Modne zloty młodzieży, na których słucha się głośnej elektronicznej muzyki techno, nie wszystkim przypadają do gustu. Nie każdy lubi wielką ilość decybeli, zbyt swobodne zachowanie, lejący się strumieniami alkohol wspomagany środkami odurzającymi, często towarzyszące tym imprezom.
Przykładem może być hiszpańskie miasto Pamplona, które wraz z polskim Toruniem kandyduje do miana Miasta Kultury Europejskiej 2016.
Nigdzie… tak, jak w Pamplonie nie urzekła mnie atmosfera miasta. Ludzie są bardzo otwarci i weseli. Potrafią cudownie bawić się w licznych barach przy jednym kufelku piwa czy lampce wina.
Przypomina mi się scenka z hiszpańskiego baru. Konsument zamawia na obiad danie rybne. Kelner pyta:
– co do picia?
– wino tinto (czerwone)
– pero pescado con blanco (ryba z białym winem!)
– vale pescado blanco y yo tinto (dobrze, ryba białe wino, a ja czerwone).
Kelner poszedł i przyniósł wino czerwone.
Ta scenka pokazuje typowy humor hiszpański. Ryba niech pije białe wino, a ja takie, jakie lubię!
Tak też z humorem i fantazją wyrażają w Navarra sprzeciw wszystkiemu, co nie w smak.
Sprzeciw Pamplony, która ma dosyć mechanicznej głośnej muzyki prowokującej do agresji, niemoralnych zachowań… gdzie na koncertach nie ma autentycznej osobistej radości przeżywania, a jedynie utożsamianie się z wielką – bezosobową – zdalnie sterowaną masą nieprzebranych tłumów wyraża się pokazaniem, że można bawić się inaczej…
To bar IRUNA przy plazza del Castillo. Jest popołudnie. Pora podwieczorku. Mieszkańcy Pamplony przychodzą zjeść pincho (małą kanapkę) i wypić kieliszek wina lub szklaneczkę piwa. Nikt nie zamawia więcej i nie upija się. Dzieci wraz z rodzicami, czy dziadkami spędzają czas w radosnej, kulturalnej atmosferze. Przybywają też miłośnicy opery i… (pokazuje to film).
Ja tylko dodam, że nie są to zawodowi śpiewacy. Śpiewa też barman i kelner, przyłączają się goście, bo tak, jak mówią – opera zrodziła się wśród ludzi i dla ludzi.
Piękne to ostatnie zdanie…nigdy tego nie słyszałam. Filmik przypomina fragment jakiegoś filmu muzycznego. Niezwykłe ! Ale bardzo urzekające. Cóż, południowcy umieją cieszyć się życiem i pięknie to pokazać…wszystko dlatego,że tak nasyceni słońcem i ciepłem. To energia słoneczna z nich emanuje.Zazdroszczę.
Bet, ja też nigdy wcześniej nie słyszałam. Dopiero z koleżanką z Hiszpanii, którą akurat goszczę, w ten sposób przetłumaczyłyśmy wypowiedziane w tym barze słowa: „… w pueblo y para pueblo”. Dosłownie – pueblo w języku hiszpańskim oznacza wioskę, osadę. Koleżanka zna Hiszpanów, czuje też, co mówią i uważa, że tak właśnie należało przetłumaczyć, bo w tym kontekście chodziło nie konkretnie o wieś a właśnie ludzi – ludność – ludy.No, choćby… chór niewolników z opery Nabucco Giuseppe Verdiego. Czyż ‚Va, pensiero’ – ta wzniosła i piękna pieśń nie świadczy o tym?
Świadczy. Ale nigdy tak o operze nie myślałam.Zawsze była to dla mnie raczej ekskluzywna sztuka dostępna tylko dla koneserów…
No właśnie Pamplona chce pokazać, że nie tylko… i to mnie tak urzekło.
Miny gości mówią same za siebie – niesamowite doznanie. Lubię operę, dostarcza emocji, porusza, wzrusza, miło wiedzieć, że i kogoś zwyczajnie cieszy i bawi :))) Pozdrawiam serdecznie!
Może także o to chodzi pomysłodawcom? Pokazują, że opera – dostępna tylko w pięknych salach za niemałe pieniądze, może też cieszyć i bawić ludność, która wprost z ulicy przychodzi do baru… Głównie jednak jest to poszukiwanie alternatywy dla głośnych koncertów techno na różnych zlotach, których miasto ma już dosyć…
Ależ to piękne i oryginalne.Zazdroszczę tym turystom.Jakież zaskoczenie. Dziękuję alEllu. Piękne, niespodziewane przeżycie.Serdecznie pozdrawiam.
