Chur i czekoladki czyli niespełnione marzenie

Nagroda Główna w konkursie „Zakochaj się w Szwajcarii”.

http://blog.blog.pl/2012/11/20/zakochaj-sie-w-szwajcarii/
http://blog.blog.pl/2012/12/27/zakochaj-sie-w-szwajcarii-wyniki-konkursu/

       W szkole otrzymałam ocenę niedostateczną za słowo „Chur”. Tematem wypracowania była przyjaźń i koleżeństwo. Napisałam, że moją przyjaciółką jest dziewczynka ze szwajcarskiego Churu.  Pani poprawiła „Chur” na „chór” i policzyła dwa błędy ortograficzne w jednym słowie. Płakałam… Długo płakałam i hodowałam w sercu słodką zemstę niczym w filmie „Vabank”, którego premiera odbyła się wiele lat później. Pragnęłam wyjechać do Szwajcarii na wycieczkę i  tak, jak bohater filmu – Kwinto – Kramerowi, wysłać pani nauczycielce bombonierkę pralinek z miejscowości Chur, aby pieczątka z tą nazwą znalazła się na przesyłce.

Chur to szwajcarskie miasto otoczone przez Alpy, będące stolicą kantonu Gryzonia.

– Ach, to dodatkowo panią ugryzie, roiłam w swojej młodzieńczej głowie.

Sen o Szwajcarii podsycała Heidi  – bohaterka filmów zrealizowanych na podstawie powieści Johanny Spyri. Ich akcja rozgrywa się w Alpach Szwajcarskich.

Z czasem o  zemście zapomniałam. W Alpy – do źródeł Renu – było nie po drodze.

Chur i czekoladki

       Marzenie o wyjeździe do kraju koleżanki z lat szkolnych powróciło wraz z liliową łaciatą krową Milka kojarzącą się ze Szwajcarią oraz najlepszymi na świecie czekoladkami, które zaczęły pojawiać się w polskich sklepach. A świstak siedział i zawijał je w te sreberka…

Czekolada nie tylko przywołuje śmieszne wspomnienie o „słodkiej zemście” i mojej walce o Chur, ale też wyzwala hormon szczęścia. Może warto zrealizować marzenie i skonsumować prawdziwą Szwajcarię? Nie tylko w postaci tabliczki z alpejskiego mleka…

Szwajcarski zegarek tyka:

– Już czas! Już czas! Już czas! Już czas!

Pora wyruszać po radosny okrzyk: Chur wzięty, o!

30 uwag do wpisu “Chur i czekoladki czyli niespełnione marzenie

  1. ja bym kupila te czekoladki i wraz ze swistakiem wyslala do pani nauczycielki ,jesli jeszcze jest na tym swiecie.Nie z zemsty tylko tak – zeby jednak czasem ktos umial sluchac nmlodych ludzi.Zycze powodzenia w Szwajcarii

    • Czasami dorosłemu, przez swoją źle pojętą dumę i wyższość, trudno przyznać rację dziecku. Sądzę, że czekoladki by nie pomogły. A może? Kto wie?

  2. Jakem belfer, też bym ten Chur podkreśliła na czerwono…:))) Nie miałam pojęcia do dziś, że takie miejsce istnieje:))) Ależ to blogowanie jest kształcące!
    Cudna ta historia! Cudna i słodka bo z czekoladkami w tle. Aż ślinka leci…
    Idę sprawdzić czy mam jakiś kawałek czekolady w szafie.

    • Gdyby tamta nauczycielka uważniej przeczytała wypracowanie, zapewne nie podkreśliłaby na czerwono.

      A Chur to odwieczna brama do ważnych szlaków handlowych i przełęczy alpejskich.

  3. Przypomniała mi się taka anegdota z kabaretu Laskowika, gdzie jeden z aktorów zamiast głoski „r” wymawiał „j”. To częsta wada wymowy, ale Laskowik, nie bacząc na to, zaproponował mu powiedzenie „chór kościelny”, no i aktor powiedział … 🙂 🙂 🙂

  4. Zapewne ten „Chur” i chór zapamiętasz do końca życia 🙂
    Przypomniałaś mi jak moja pani od j. polskiego zawsze po dyktandzie dzieliła „razy” piórnikiem drewnianym w łapę. Tyle ile było błędów, tyle razy dostało się. Dobrze, że wtedy były tylko piórniki drewniane, bo ten inny na pewno by się rozleciał … 🙂

    Pozdrawiam serdecznie.

