III. Retrospektywne spojrzenie na Egipt przez pryzmat powieści „Egipcjanin Sinuhe” M.Waltariego. Noc pod gwiazdami na statku „Miss World” i Dolina Królów

Na życzenie blogowych koleżanek publikuję wspomnienia z podróży odbytej w 2003  r. Cytaty pochodzą z powieści Miki Waltariego pt. „Egipcjanin Sinuhe”.
Cześć I –  https://aleblogowanie.wordpress.com/2018/01/23/retrospektywne-spojrzenie-na-egipt-przez-pryzmat-powiesci-egipcjanin-sinuhe-m-waltariego-afryka-moja-egipt-pierwsze-spojrzenie/
Część II – https://aleblogowanie.wordpress.com/2018/02/15/2-retrospektywne-spojrzenie-na-egipt-przez-pryzmat-powiesci-egipcjanin-sinuhe-m-waltariego-konwoj-do-luksoru-o-poranku-i-rejs-po-nilu/
 „Lepiej niż woda i piwo, lepiej niż dym kadzidła w świątyni i kaczki w sitowiu Wielkiej Rzeki oddaję treść życia w Egipcie, gdzie nic się nie zmienia z upływem czasu, lecz wszystko zostaje po staremu.”
„Nie  ma  żadnej  różnicy  między  ludźmi, każdy  człowiek przychodzi na świat  nagi  i  serce  ludzkie  jest  jedyną miarą różnic między  ludźmi. Człowieka  nie możemy  mierzyć  według   koloru skóry   czy  według języka, nie wolno go oceniać według  jego odzieży   czy   ozdób, które nosi, ani  też według  jego bogactwa  czy biedy, lecz  tylko według  jego serca. Dobry człowiek  lepszy jest  od złego, sprawiedliwość  lepsza jest  niż  niesprawiedliwość. Nie wiem nic innego, a  to  jest  wszystko, co  wiem.”

Nagłówek z bloga Afryka Moja

       Na statek „Miss World” pływający po Nilu weszliśmy zmęczeni, ale pod wielkim wrażeniem pierwszego zetknięcia ze starożytnością. Za szklanymi drzwiami holu przy recepcji powitano nas odświeżającymi ręcznikami oraz sokiem pomarańczowym. Bardzo rozbawił nas widok pracownika odzianego w galabiję, w lateksowych rękawiczkach, który szczypcami podawał mokre ręczniki starannie ułożone w kuwecie na nóżkach.

– Odkażają nas?

– A obiad ugotują z wody z Nilu. Skomentowaliśmy jednogłośnie ten miły i zaskakujący epizod z podróży.

Ceremoniał taki odbywał się za każdym razem, gdy wracaliśmy z wycieczki na pokład statku.

„I gospodarz przywołał swojego niewolnika 
i kazał przynieść dzban z wodą 
i polać nią ręce przybyłym na ucztę”

Tak było… i tak jest…

       Okazały hol z recepcją i kanapami wypoczynkowymi zrobił wrażenie gustownego przepychu i wygody. Wszystko tu było rozmieszczone ze smakiem i z troską o szczegóły.  Nasze walizki wnieśli do kajut tragarze, oczywiście za stosowny bakszysz. O bagaże  nie martwiliśmy się zresztą podczas całej podróży po Egipcie. Zawsze trafiały tam, gdzie należy. Kajuta ładna i przestronna. Wygodne łóżka z włoskimi materacami, komfortowo wyposażona łazienka ze śnieżnobiałymi ręcznikami i urządzeniami sanitarnymi, starannie zasłane (wymawiam głoskę „r.”) łóżka, fotel i stolik z marmurowym blatem tuż przy panoramicznym rozsuwanym oknie, stylowa i duża toaletka z kryształowym lustrem, klimatyzacja regulowana w pokoju, telewizja satelitarna, telefon.

 

To wszystko sprawiło, że pomimo zmęczenia podróżą poczułam, jak bardzo chce mi się żyć. Przegrałam jednak walkę ze zmęczeniem i po kolacji, zamiast bawić się na powitalnym balu kapitańskim, położyłam się na pokładzie widokowym, wyposażonym w  leżaki rozstawione przy basenie, by pod gwiazdami, w ciszy i skupieniu przeżywać swoje pierwsze spotkanie z kulturą starożytną. Ciągle jeszcze miałam przed oczami dziecko czyszczące turystom buty, maleńką dziewczynkę – pucybucika i obraz ten powraca każdego wieczora do dziś, przysłaniając i zacierając wygląd wielkiego kompleksu świątynnego Luksor – Karnak.