Anafigo, to nie turyści, to mieszkańcy Pamplony są w barze.
Eluniu, byli tak zaskoczeni, że pomyślałam o turystach. Miejscowi powinni być przygotowani. Tak mi się skojarzyło. Serdeczności
Nie spodziewali się podczas podwieczorku.
Elżuniu,wypić z Tobą tinto to marzenie mojego życia..A co tam Pampluna..Ty jesteś jak Neapol,czyli ,,zobaczyć,zakochać się i umrzeć”. Z płomiennym pozdrowieniem..
Cichy, a mnie Neapol nie spodobał się. Może… gdyby nie to popularne powiedzenie… Spojrzałam, i… zamiast umrzeć z zachwytu… jakoś tak… powiem szczerze – wzruszyłam ramionami.l
A co tam Pampluna,a co tam Neapol,a co tam wszystkie inne miasta świata wobec piękna jednej uroczej KOBIETKI..
Cichy, ależ się muszę gęsto tłumaczyć z Twoich komentarzy.
Witaj Elu. Jeżeli jest opera to mi to odpowiada:) nawet włoska. Trzeba kiedyś odwiedzić Pamplone. Pozdrawiam http://www.strefa88.blog.onet.pl Kanibal
Atmosfera tego miasta Kanibalu jest przewspaniała. Warto jej posmakować…
Kiedyś może będzie mi dane jej zasmakować:) wprawdzie wole zimne miasta bałkanskie , Rosji, Czech, ale południe Europy pewnie też ma swoj urok. Pozdrawiam
Ja po prostu chyba najbardziej lubię klimaty słoneczne, a południowcy noszą słońce w sobie, bez względu na pogodę 🙂
Witaj. Świetna atmosfera w tym barze. Warto zobaczyć to na żywo. Czy tam nie wypada zamawiać więcej alkoholu.?
Kolekcjonerze, oczywiście, że wypada zamówić więcej, nawet dzbanek wina prosto z beczki (zdjęcie w albumie „Podróże”), ale nie w porze podwieczorku, kiedy do baru przychodzą całe rodziny z dziećmi.
filmik jest rewelacyjny
Też tak uważam, dlatego zapragnęłam pokazać go przy kominku.
W tej chwili nie ma obowiązku picia danego wina do określonej potrawy. Pijemy to co lubimy. Freestyle. Pozdrawiam
I bardzo dobrze, Antoni. Podoba mi się to. Zatem na zdrowie!
Witaj alEllo, to jest bardzo ciekawe. Ale to w ogóle inne tradycje kulturowe. Ostatecznie opera nie u nas sie rodziła. Nie ma też u nas tradycji chodzenia do małych knajpek z rodziną. Jeżeli nawet są jakies lokale, to dośc drogie, nie dla przeciętnego Polaka.
Tak, my jemy i się odwiedzamy raczej w domach, chociaż już coraz częściej spotkania organizowane są w lokalach, ale to raczej jakieś uroczystości. Jak nie ma tradycji chodzenia po barach na co dzień , to i może dlatego tych małych barów nie ma. W Pamplonie niemal co drugi sklep (nie tylko w centrum, ale też na wszystkich osiedlach) jest także barem. Można tam kupić podstawowe artykuły, gazety i zamiast bułkę nieść do domu, zjeść ją na miejscu. Mnie by się podobało takie „życie barowe”… pójść na podwieczorek, porozmawiać np. z tym dziadkiem, co trzyma wnuka na rękach, wymienić poglądy, „oplotkować” miejscowe władze … Takie ploty, jeśli są konstruktywne, aktywizują społeczność do różnych działań…
A wiesz, że takie spotkania lokalne to rzeczywiście budują wspólnotę. Tylko że jak u nas są nawet przy niektórych sklepach stoliki, że można zjeść coś na miejscu, to każdy wetknie nos w swój talerz i nawet nie spojrzy na sąsiada. Zresztą ja patrze jednak z punktu widzenia Warszawy, gdzie ludzie się nie znają. A zaczepianie kogoś obcego jest w złym guście. Czasem jakaś przelotna rozmowa się wywiąże na poczcie. Co innego, gdy są barki, odwiedzane stale.
