Jak żyć?

        Nie wiem, czy to z powodu tego, że było się młodszym, ale żyło się lepiej, chociaż czasy były siermiężne. Może ludzie byli inni? Jedno wiem na pewno. Od wizyt z okazji i bez okazji drzwi się nie zamykały. Nie było mowy o tym, aby samotny chory nie dostał od sąsiadek jedzenia, albo dzieci wracające ze szkoły, których rodzice pracowali, nie zostały zawołane przez okno na zupę przez jakąś niepracującą mamę. Dzisiaj, żeby ktoś zainteresował się, trzeba umrzeć i się zaśmierdzieć. Wtedy kogokolwiek to ruszy. Zdecydowanie wolę wczoraj od dzisiaj, pomimo pełnych wszelkich dóbr sklepów i bogatych w owoce straganów oraz techniki ułatwiającej kontakty. A cóż po tych wirtualnych spotkaniach? Siedzimy tu, bo co pozostało… Rozmawiamy poprzez komentarze, ale… Czy podłożymy sobie nawzajem poduszkę pod kręgosłup, który zaboli? Czy poczłapie na ten wypasiony stragan blogerka, której mniej dokucza kolano, po mandarynkę, żeby dać ją tej, która w danej chwili bardziej niedomaga? NIE!

       Staliśmy się na co dzień wirtualni. Ale… Ale… Czy zajmowałabym się rozmowami tylko z wirtualnymi przyjaciółmi, gdyby wokół było pełno prawdziwych ludzi, a kontakty w Realu kwitły nie tylko od święta? Zdecydowanie wolę parchate jabłko z przydrożnej jabłonki, jeśli ktoś mi je w razie potrzeby przyniesie, niż zamorskiego ananasa. Gdy byłam unieruchomiona, marzyłam o jakimś owocu – co za paradoks – w czasach, w których taki ich dostatek… Niestety… ludzi wokół jakby nie było… Przemykają przez osiedle, niczym wirtualne duchy…

Z sentymentem wspominam przygodę z pomidorem zaniesionym choremu – Pomidory z krzaka.

        Jak naród ma żyć w zgodzie, skoro na szczytach władzy ciągle jest jakiś spór, a  ludzi napuszcza się na siebie nawzajem? Kłócą się nawet rodziny przy stole oraz sąsiedzi po obu stronach miedzy. Wcześniej – przez kilka lat – kłócono się o tragedię smoleńską, czyniąc z wielkiej katastrofy temat polityczny. Dzisiaj znalazły się inne tematy do nieustających waśni. Dlaczego szuka się wrogów i potrzebne są wojenki? Dlaczego w czasie pokoju, rządzenie państwem nazywa się walką? To już nie jest praca? Takie pytania – bez odpowiedzi – zaprzątają moją głowę, ponieważ ja – odwrotnie – z wojenkami żyć nie potrafię, więc nie znajduję dla siebie godnego miejsca w tym kraju. Wręcz żyć się odechciewa. Gdyby polskiego emeryta było stać na osiedlenie się gdziekolwiek na świecie, już by mnie tu nie było. A tak kochałam Polskę i swoich rodaków… Tak bardzo, że porzuciłam karierę na „zgniłym” (jak się kiedyś mówiło) zachodzie.

       Jak żyć, na przykład, z takim oto obciążającym wspomnieniem z początków pandemii koronawirusa?

        Babcia – wracając z zakupów – zmęczyła się. Zobaczyła na placyku drewniany grzybek/parasol ze stolikiem i stołkami wkopanymi w ziemię. Poszła tam i usiadła pod grzybkiem, aby odpocząć i korzystając ze stolika (nie trzeba się schylać) przepakować zakupy do drugiej siatki tak, aby ciężar równiej rozłożyć na dwie ręce. Została ukarana grzywną za (UWAGA!) korzystanie z placu zabaw. O ile protestujących nadgorliwie potraktowanych przez policję bronią media, politycy, prawnicy, konstytucjonaliści i różne inne ważne osobistości, to… Kto pochyli się nad babcią, która po tym zdarzeniu do dziś nie może dojść do siebie i boi się wychodzić z domu? Obecnie dodatkowo straszona przez współobywateli, którzy bezkarnie nie noszą maseczek nawet w sklepach. Cóż, nie każdy lubi, jak powiedział pan Prezydent RP.

 A propos maseczek i różnych pandemicznych obostrzeń.

       W związku z licznymi zakażeniami koronawirusem w niektórych powiatach, Polska jest podzielona na strefy czerwone, żółte i zielone. Najostrzejsze rygory obowiązują w strefie czerwonej. Dość ciekawie zachowują się mieszkańcy jednej czerwonej strefy w Polsce, która ma wspólną ulicę z miastem – nazwijmy – „Nieczerwonym”. Otóż „Czerwoni”, żeby nie dusić się w maseczkach, na spacery chodzą do miasta „Nieczerwonego”. Tam też urządzają imprezy, korzystają z barów i restauracji. Wychodzą z domu w maseczkach i udają się do miasta „Nieczerwonego”, by tam maseczki zdjąć i oddychać pełną piersią.