  5. Bet napisała: – „Idę sprawdzić czy mam jakiś kawałek czekolady w szafie”. Domyślam się, że kredns tak nazywa.
    Ale przypomniało mi to, że matka przed nami chowała czekoladę w szafie. Pewnie dlatego, że w tamtych warunkach nic innego nie było do przechowywania czekolady. A poza tym na najwyższej półce i ja i mój brat tam nawet z krzesła nie moglibyśmy dosięgnąć.

    Mimo bowiem przesytu (to dobrze pamiętam),czokoladą bowiem jankesi dzieci przydziałami obdarowywali dużymi: mlecznej (nie wiem czy to milka była) – i włoskiej (?) bardzo gruba, składająca się z sześciu kawałków, tylko skrobaniem zębami można ją było pożerać – matka przezornie, chowała przed nami. Ale też romadziła, na wymianę z głodującymi Niemcami.

    P.S. alEllu, czy z tą mućką na fotce to Pani?

    • Honiewicz, u nas czekolady chowało się na szafie od czasu kiedy brat rozbił sobie głowę półką, która dawała się ściągnąć/zrzucić szczotką.

      Na zdjęciu z mućką – nie ja.

  6. Jeśli na ogół nie popełniałaś błędów ortograficznych, to nauczycielka przed wystawieniem oceny powinna spytać o ten Chur. Kiedyś pomagałam swojemu siostrzeńcowi napisać wypracowanie o wizerunku śmierci z „Rozmowy Mistrza Polikarpa ze Śmiercią”. Siostrzeniec zacytował wers, w którym było słowo „skarze”. Nauczycielka też obniżyła ocenę, bo chyba nie wiedziała, że skarze- skarać (ukarać), a skaże- skazać.
    Gdy moja uczennica Diana relacjonowała pobyt z wakacji na wyspie Hvar, gdzie jej ciocia ma pensjonat, to oczywiście sprawdziłam, jak pisze się nazwę tej wyspy, bo wcześniej o niej nie słyszałam.
    Czy to Ty karmisz tę krowę?
    Serdecznie pozdrawiam.

    • Anno, ja akurat błędów ortograficznych nie popełniałam nigdy. Ale nie uznaję tego za uzasadnienie postępowania nauczycielki takiego czy innego.

      Nie, to nie ja karmię krowę. Ja nie podejdę nawet do psa czy kota, a co dopiero do takiej wielkiej krowy z rogami.

      • Właśnie myślałam, ze daleko Ci było do błędów ortograficznych. Nauczycielkę powinno tknąć, że Chur napisałaś wielką literą, bo to wskazywało na nazwę własną a nie- pospolitą.
        W dzieciństwie pasłam krowę, więc aż tak bardzo nie boję się tych rogatych stworzeń.
        Życzę Ci zrealizowania szwajcarskiego marzenia.
        Serdecznie pozdrawiam.

        • Anno, szłam kiedyś przez wieś. Przede mną wyłoniła się zgraja psów. Najpierw zamarłam w bezruchu, a potem pomalutku cofałam się krok po kroczku. Nagle znalazłam się na rozłożystej czereśni. Tak! Na czereśni – drzewie, na które wrzuciła mnie krowa. Nie wiem tylko, czy to ja sama tyłem weszłam między jej rogi, czy to krowa postanowiła mnie na rogi nadziać. Gospodarze, którzy zdarzenie obserwowali, powiedzieli, że krowa mnie ratowała. Czy to może być prawda?

  7. alEllu, wczoraj w nocy Twój blog funkcjonował. Miałem nawet coś napisać, ale mnie sygnał skype i dłuższa rozmowa przerwał zamiar pisania.
    Nie wiem zatem skąd ten alarm? Obawiam się, że nasz przemiły Anzai wprowadził atmosferę spisku, co sprawia, że blogi to znikają, to – przez moje dmuchnięcie – powracają.
    Moje moce Was ochronią przed złym.

    P.S. Dla pewności, że dotrze powyższy tekst wklejam także tu.

    • Być może blog funkcjonował „falami” i ja trafiałam na odpływ.
      Tak, czy siak, za „przedmuchiwanie” nieustająco dziękuję:) Niech Twoja moc, Honiewicz, będzie z naszymi blogami, chroni je i wspomaga, o!

    • Ja jeszcze nie zaczęłam się tym cieszyć. Nie przeczytałam tekstów 4 głównych nagród. Zaabsorbowana byłam świętami. Pozaglądam dopiero po Nowym Roku, bo też będę chciała poznać współtowarzyszy podróży.
      Serdecznie pozdrawiam.

Dodaj komentarz