       Słońce znikło za górami na zachodzie i na niebie zapaliły się gwiazdy. Patrzyłam na Wielką Niedźwiedzicę, szukałam Gwiazdy Polarnej i starałam się rozpoznać na podstawie gwiazd strony świata, które stale w Egipcie myliły się podróżnikom. Może to się wydawać dziwne, ale tam tak właśnie jest.

MISS WORLD. Krokodyl na łóżku”A krokodyle leżały jak kłody na brzegu, nie zadawały sobie nawet trudu, by bić ogonami, lecz przeciągały się z otwartymi paszczami…”

Tak było, ale nie jest! To chyba jedyne, co nie zgadza się z tym, co było, a co jest… Po krokodylach pozostało w Dolinie Nilu tylko wspomnienie. Podobno są dwa w delcie Wielkiej Rzeki. Jeden zaś na moim łóżku.

       Po nocy pod gwiazdami  „w pustyni i dookoła nas stało się jaśniej, a góry przede nami rozpaliły się złotem i słońce wzeszło.”

Tak było… i tak jest…

Ciekawa wschodu słońca, wstaję na kilkanaście minut przed nim. Nie żałuję snu. Zza skalnych wzgórz szybko wyłania się jasna kula. Unosi się w górę tak szybko, jak wypuszczony z rąk dziecka balonik. Podobnie szybko w Egipcie słońce opuszcza się w dół, gdy zachodzi. Po prostu spada i ginie. Ciemność zapada tak samo gwałtownie, jak staje się jasność. Nie widziałam zmierzchu, tylko jasność i ciemność, a ciemność ta jest prawdziwie egipska. Teraz wiem, dlaczego Egipcjanie tak bardzo czcili słońce.

O świtaniu na kilka chwil przed wschodem słońca niebo bieleje.

          Po śniadaniu do statku podpływają małe łodzie motorowe, którymi udajemy się na zachodni brzeg Nilu, na miejsce spoczynku władców egipskich.

„I myślałem o porannym wietrze, który bez wioślarzy pędził lekkie łódeczki 

od murów Złotego Domu na drugą stronę na zachodnie wybrzeże Teb.”

Tak było… i tak jest…

„Tak więc stała przede mną otworem zakazana dolina, śmiertelnie milcząca 

i w całej swej pustynności, bardziej majestatyczna w moich oczach, 

niż byli kiedykolwiek za życia i na tronie faraonowie”.

Tak było… i tak jest…

Widok ze statku na DOLINE KROLOW-DSC00377

Widok ze statku na Dolinę Królów

        Dolina Królów, położona wśród wzgórz tebańskich, miała być miejscem wiecznego spoczynku faraonów. Niestety, ich grobowce, wykute w niedostępnych miejscach skał zostały splądrowane przez złodziei. W pobliżu doliny, jeszcze w starożytności powstała wioska grabieżców, która istnieje do dziś, a plądrowanie grobów stało się profesją przekazywaną z ojca na syna.

Gurnah.Wioska grabiezcow grobowych

Gurnah – wioska grabieżców grobowych

W dolinie Królów jakiś Arab zawiązuje mi na głowie turbanik z białego szala. Jeden koniec bawełnianej tkaniny pozostawia luźno, jako powiewające na wietrze nakrycie karku, a drugi skręca w ścisły powróz i owija wokół głowy, a następnie polewa mi głowę wodą i uczy, jak się to robi, aby nie zamoczyć twarzy. Przy tym wskazuje ręką na pomalowane oczy. Poczułam wielką ulgę w tym nakryciu. Słońce momentalnie stało się zupełnie bezsilne i niegroźne. Przestało parzyć w głowę i męczyć. Po Dolinie Królów wożono nas spacerowymi wagonikami.

DOLINA KROLOW DSC00371

W tle piramida EL KURN

Spośród sześćdziesięciu grobowców do zwiedzania udostępnionych jest zaledwie kilka. Wewnątrz ich niczego już nie ma, ale warto natrudzić się wejściem chociaż do dwóch, trzech, by poczuć ich nieziemską atmosferę i zobaczyć, jak były budowane, zdobione, maskowane.