No, nie mamy tego w zwyczaju i już. Słyniemy w świecie z wielkiej gościnności w domu. To nas między innymi wyróżnia od innych narodów, gdzie w domach ludzie się nie odwiedzają.
Oglądając filmik, nie mogłam przestać się uśmiechać… 🙂 To niesamowite!!!
Otóż to Milky! To jest właśnie ten fenomen. Człowiek nie przestaje się uśmiechać:)
Elu weszłam z ciekawosci, bo z poprzednich Twoich wakacji tyle się naogladalam…Coś fantastycznego, po tych 7 minutach filmu można zrozumiec bardziej dlaczego turyści „walą” drzwiami i oknami do Hiszpanii. Mój najmłodszy syn tylko – Espana ole!! Pozwoliłam sobie podkraśc Ci linka, będe sobie słuchac. Dobrej nocy
Elizo, „podkradaj” oczywiście „podkradaj”. Po to zamieściłam, żeby goście kominkowi łatwo dotarli do tego hiszpańskiego baru. Ja teraz, jak przychodzę z kawą do komputera, to za każdym razem włączam sobie ten film. Turystyka zmniejszyła się w Hiszpanii w ostatnim kryzysie. Zrobiło się tam bardzo drogo. Mnóstwo bezdomnych na ulicach, wzmogły się kradzieże…
Zachód.U nas wielu,wielu ludzi nie byłoby stać na taki kieliszek wina.Czasami mam tego dość.Pomyślałem też,że przy takiej atmosferze jest grunt do robienia filmów.Wspaniałych filmów.Ogólnie rzecz biorąc-atmosfera piękna.I to poczucie luzu,innymi słowy Wolności!Pozdrawiam.Jakub
Bo u nas ceny, Jakubie, zbliżają się do zachodnich, a płace NIE!
…przy okazji napiszę, jak Hiszpan bierze kredyt w baku.- ile zarabiasz?- tyle, tu masz zaświadczenie – jaki masz samochód?- taki, a żona taki- jakie masz mieszkanie?- z 3 sypialniami- ile masz dzieci- dwoje.Aha! Tyle ci potrzeba na bary (uwaga! jako pierwsze bary bankowiec wymienia), tyle musisz mieć na samochody, tyle na mieszkanie, tyle na dzieci, to zostaje ci tyle a tyle na ratę kredytu. Zatem bank ci pożyczy taką kwotę.
I to popatrz,Elu,jakie to spryciule.To my do Hiszpanii z cenami możemy już jechać.A płace?Drobiażdżek.Pozdrawiam.Jakub:-)))))))))))))))))
Myślę, że niektórymi cenami, to prześcignęliśmy wiele krajów Europy Zachodniej. A zapowiada się jeszcze „lepiej” :((((
Elu, filmik przeuroczy. A u nas po południu, prawie każda kobieta biegnie do domu obiad gotować, bo dzieci czekają, bo mąż przyjdzie zmęczony z pracy. Po obiedzie drzemka lub telewizor i już wieczór i czas przygotowywać się na następny dzień. Szare jest to nasze życie. Na takie wypady mogą sobie pozwolić młodzi dobrze zarabiający, ale arii operowych chyba w żadnej restauracji czy barze nie posłuchają. A starszym paniom brak tego beztroskiego uśmiechu jak pokazuje Twój filmik, nasze starsze panie liczą złotówki żeby im na aptekę starczyło. Brak nam wszystkim radości życia … Pozdrawiam Cię Elu miło. :)))
Klik dobry dawno nie widziana Rozynko:)To prawda, brak wielu ludziom radości życia… Kiedy tak porównuję czasami dzisiejsze codzienne życie do dawniejszego, choćby na moim osiedlu, to mam wrażenie, że tej radości coraz mniej…
Elu, oj tak!!. Popatrz,. takie mamy udogodnienia, pralki automatyczne, miksery, zmywarki. Naszym Mamom się o tym nie śniło, a radości, spontaniczności, rozmów, śmiechów, spotkań dużo dużo mniej.A już o takim spędzaniu czasu to tylko pomarzyć.Serdecznie pozdrawiam.anafiga
Anafigo, no i piorą i zmywają te maszyny, a my klikamy hi hi…
Jeśli to nie są zawodowi śpiewacy to ja nie potrafię wyobrazić sobie jak śpiewają zawodowcy. Nie bardzo mi się chce wierzyć w to że barmani nie są zawodowcami. Jeśli kiedyś zawitam w Hiszpanii to na pewno pójdę do opery.