Zastanawiam się, dlaczego tak nierozsądnie wyznaczono granice stref? A jeśli już ktoś tak mapę pokolorował, to jakiś mądrzejszy powinien otoczyć kordonem sanitarnym tych, których epidemiczny kolorysta uznał za groźnych, bo jaki jest sens istnienia tej czerwonej strefy, skoro „Czerwoni” szturmują „Nieczerwonych” i do nich mogą zanieść zarazę? Poza tym „Czerwone” miasto traci, a wzbogaca się to „Nieczerwone”, bo w nim „Czerwoni” korzystają z wszelkich usług.

Nie wiem, co kierowcy robią z nadmiarem pasażerów w autobusach, gdy dojadą do granicy strefy czerwonej, w której obowiązuje inny limit zajętych miejsc. Wyrzucają ludzi?

 Ech…

Gdzieś… W komentarzach  na różnych blogach chyba już o tym pisałam. O ile tam głos w dyskusji nawiązywał  do   tematu konkretnej notki, o tyle tutaj może wydawać się chaotyczny. Chciałam jednak, aby mój płacz wybrzmiał także przy kominku.

hand-3666963_1280

Zdjęcie pobrane z pixabay.com/photos/

Babciu! Nie płacz! Siedź w domu i ciesz się! Otrzymasz przecież czternastą emeryturę, telefoniczną poradę lekarską, badanie medyczne Skypem i receptę na smartfona! W razie złamania kończyny, kupisz gips w wysyłkowym sklepie budowlanym. A jabłko? Zamów sobie na Allegro, o!

unnamed

Ależ ja się cieszę. Witrualnie, ma się rozumieć, o!

Komentarze na blogu głównym

Siedź w domu oraz idź na wybory!

       Skoro partia rządząca Prawo i Sprawiedliwość prze do wyborów prezydenckich mających odbyć się 10 maja 2020 roku, podczas gdy cały świat pogrążony jest pandemią koronawirusa, postanowiłam rozpocząć przygotowania do  spełnienia swojego obywatelskiego prawa i obowiązku.  W tym celu, chcąc okpić śmiercionośną zarazę, przygotowałam zabezpieczenie w postaci maski ze ścierki i worka z odkurzacza oraz twarzowej chustki ujarzmiającej moje długie włosy, by przypadkiem, jako ewentualnie zakichane przez zakażonego wyborcę, nie zechciały włazić mi w oczy, przez które wirus także przenika i zabija.

DSC01989Następnym krokiem będzie wklejenie prezentowanego zdjęcia do dowodu osobistego, aby komisja wyborcza nie miała problemu z identyfikacją.

       W związku z tym, że jest kłopot z naborem chętnych do prac w przygotowaniach do wyborów, jeśli kupię w Chinach jednorazowe rękawiczki oraz kilkaset worków odkurzaczowych, które przerobię na jednorazowe maseczki, pomogę mojemu umiłowanemu państwu i może zgłoszę się na ochotnika do jakiejś gminy, a nawet pójdę na przesłuchanie i casting do roli przewodniczącej komisji wyborczej incognito. Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć tę kaskaderską, wręcz śmiertelnie niebezpieczną rolę.

       Mogę także zapisać się na krajoznawczą wycieczkę i z pewnym panem prezesem oraz urną jeździć do miejsc zamkniętych z powodu kwarantanny, by chorzy mogli zagłosować. Wcześniej zaś pomogę włodarzom miast i gmin łamać kręgosłupy dyrektorom, którzy ze strachu przed koronawirusem nie chcą udostępniać szkół, świetlic i przedszkoli na siedziby obwodowych komisji wyborczych. Natomiast listonoszy, którzy boją się śmierci przez uduszenie, wyręczę  w  roznoszeniu pakietów wyborczych do osób po sześćdziesiątce, którym pozwolono głosować korespondencyjnie.

       Szkoda tylko, że nie dając się rozpoznać przez nieprofesjonalne i nieprzejrzyste – jak przyjęte w ciemną noc poprawki zmieniające kodeks wyborczy wrzucone do ustawy nazwanej tarczą antykryzysową – środki zabezpieczające, pozostanę bohaterką nieznaną, która ruszyła na pomoc rządzącym Rzeczpospolitą Polską i – niczym przewodniczący partii PIS – koronawirusowi się nie kłaniała.

       Apeluję do wszystkich odważnych, aby czynnie wsparli rząd w przeprowadzeniu wyborów. Na zbiórkę organizacyjno – szkoleniową proszę zalogować się na „Posiaduszkach” o godzinie drugiej w nocy. Przydział zadań  nastąpi zdalnie po okazaniu online wyników testów wykrywających świecącego koronowanego wirusa zaraz po ogłoszonej do świtu przerwie. Osoby usypiające ze zmęczenia proszone są o nie podnoszenie powiek brudnymi palcami. 😉
z-maskc485

Dawno dawno temu. Ćwiczenia w pracy.

 komentarze na blogu głównym