 

           Pomyliłam się sądząc, że Egipcjanie są tak usłużni i troskliwi. Ta życzliwość i uprzejmość nie jest bezinteresowna. Za wiązanie turbanu musiałam dać bakszysz, a biały szalik przymusowo kupić. W rezultacie wzięła go moja koleżanka Lodzia za 10 funtów. I wszyscy byli uradowani, a najbardziej sprytny sprzedawca, który doskonale wyczuwa potrzeby turystów i gra na ich psychice oraz słabościach. Tym miłym akcentem pożegnaliśmy skaliste stoki Doliny Królów, pocięte wieloma ścieżkami.

       Pierwotnie był tu tylko niewielki przełom pomiędzy górskim rozpadliskiem, ale i dzisiaj, pomimo wybudowania wielu dróg ułatwiających dojazd, miejsce to pozostaje jakby nietknięte i wciąż zachowuje swą fascynującą tajemniczość.

Historia tutaj zaczęła się od nietypowej decyzji faraona Tutmozisa I, by zbudować grobowiec dla siebie nie tylko z dala od znanych nekropoli i nie w monumentalnej budowli, lecz w jakimś romantycznym, zakonspirowanym miejscu. Jego postanowienie zburzyło tradycję liczącą ponad tysiąc siedemset lat.

W samotnej dolinie architekt Ineni zaprojektował dla swojego władcy grobowiec przypominający studnię. W ten sposób powstała tradycja naśladowana przez następnych faraonów. Nie zaznali jednak wiecznego spoczynku w dolinie. Ciągłe grabieże, plądrowanie, włamania, poszukiwanie klejnotów i innych bogactw spowodowały, że niektórych królów grzebano kilkakrotnie, zaś sarkofagi trzydziestu sześciu faraonów zgromadzono na jednym, odosobnionym, dobrze ukrytym cmentarzysku.

Sekretu tego strzegła rodzina zamieszkała w Gurnah – wiosce grabieżców. Kiedy tajemnicę odkrył dyrektor muzeum kairskiego i udał się w miejsce przypominające sztolnię, zobaczył ziemskie szczątki wielkich władców świata starożytnego, a wśród nich Amozisa I, Amenhotepa I, Tutmozisa III i Ramzesa II, już za życia zwanego Wielkim.

Był rok 1881. Dwunastu ludzi spakowało mumie, by następnie przenieść je w dół doliną do statku, który miał przewieźć je do Kairu. Na wieść o tym, że faraonowie opuszczają swoje cmentarzysko, okoliczni chłopi wraz z rodzinami zebrali się na brzegu rzeki, a gdy statek przepływał przed nimi, oddawali cześć swoim władcom. Mężczyźni strzelali w powietrze, a kobiety przeraźliwie zawodząc i lamentując, posypywały głowy popiołem.  Aż do samego Kairu wody Nilu niosły tę żałość.

Najciekawszą i najbardziej skomplikowaną konstrukcję ma grobowiec Setiego I. Znajdują się w nim liczne wielopoziomowe schody i galerie, sale wspierane przez filary, a sarkofag faraona jest wyrzeźbiony z pojedynczego alabastrowego bloku. Wewnątrz jest dużo przestrzeni, a ochroniarz za dolara pozwala robić zdjęcia.

Pozaziemski majestat tego miejsca nie pozwalał jednak wdzięczyć się do obiektywu aparatu fotograficznego.

c.d.n.

II. Retrospektywne spojrzenie na Egipt przez pryzmat powieści ‘Egipcjanin Sinuhe’ M.Waltariego. Konwój do Luksoru o poranku i rejs po Nilu.

Na życzenie blogowych koleżanek publikuję  wspomnienia z podróży odbytej w 2003 roku.
Cytaty pochodzą z powieści Miki Waltariego pt. „Egipcjanin Sinuhe”.

  „Lepiej niż woda i piwo, lepiej niż dym kadzidła w świątyni i kaczki w sitowiu Wielkiej Rzeki oddaję treść życia w Egipcie, gdzie nic się nie zmienia z upływem czasu, lecz wszystko zostaje po staremu.”

 „…i nie potrafię naprawdę powiedzieć, co w tej całej podróży było prawdą, a co fikcją, pozorem, bajką. Jak sen upłynęły te dni i szybko jak mgnienie przeminęły i już ich nie ma.”

