawdza kolor okienek na przestarzałym zdjęciu satelitarnym, bo przecież koniecznie trzeba domniemane kłamstwo w jakiś sposób sobie udowodnić. Czy to taki, niezbędny KTOSIOWI do życia, rodzaj pożywki?
.
   Podczas mycia panelu kuchennego zbyt mocnym detergentem, starła się w kilku miejscach warstwa kolorystyczna i powstały jakby „maziaki”.
– Niby wczoraj sprzątałaś, uchodzisz za pedantkę, a taki brudny panel masz!  – KTOŚ zauważa to, co chyba chce widzieć.
.
Cóż, świat niekoniecznie jest taki, jakim go widzimy swoimi oczami…
 
       To tylko nieliczne przykłady. Wydarzyły się niedawno, więc jeszcze pamiętam. Podobnych można przypomnieć więcej, jak i KTOSIÓW żywiących się własną rzekomą nieomylnością wielu spotkać można na świecie. Tacy wszystko wiedzą najlepiej, a świat jest dokładnie takim, jakim go sami odbierają. Tworzą przeróżne – jedynie słuszne – teorie, niczym eksperci w każdej dziedzinie. Sprawiają wrażenie, jakby mieli jakieś siły nadprzyrodzone. Wiedzą i widzą wszystko, wszędzie i za wszystkich. Nie tylko to, co się robi za zamkniętymi drzwiami np. łazienki, ale nawet to, co w najgłębszych zakamarkach myśli skrywają inni ludzie. Nie pomoże nic! Można przysięgać, udowadniać, tłumaczyć, przekonywać… Na nic to się zda! KTOŚ wie, jak dokładnie było w miejscu, w którym ani w danym czasie nie był, ani nie słyszał rozmów uczestników zdarzenia. Ba! KTOŚ będzie przekonywał ich, że na pewno było inaczej. Bo tak! I już!

 

       Toleruję człowieka, bez względu na to, jakim jest i z jakiej perspektywy widzi świat. Ludzie różnią się przecież nie tylko wyglądem, ale i charakterem, poglądami, gustami, wartościami, ocenami… Kiedy jednak KTOŚ przedstawia fakty, zdarzenia z moim udziałem, myśli i poczynania moje… wizją swoją, jako najprawdziwszą i jedyną do przyjęcia, to przecież robi ze mnie kłamczuchę, a nawet wariatkę. Tego nie mogę znieść! Denerwuję się i – chyba dla rozładowania emocji – płaczę. Czasem kilka dni i nocy…  Zastanawiam się także, czy ze mną coś nie tak? Kiedy już ochłonę, dla pewności sprawdzam dach i kolor okienek w piwnicy. Białe!  Jak bum cyk cyk białe, a nie brązowe! Dach – jak boni dydy – spadzisty, a nie płaski. Sąsiedzi i plany budowlane to potwierdzają! To znaczy, że nie zwariowałam i nie mam zaburzeń wzrokowo – kolorystycznych oraz  złudzeń żabio – perspektywicznych, hi, hi…

Ufff! Co za ulga…
.