Ciekawy świata, wiele jest osób na świecie i u nas także, pięknie śpiewających, a nie są zawodowcami. Ci z filmiku są miłośnikami opery. Przypuszczam, że pewnie ćwiczą się w śpiewie w swoim klubie.
Świetny filmik! Dobrze wiedzieć, że są miejsca gdzie ludzie potrafią się dobrze bawić bez tego co teraz „modne” :-)Pozdrawiam Weekendowo 🙂
A ja… pozdrawiam niedzielnie, Anniko 🙂
To cudowne. Poplakalam sie ogladajac kasete.Wierze, ze swiat przetrwa wszelkie zawirowania jesli sa na nim tacy wspaniali zwykli ludzie. Tez bardzo lubie opere i gdyby tylko mi zdrowie pozwolilo chciala bym sprdzic choc kilka dmi wsrod tych ludzi. Pozdrawiam i dziekuje – Inguna
Inguna, też jestem tego zdania, bo na świecie, jak i u nas, nie brakuje wspaniałych ludzi, chcących czerpać radość życia i dawać ją innym.
Elżuniu,jesteś cuuudowna!!!
Cichy, post jest o cudownej operze. Trzymaj się głównego wątku, proszę 😉 :))) Pozdrawiam.
Witaj alEllu. Pojawiam się dopiero teraz, bo po odsłuchaniu tego filmu, odgrzebałem swoją fonotekę (głównie trzech tenorów), i przeniosłem się w inny świat. No tak, nie ma wątpliwości, że opera wyszła z czegoś podobnego do puebla, jednak na prawdziwy sukces trzeba było zaczekać do czasów kolonizacji (migracja, i wymiana kultur). Szkoda jednak, że do takich kameralnych wystąpień nadają się tylko te najbardziej znane arie operowe, łatwe, proste, meldyjne, i wpadające w ucho. Pozdrawiam
Oczywiście, że tak, a już z pewnością nie nadają się tu arie di bravura , których głównym zadaniem jest popis możliwości wokalnych.
Myślę, że nawet te łatwiejsze, jak np. Marsz Wagnera z opery „Lohengrin” też by się nie udały z uwagi na operowanie natężeniem dźwięku. O popisach instrumentalnych lepiej nie mówić. Ale to co się da, pozostawia niezapomniane wrażenia. W Gruzji w latach 70-tych o mało co padłbym na zawał, gdy światło lekko przygasło, a kelnerzy wyciągnęli szable i wykonali „taniec z szablami Chaczaturiana”. anzai
Taniec z szablami baletu Gajane jest doskonały. Wszyscy to znają, ale nie każdy wie, że to, to jest właśnie to. Lubię nawet akordeonowe wykonania uliczne. Zachwycili mnie kiedyś młodzi ludzie z akordeonami na Rynku Krakowskim.
Zapomniałem dodać, że ten „taniec z szablami” wykonano w takiej stylizowanej restauracji w Tbilisi. Jedliśmy szaszłyki, i nagle wpadli kelnerzy… Dobrej muzyki nigdy za wiele.
Wyobrażam sobie tę atmosferę tam…
Wysluchalam, zobaczylam. Napisze krotko- rewelacja!
Julio, to prawda, że rewelacja. Witam ciepło przy kominku i zapraszam częściej.
Myślę, że ci, którzy nie wiedzą, co ich czeka w tym barze, są zadziwieni, co widać to po ich minach. Gdybym tam mieszkała, codziennie bym chodziła coś przekąsić, bo nie tylko byłaby strawa dla ciała, ale przede wszystkim dla ducha. Wspaniały pomysł, godny przeniesienia do Polski.Pozdrawiam.
W moim mieście muzycy – amatorzy, ale bardzo dobrzy, przygrywają, jak to sami mówią „do kotleta” w jednej z restauracji. Nawet przyjemnie tam jest. Ceny przekąsek jednak nie współgrają z najniższą krajową płacą.Pomysł, by amatorskie towarzystwa muzyczne i śpiewacze „zeszły do ludu” jest godzien rozpowszechnienia rzeczywiście. Musi być jednak stać ludzi na podwieczorek czy kolację w restauracji.
posłuchałam…buziorki