 

Nagłówek z bloga Afryka Moja

Konwój do Luksoru przez Pustynię Kamienistą.

          Na wyprawę przez pustynię otrzymaliśmy suchy prowiant w estetycznych pudełkach z uchwytami do noszenia. Jechaliśmy drogą asfaltową, dość dobrą, miejscami zasypaną piaskiem. Wokół zresztą był tylko piach, kamienie i skaliste góry. Niekiedy pokazywało się Morze Czerwone. Żadnych domów mieszkalnych, ani jednej widocznej ludzkiej osady, tylko posterunki wojskowe i policyjne oraz jakieś placówki z ogrodzeniem, parterowymi barakami bez okien i budkami strażniczymi.

Pustynia Kamienista

          Około szóstej dołączyliśmy do konwoju. Konwój formował się na ogromnym, ogrodzonym placu, gdzie oprócz policji i wojska znajdowały się stragany i kawiarnia pod płachtą wspieraną na kijach, w której stały ławki i leżanki nakryte dywanikami. Na piasku także rozścielono dywaniki i chodniki podobne do tych, które robiły polskie babcie z pociętych szmatek, skarpet i pończoch. Sprzedawano galabije, chustki, szale, widokówki, pamiątki, a także napoje w butelkach i puszkach.

Z Safagi, miejsca, gdzie formował się konwój, na dźwięk syreny  wyruszyliśmy w kolumnie autokarów i samochodów ochrony w drogę po wschodniej części Pustyni Kamienistej, by przez Quenę i Waset dotrzeć do Luksoru na spotkanie z antyczną kulturą tebańską.

          Konwoje w Egipcie obowiązują od czasu /nie wiem, czy obecnie także/, kiedy to pod świątynią Hatszepsut w Deir El Bahari wymordowano pięćdziesięciu uczestników wycieczki przybyłej autokarem do świątyni. Bandyci wcześniej ukryli się za kolumnami, by przywitać zbliżających się turystów salwą ognia z karabinów maszynowych. Po krwawej masakrze rozbiegli się po skalistym wzgórzu, znikli w licznych w tym miejscu grobowcach wykutych w skale i ślad po nich zaginął. Oficjalna wersja władz egipskich głosi, że zbrodniarze popełnili zbiorowe samobójstwo, aczkolwiek ich ciał nikt nigdy nie widział. W odwecie policja rozstrzeliwała  rodziny samobójców, łącznie z niemowlętami i starcami nawet dalekiego pokrewieństwa.

Terroryzm zdarza się w Egipcie i ryzyko oczywiście istnieje dla każdego turysty, jak przy każdej podróży. Największe w czasie szczytu noworocznego oraz wielkanocnego i dla dużych, zorganizowanych grup. Paradoksalnie, indywidualny podróżnik jest w Egipcie raczej bezpieczny.

       Przy trasach dla podróżników co kilkadziesiąt metrów spotyka się policję turystyczną. W białych mundurach z czarnymi pasami prezentują się bardzo ładnie i są mili. Siedzą na krzesłach uzbrojeni w zdezelowane sowieckie karabiny w cieniu palmy, budowli czy specjalnie urządzonego daszku, popijają herbatę, palą papierosy i chyba się nudzą. Moją uwagę zwrócił fakt, że w przeciwieństwie do ludzi spotykanych w biednych dzielnicach miast i w wioskach, tych ubranych w powłóczyste galabije, chodzących boso i jeżdżących na osłach, zarówno policjanci, jak i obsługa hoteli, to mężczyźni bardzo przystojni.

       Przy wejściach na teren wszystkich zwiedzanych obiektów przeprowadzana jest kontrola osobista, a bagaż, nawet małe damskie torebki, prześwietlany lub plądrowany. Przy starożytnych świątyniach, muzeach i oazach na pustyni policjanta spotyka się niemal na każdym kroku. Pod szczególnym nadzorem jest Synaj, specjalna strefa administracyjna. Szlabany, posterunki na drogach, kontrola paszportów i list uczestników wycieczek.

No, tak…

Miało być o konwoju przez pustynię, o piasku, skałach, o górach Morza Czerwonego, o Quenie…

Chyba nie urzekł mnie pustynny krajobraz Gór Kamienistych. Piasek, kamienie i skały nie robią na mnie wrażenia. Zachwycam się przyrodą bujną i bogatą w kolory. Drzewa, kwiaty, krzewy, soczyste trawy, wodospady i strumienie, jeziora, łąki i lasy. O tym pisałabym duszą, całym sercem i z polotem.

Aha! Widziałam wróble! Także inne niepozorne ptaki! Dużo! Oddałam im suchy prowiant z pudełka. Jadły.

wróble

Rejs po Nilu.

       „Następnie wsiedliśmy wraz z rzeczami na statek płynący w górę Rzeki. I w miarę, jak mijały dni naszej podróży, przyzwyczailiśmy się do Egiptu. Po  obu stronach Rzeki obsychały pola i powolne woły ciągnęły drewniane pługi, a chłopi szli z pochylonymi głowami wzdłuż bruzd i rzucali ziarno w miękki szlam. Nad statkiem i nad wolno toczącą się wodą śmigały z niespokojnym krzykiem jaskółki, by niebawem zakopać się w mule koryta Rzeki na najgorętszą porę roku. Krzywe palmy rosły po obu stronach Nilu, a wielkie sykomory ocieniały gliniane lepianki w mijanych wioskach. Statek przybijał do przystani w małych i wielkich miastach (…)”

Nil

Aż zobaczyłem znowu z Rzeki na tle wschodniego nieba trzy szczyty górskie, trzech wiecznych strażników Teb. Zabudowania zrobiły się gęstsze, ubogie wioski złożone z glinianych lepianek ustąpiły miejsca miejskim dzielnicom, aż wreszcie ukazały się mury potężne jak pasmo gór i ujrzałem dach i kolumny wielkiej świątyni, niezliczone budowle na świątynnym dziedzińcu i święte jezioro. Na zachodzie rozciągało się miasto umarłych aż do podnóża gór, śmiertelna świątynia faraonów lśniła bielą, odbijając od górskich żółtych zboczy, a kolumnada w świątyni wielkiej królowej dźwigała na sobie wciąż jeszcze gąszcz kwitnących drzew.

Za łańcuchem wzgórz leżała dolina królewskich grobów, pełna węży i skorpionów, a w jej piasku, u wejścia do grobu wielkiego faraona, spoczywały wysuszone ciała mojego ojca Senmuta i mojej matki Kipy (…)A dalej na południe, nad brzegiem Rzeki, wznosił się Złoty Dom faraona”.

 Tak było…  i tak jest…

statek

          Na statek „Miss World” weszliśmy w Luksorze. Było trochę wolnego czasu, ale na samodzielny spacer po mieście nie wystarczyło siły. Zwiedzanie kompleksu świątyń Luksor – Karnak bezpośrednio po ciężkiej i obfitej w przeżycia nocy oraz pięciogodzinnej podróży przez pustynię w pierwszym dniu aklimatyzacji i w temperaturze ponad czterdzieści stopni zrobiło swoje. Nawet zorganizowany przez kapitana statku powitalny wieczór taneczny nikogo nie skusił do wyjścia z klimatyzowanych, luksusowych kajut, przypominających pokoje w dobrych hotelach europejskich.

Niektórzy zaczęli skarżyć się na pierwsze objawy choroby pokarmowej zwanej „zemstą faraonów”. Chyba zbyt łapczywie rzucili się na suto zastawiony, kuszący kolorami i pięknymi dekoracjami stół oraz gorący bufet z wieloma daniami w srebrzystych brytfannach i czarnych kociołkach.

       Wygrzewając się w cieniu pod zadaszeniem baru na pokładzie górnym, zwanym słonecznym jednego z najpiękniejszych statków, które pływają po Nilu, oglądałam stale zmieniający się krajobraz doliny. Widziałam pola uprawne, wiejskie domostwa i zielone palmy daktylowe porastające brzegi. Gdy dobijaliśmy do przystani miast, wystarczyło przejść zaledwie kilkaset metrów, by znaleźć się w świecie sprzed kilku tysięcy lat. W słońcu świeciły białe żagle feluk, nocą gwiazdy na bezchmurnym niebie tworzyły bajkowy spektakl. Malownicze i nostalgiczne feluki – łodzie z jednym żaglem –  pływają po Nilu od tysięcy lat.

feluki

Tak było… i tak jest…

To wszystko sprawiło, że rejs po Nilu był najpiękniejszą podróżą mojego życia /przekreślenie obecne/ zachwycający.

c.d.n.